Kulinarny sezon w Chicago nigdy się nie kończy. Ciągle otwierają się nowe restauracje, oferujące dania z przeróżnych zakątków świata. Lubię Chicago za to, że w odległości paru ulic można spróbować oryginalnej kuchni wietnamskiej i na przykład smakołyków z Peru. W dotarciu do nowych miejsc i ciekawych restauracji niewątpliwie pomaga internet. Ale poza korzystaniem z serwisów, które oferują recenzje, jak np. Yelp czy Urbanspoon, polecam także poszukać lokalnych imprez kulinarnych, które niemal co weekend odbywają się w różnych dzielnicach Chicago.
W ubiegłą środę jedna z imprez kulinarnych odbyła się w dzielnicy, w której mieszkam – w Uptown i była to pierwsza tego typu impreza w tej części miasta. “Smak Uptown” (Taste of Uptown) od razu okazał się strzałem w dziesiątkę dla organizatorów, bo bilety w cenie 25 dol. rozeszły się niemal natychmiast. Każdy z uczestników otrzymał mapę, na której zaznaczono 18 punktów – restauracji, kawiarni i lokali, gdzie na skosztowanie czekały specjały danego miejsca. I muszę przyznać, że mimo iż wydawało mi się, że po trzech latach mieszkania w tej dzielnicy znam topografię niemal wszystkich okolicznych restauracji, to kilka miejsc bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
Uptown, jako dzielnica Chicago ma kilka ciekawych kuchni do zaoferowania – na przykład kuchnie afrykańskie (np. etiopska) czy otwarty niedawno lokal serwujący dania kuchni hawajskiej. Mój spacer zacząłem od wypróbowania czekolady ze sklepu “My Chocolate Soul”, który dopiero czeka na swoje otwarcie. Miejsce witało sporym koszem wypełnionym czekoladkami. Okazały się naprawdę dobre.
Na pewno wrócę do chińskiej restauracji Lao Sze Chuan, która zaoferowała świetnego kurczaka na ostro. Chińszczyznę reklamowała także restauracja Silver Seafood, o której zawsze myślałem, że jest raczej miejscem hurtowej sprzedaży ryb, bo z zewnątrz lokal prezentuje się mało ciekawie i nie zachęca do wejścia. W środku nie lepiej. Przypomina w swoim wystroju stary polski bar mleczny. A w menu do spróbowania … makaron z serem i piwo. Raczej nie polecam.
Kolejny przystanek to etiopska Demera. Miejsce, które znam, ale wcześniej nie miałem okazji odwiedzić. W środę serwowano dobrze przyprawioną i przyrządzoną soczewicę, kapustę na ostro i placek – tradycyjne etiopskie potrawy. Wszystko było pyszne, zdrowe i ładnie wyglądało. Sama restauracja jest czysta, przestronna i dobrze oświetlona. Warta ponownych odwiedzin.
Na mapie wieczoru było też kilka kafejek, których ostatnio sporo otwiera się w tym rejonie. Zazwyczaj oferują całkiem niezłą kawę, ale nie jest ona tania – średnio 4 dol. za kubek. Do kawy mają najczęściej lokalne wypieki.
Odwiedziłem jeszcze amerykański grill, który tak naprawdę nic ciekawego nie ma, oprócz kilku kanapek, spaghetti i kurczaka. Na pewno warta uwagi jest otwarta niedawno restauracja Pokiology, którą znałem z wcześniejszych odwiedzin. Serwują w niej poki, czyli miks sałatki i sushi. Do wyboru mamy kilka rodzajów surowych ryb, warzywa, ryż i zestaw sosów. Wszystko za niecałe 10 dol. To miejsce powinni odwiedzić nie tylko miłośnicy sushi.
W związku z dzielnicową imprezą otwarto na jeden dzień nową wegańską restaurację Kal'ish short order vegan, czyli wegańskie potrawy na szybko. Tutaj można było spróbować bezmięsnego burgera lub wegańskiego mielonego. Już od kilku miesięcy czekam na oficjalne otwarcie tego miejsca. Na razie bezmięsny burger lekko mnie rozczarował.
Imprezy takie jak “Smak Uptown” można znaleźć korzystając z serwisów eventbrite.com lub goldstar.com. Czasami są one darmowe. Zawsze gwarantują poznanie kilku oryginalnych miejsc, gdzie możemy smacznie zjeść. Tymczasem już w listopadzie w Chicago odbędzie się Strange Food Festival i przyznam się, że nie mogę się doczekać.
Tekst i zdjęcia: Piotr Serocki
Reklama