Major Deegan Expressway to jedna z głównych arterii Nowego Jorku, bez której trudno sobie wyobrazić komunikację Bronksu z położonymi bardziej na południe dzielnicami Nowego Jorku. Jej zamknięcie na kilka godzin w środku tygodnia, w godzinach szczytu, w dodatku w środku trwającej na Manhattanie sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, oznaczało komunikacyjny armagedon dla sporej części metropolii.
Powodem było odkrycie przy przejeździe nad 134 ulicą podejrzanego przedmiotu wyglądającego na bombę. Po kilku godzinach drogę otwarto i podano uspokajający komunikat: przedmiot wyglądający na ładunek wybuchowy domowej roboty okazał się zwykłym szybkowarem. Żadnych drutów, zapalników, gwoździ, czy substancji łatwopalnych.
Chelsea jako cel
To nie był jedyny alarm w Nowym Jorku w ostatnich dniach. Zaczęło się od eksplozji w manhattańskiej dzielnicy Chelsea, gdzie ładunek wybuchowy domowej roboty zranił 29 osób, powodując poważne straty materialne. Według służb federalnych terroryście udało się zdetonować tylko jeden z czterech ładunków.
Większość przypominała ten, który odpalili bracia Carnajew w 2013 roku podczas maratonu w Bostonie. Jedna z bomb umieszczonych w plecaku została w sposób kontrolowany wysadzona przez policję na stacji kolejowej w Elizabeth w New Jersey.
Od czasu zamachu w Chelsea w centrum Nowego Jorku z powodu podejrzanych pakunków służby porządkowe zaalarmowano przynajmniej kilkanaście razy. Atmosfera w Wielkim Jabłku wyraźnie się zagęściła.
Z Afganistanu do USA
Sprawcą wszystkich incydentów okazał się Afgańczyk Ahmad Khan Rahami, którego zatrzymano po zaledwie kilkudziesięciu godzinach. Muzułmanina, choć rannego, dopadnięto żywcem. Jest więc szansa, aby dowiedzieć się szczegółów na temat jego powiązań i kontaktów. Choćby tego, dlaczego za miejsce zamachu wybrał właśnie Chelsea. Znalezione przy nim i w jego mieszkaniu dowody już pozwalają prześledzić proces radykalizacji sprawcy. Większość śledczych uważa, że Rahami był najprawdopodobniej „samotnym wilkiem”.
Zastępca dyrektora FBI William F. Sweeney powiedział, że według władz federalnych w metropolii nowojorskiej nie funkcjonuje żadna komórka antyterrorystyczna. Wiadomo, że Rahami szybkowary kupił w ubiegłym roku w jednym sklepie, zaś ładunki montował w ogródku rodzinnego domu. Ale śledczy będą chcieli ustalić na ile podróże do Pakistanu i Afganistanu wpłynęły na jego poglądy. Rahami po każdej dłuższym pobycie do obu krajów był przesłuchiwany na granicy, ale za każdym razem utrzymywał, że przebywał u rodziny. Na tym zainteresowanie służb wobec niego się kończyło. Okazało się przy okazji, że ten naturalizowany imigrant z Afganistanu (jego rodzice otrzymali azyl w USA gdy miał 7 lat), żyjący w Elizabeth pod Nowym Jorkiem, już wcześniej był obiektem zainteresowania FBI. Dwa lata temu, gdy policja interweniowała w sprawie rodzinnej awantury (Ahmad Khan Rahami miał zranić w nogę swojego brata) jego ojciec Mohammad Rahami nazwał go publicznie „terrorystą”.
Przesłuchany później przez FBI zaprzeczył, aby to była prawda i Federalne Biuro Śledcze przestało zajmować się sprawą.
Na kilka dni przed zamachami zniknęła żona Rahamiego, która opuściła Stany Zjednoczone – co o przygotowaniach wiedziała rodzina sprawcy – pozostaje na razie otwarte.
(...) śledczy będą chcieli ustalić na ile podróże do Pakistanu i Afganistanu wpłynęły na poglądy Rahamiego. Mężczyzna po każdej dłuższym pobycie do obu krajów był przesłuchiwany na granicy USA, ale za każdym razem utrzymywał, że przebywał u rodziny. Na tym zainteresowanie służb wobec niego się kończyło"
System działa?
Można mówić, że brak ofiar podczas ostatnich prób zamachów dokonanych najprawdopodobniej przez 28-letniego Ahmada Khan Rahamiego to wypadkowa szczęśliwych zbiegów okoliczności, głupoty zamachowca i… chciwości dwóch nowojorczyków, którzy przenieśli jeden z szybkowarów. Ale to jednocześnie dowód na to, że system zwalczania terroryzmu działa. Przecież w wielkiej metropolii, jaką tworzy Nowy Jork z przylegającymi przedmieściami, udało się schwytać sprawcę w ciągu zaledwie 36 godzin. W błyskawicznym tempie dotarto do nagrań wideo pokazujących Rahamiego rozmieszczającego ładunki w Chelsea. W dzisiejszych czasach, gdy ulice miast obserwują tysiące kamer, nie było problemu z wykryciem, kto roznosił bomby. Na szybkowarze, który szczęśliwie nie wybuchł, znaleziono także odciski palców podejrzanego. W aresztowaniu mężczyzny pomogli mieszkańcy, bo to przecież właściciel restauracji doniósł o osobniku podobnym do poszukiwanego śpiącym pod drzwiami jego lokalu w Linden w New Jersey.
Bez zarzutu zadziałał także system przepływu informacji, dzięki czemu mieszkańcom Nowego Jorku udało się zachować spokój. Paniki uniknięto także w mediach społecznościowych. Ośmiokrotny wzrost liczby telefonów z meldunkami o podejrzanych pakunkach jest tylko przejawem tego, że nowojorczycy chcą czuć się bezpiecznie. O ile jest to w ogóle możliwe w dzisiejszych czasach. Przecież w USA nie brakuje młodych ludzi, gotowych się zradykalizować tak jak bracia Carnajew czy Rahami. To przecież na tym polega terroryzm – nigdy nie wiemy, kiedy i gdzie uderzy następnym razem.
Jolanta Telega
[email protected]