Społeczność w Harlow była we wtorek pogrążona w szoku po tym, gdy grupa nastolatków zamordowała 40-letniego Polaka i raniła jego 43-letniego kolegę. Policja wciąż bada motywy sprawców, ale zabójstwo na tle narodowościowym jest głównym wątkiem śledztwa.
Harlow to głosujące na Partię Pracy ponad 80-tysięczne miasteczko w południowo-wschodniej Anglii, które jednak opowiedziało się w referendum za wyjściem z Unii Europejskiej. Polacy, jak w wielu miejscach Wielkiej Brytanii, stanowią tu najliczniejszą mniejszość narodową. Według oficjalnych statystyk z 2013 roku mieszka ich tu ponad 1,5 tys.
Do ataku doszło w sobotni wieczór. Tuż przed północą dwóch Polaków jedzących pizzę na placu handlowym the Stow zostało zaatakowanych przez grupę dwudziestu kilku nastolatków, chłopaków i dziewczyn. To lokalny gang, znany dobrze mieszkańcom tej części miasta – wbrew policyjnych zapewnieniom, że to spokojna okolica.
Jedna z mieszkanek przyznała w rozmowie z polskimi mediami, że słyszała, jak napastnicy obrażali Polaków ze względu na ich narodowość. Policja wciąż jeszcze nie potwierdza, czy to polska narodowość była główną przyczyną ataku, traktując to jako jeden z wątków śledztwa.
Przybyły na miejsce patrol policji znalazł obu mężczyzn - 40-letniego Arkadiusza J. i jego 43-letniego kolegę - nieprzytomnych, leżących na chodniku. Obaj zostali natychmiast zabrani do szpitala.
Młodszy z nich zmarł w poniedziałek wieczorem w Addenbrooke Hospital w Cambridge w wyniku odniesionych ran głowy. Starszy został wypisany po krótkiej hospitalizacji i jest w szoku - samego wydarzenia nie pamięta, bo ocknął się dopiero w szpitalu.
W poniedziałek wieczorem na the Stow spotkała się grupa Polaków, którzy znali ofiarę zabójstwa.
"Znaliśmy się dwa lata. Arek był bardzo miły, ciepły, życzliwy" - wspominała łamiącym się głosem jedna z kobiet, która pracowała w tej samej firmie. "Dotychczas oglądaliśmy telewizję, coś słyszeliśmy o atakach na Polaków, ale kiedy bezpośrednio to nas dotyka, to cała perspektywa się zmienia. Ciężko będzie po tym tutaj żyć, patrzeć na siebie" - dodała.
Jak relacjonowali zgromadzeni, zaatakowani Polacy przyszli na the Stow po to, by zrobić sobie krótką przerwę w malowaniu mieszkania przygotowywanego do wizyty matki jednego z nich. W ciągu kilku minut zostali skatowani.
W toku śledztwa policja zatrzymała dotychczas sześciu nastolatków w wieku 15-16 lat, z czego pięciu zostało wypuszczonych za kaucją. Szósty pozostaje w areszcie.
"Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiary jadły razem posiłek i rozmawiały, kiedy zostały skonfrontowane przez grupę około 15-20 nastolatków, zarówno chłopaków, jak i dziewczyn. Według naszej wiedzy nie wszystkie te osoby brały udział w ataku i wierzymy, że część z nich będzie w głębokim szoku, wiedząc, do czego to doprowadziło" - powiedział starszy oficer śledczy Al Pitchen.
Z kolei superintendent Andy Mariner zapewnił PAP, że policja wzmocniła ochronę części miasta, w której mieszkają Polacy, aby zapobiec ewentualnym dalszym atakom.
Mieszkający w Harslow Polacy przyznali, że to nie pierwszy raz, kiedy stali się ofiarami ataków lub wyzwisk ze strony Brytyjczyków. Jak wspominali, do podobnego ataku doszło zaledwie kilka tygodni wcześniej, kiedy dwaj mężczyźni - również Polacy - trafili z ciężkimi obrażeniami do szpitala. "To nie jest bezpieczna okolica" - podkreślali rozmówcy.
"Pracowałam tutaj u bukmachera, na rogu tego placu. Kręci się tu pełno osób, które są pijane, pod wpływem narkotyków i jak usłyszą, że nie jesteś Anglikiem, to rzucają wszelakimi wyzwiskami" - mówiła Mirosława Gust-Majdzińska.
"Po Brexicie to się nasiliło. To efekt tego, że Cameron mówił, że Polacy przychodzą tu po benefity, zabierają pracę, wysyłają zasiłki dla dzieci do Polski. Wtedy ludzie zaczęli najbardziej nienawidzić Polaków" - powiedziała.
Z kolei właściciel lokalnego sklepu "U Polaka" Jacek Góra zbierał wczesnym wieczorem podpisy na polskiej fladze, którą chce położyć na miejscu zdarzenia, żeby uczcić pamięć ofiary. "Ta flaga będzie symbolizowała naszą pamięć o Arku. Był moim klientem, znałem go, widziałem go codziennie. Był tutaj nawet w sobotę, krótko przed tym, jak to się zdarzyło" - mówił.
"Myślę, że problem niekoniecznie wynika z rasizmu czy niechęci wobec Polaków, ale problemów z młodzieżą. To byli młodzi ludzie, 15 i 16 lat. To nie jest spokojna okolica, wszyscy wiedzą, jak tu jest, ale wiadomo, nie jesteśmy w swoim kraju, musimy na to patrzeć z dystansem" - opowiadał. Jak przyznał, pomimo sobotniego ataku nie planuje powrotu do Polski.
Radni z rządzącej miastem Partii Pracy zapewniali, że władze Harlow zrobią wszystko, aby zapobiec dalszym incydentom.
"To szok dla wszystkich. Statystycznie ta część dzielnicy ma największą liczbę obcokrajowców, pracowników z Europy Środkowej. Mamy z nimi dobre relacje, spotykamy ich często w lokalnym kościele" - podkreślał Danny Purton, który przyszedł porozmawiać z lokalną społecznością o tragicznych wydarzeniach sobotniej nocy.
Inna radna, Waida Forman, przyznała, że ataki na Polaków mogą być związane z czerwcowym referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
"Dla wielu ludzi Brexit był tym, co uruchomiło ich nienawiść. Nie wiemy jeszcze, czy to był atak bezpośrednio motywowany narodowością ofiar czy nie, ale te wszystkie wypowiedzi Nigela Farage'a o migrantach... Łatwo jest po prostu mówić, że przyjeżdżają tutaj, zabierają pracę, kosztują budżet - ale to po prostu nie jest prawda" - podkreślała.
Morderstwo w Harlow to najpoważniejszy przypadek agresji wobec migrantów w ostatnich miesiącach. W pierwszych tygodniach po czerwcowym referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej w kraju odnotowano znaczący wzrost tego typu incydentów, w szczególności dotyczących blisko milionowej polskiej społeczności imigrantów.
Z Harlow Jakub Krupa (PAP)
Reklama