To były nagrania, które mogą przesądzić o przyszłości największego mocarstwa na ziemskim globie, a tym samym – o historii świata. A zarejestrowały słowa, które często można usłyszeć w świecie mężczyzn, ale nie powinny docierać do damskich uszu. Męskie i mało parlamentarne przechwałki Donalda Trumpa z 2005 roku dotyczące zdobywania kobiet mogą pogrzebać jego polityczne aspiracje. I nie będzie to ewenement.
Mimo że kandydat republikanów zapytany przez moderatora drugiej prezydenckiej debaty Andersona Coopera o to, czy rzeczywiście zrobił to, czym się tak przechwalał, stanowczo zaprzeczył, mleko się już wylało. W kilka dni później cztery kobiety postanowiły przerwać milczenie i powiedzieć głośno o próbach seksualnego molestowania przez Donalda Trumpa. Jessica Leeds opowiadała o tym, w jaki sposób miliarder dotykał jej w samolocie 30 lat temu. Rachel Crooks wspominała o próbach całowania pod windą w Trump Tower w 2005 roku. Tych samych czasów dotyczyła relacja byłej reporterki „People” Natashy Stoynoff o seksualnych awansach miliardera. Z kolei Mindy McGillivray wyznała „Palm Beach Post”, że 13 lat temu Trump „przystawiał się” do niej we florydzkiej posiadłości Mar-a-Lago. To może być wierzchołek góry lodowej, bo dużo więcej kobiet może zacząć oskarżać kandydata republikanów – ostrzegają liberalne media.
Skandal za skandal
Ale to nie jedyny obyczajowy skandal tej kampanii. Przecież to Donald Trump pokazał się na konferencji prasowej z kobietami rzekomo wykorzystanymi seksualnie przez Billa Clintona i głośno przypomina o wyznaniach Moniki Lewinsky, które niemal pozbawiły prezydentury męża kandydatki Partii Demokratycznej. Nie bez powodu obecna kampania ma więc opinię najbrudniejszej w historii, mimo że oboje kandydatów znajduje się już w wieku, w który należy cieszyć się wnukami, a nie erotycznymi wyczynami.
Ameryka, w odróżnieniu od innych zachodnich krajów, rzadko wybacza erotyczne ekscesy politykom. Opinia publiczna dowiaduje się o nich najczęściej właśnie dzięki wyciekom do mediów lub portali społecznościowych. Nagrania wideo, zdjęcia, taśmy, wpisy – wszystkie te nośniki przyczyniały się do końca politycznych karier. Niektórzy sami sobie zgotowali marny los. Tak było z kongresmanem z Nowego Jorku Anthonym Weinerem, który trzykrotnie popełniał ten sam grzech wysyłając za pośrednictwem komórki niedwuznaczne propozycje do różnych dam. Pierwszy z nich zakończył się wymuszoną rezygnacją z fotela w Izbie Reprezentantów, drugi przerwał marzenia Weinera o rządzeniu miastem Nowy Jork, a trzeci – separacją z małżonką Humą Abedin.
Od ekscesu do dymisji
Przykładów różnych wycieków dotyczących skandali obyczajowych mamy w ostatnim półwieczu bez liku. Lista amerykańskich polityków – kongresmanów, senatorów i dyplomatów wyższego szczebla, którzy po ujawnieniu różnych afer musieli odejść, liczy co najmniej kilkadziesiąt nazwisk. Czego tam nie ma! Listę otwierają tak niewinne „ekscesy” jak nieślubne dzieci, romanse z członkiniami sztabów wyborczych, czy sekretarkami. Ale było też systematyczne korzystanie z usług luksusowych prostytutek, często stręczonych przez wpływowych lobbistów. Do tego publiczne przyznania się do homo- lub biseksualizmu, co kilkadziesiąt, czy jeszcze kilkanaście lat temu przekreślało możliwość kontynuacji kariery. W tym sosie lepkich i brudnych skandali nie brakowało przykładów świadczących o zupełnej hipokryzji. Przywódca republikańskiej rewolucji z 1994 roku Newt Gingrich i zdawałoby się wszechmocny przewodniczący Izby Reprezentantów, musiał odejść z Kongresu, gdy wyszło na jaw, iż miał romans ze swoją pracownicą, w tym samym czasie, gdy próbował pozbawić prezydentury Billa Clintona za… romans ze stażystką.
Nagrania wideo, zdjęcia, taśmy, wpisy – wszystkie te nośniki przyczyniały się do końca politycznych karier. Niektórzy politycy na własne życzenie zgotowali sobie marny los"
Do rezygnacji ze stanowiska wzywał także w 1998 roku Billa Clintona republikański senator z Nevady John Ensign. Kilkanaście lat później on sam musiał zrezygnować najpierw z przewodniczenia jednej z komisji, a potem z fotela senatora, gdy wyszło na jak, że miał romans z żoną swojego przyjaciela. Oboje zresztą pracowali na rzecz jego kampanii.
O prawdziwości słów – kto mieczem wojuje od miecza ginie – przekonał się też demokratyczny kongresman z Florydy Tim Mahoney. Objął on mandat po Marku Foleyu, którego stażystki (sic!) w Kongresie oskarżyły o molestowanie seksualne. Mahoney prowadził swoją kampanię pod hasłem stworzenia świata, który jest bezpieczniejszy i czystszy moralnie. Nie minęło wiele czasu, gdy okazało się, że zatrudnił w biurze swoją kochankę. Już po rezygnacji okazało się, że był uwikłany w wiele innych pozamałżeńskich relacji.
Nie tylko seks
Ale przecież nie tylko przecieki obyczajowe wstrząsały w przeszłości Ameryką. Rewelacje ujawnione przez portal Wikileaks, czy wyjście na jaw dokumentów Panama Papers, pokazujących gdzie inwestują i ukrywają miliardy politycy i możni tego świata, to tylko wierzchołek góry lodowej. Starsi wiekiem Czytelnicy pamiętają zapewne reperkusje afery Iran-Contra z 1986, a jeszcze wcześniej afery afer – Watergate. Ujawnienie kulis włamania do centrali Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej w Watergate Hotel w czerwcu 1972 roku pozbawiło przecież prezydentury Richarda Nixona i walnie przyczyniło się do wyborczego zwycięstwa Jimmy'ego Cartera w 1976 roku. Historia lubi się powtarzać, często jako własna karykatura. Czyżby tak miało być właśnie teraz?
Jolanta Telega
[email protected]