Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 23:26
Reklama KD Market

Na imigracyjnych biegunach



Dwoje polityków – dwie skrajnie odmienne wizje polityki imigracyjnej. Gdy w listopadzie pójdziemy wybierać następnego prezydenta USA, będziemy musieli się opowiedzieć za jedną z wizji Stanów Zjednoczonych.

Imigracyjne 100 dni Hillary

Minionych kilka dni na szlaku kampanii przyniosło znaczące wystąpienia dotyczące imigracji ze strony obojga kandydatów. Hillary Clinton podczas przemówienia w National Associations of Black and Hispanic Journalists w Waszyngtonie przedstawiła swoje plany reformy. Zapowiedziała m.in. przerwanie deportacji milionów nielegalnych imigrantów. Projekt ustawy w tej sprawie miałby trafić do Kongresu już w ciągu pierwszych 100 dni od objęcia urzędu. Według Hillary Clinton reforma imigracyjna i legalizacja nieudokumentowanych cudzoziemców przyniosłyby gospodarce USA dodatkowe setki miliardów dolarów. Była sekretarz stanu na swojej stronie internetowej zapowiedziała także zniesienie 3-letniego i 10-letniego zakazu wjazdu do USA dla osób, które przebywały w Stanach nielegalnie przez dłuższy czas. Przy okazji kandydatka zaapelowała do wyborców o pomoc w przejęciu przez Partię Demokratyczną kontroli nad Senatem (na przerwanie republikańskiej dominacji w Izbie Reprezentantów nie ma raczej szans). Pomogłoby to w szybkim rozpatrzeniu ustawy. „Będziemy przygotowani do przedstawienia projektu legislacji tak szybko, jak to tylko możliwe – obiecywała Clinton – Trump zamierza osaczać imigrantów. My nie będziemy deportować całych rodzin”.

Była sekretarz stanu sugerowała także, że będzie kontynuowała politykę Baracka Obamy, który próbował zawiesić deportację 4,3 miliona rodziców obywateli USA. Rozporządzenie wykonawcze Białego Domu zostało jednak skutecznie zaskarżone do sądu przez 26 stanów i nie weszło w życie. Ostatnim akcentem tej walki było głosowanie w Sądzie Najwyższym, gdzie był remis 4-4, pozwalający na utrzymanie orzeczenia niższej instancji i odesłanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Zarówno Hillary Clinton, jak i Donald Trump liczą na to, że po wygraniu prezydenckich wyborów nominują do Sądu Najwyższego kandydata, który pozwoli złamać równowagę sił między obozem konserwatywnym a liberalnym.

Inny kandydat – inna wizja

Kandydat republikanów Donald Trump od początku kampanii zajmował w sprawach imigracyjnych krańcowo odmienne stanowisko. Opowiadał się za masową deportacją nieudokumentowanych cudzoziemców oraz ograniczeniem legalnej imigracji do USA. W ostatnich dniach dorzucił do tego zapowiedź całkowitego wstrzymania przyjazdów kandydatów na imigrantów z krajów objętych terroryzmem.

Jeden z głównych doradców Trumpa Stephen Miller pomógł wcześniej republikańskiemu senatorowi z Alabamy Jeffowi Sessions utrącić reformę imigracyjną w izbie wyższej Kongresu. Tym razem zareagował opublikowaniem pięciostronicowego oświadczenia atakującego politykę Hillary Clinton. Zarzucił demokratycznej kandydatce uzurpowanie sobie niemal królewskich prerogatyw, co na dłuższą metę zagroziłoby wszystkim Amerykanom. Było to nawiązanie do rozporządzeń wykonawczych prezydenta Baracka Obamy wstrzymujących deportacje. Hillary Clinton nigdy nie ukrywała poparcia dla kontrowersyjnych programów.



Trump, który wzywał do wybudowania muru wzdłuż południowej granicy, uważa, że plan demokratycznej kandydatki jest jedynie formą amnestii i receptą na trzymanie otwartych granic. Według Millera „amnestia”, czyli przyznanie legalnego statusu większości spośród 11 milionów nielegalnych imigrantów, odbierze miejsca pracy bezrobotnym Amerykanom. „Jej deklaracja [o szybkim wprowadzeniu reformy – przyp. red.] wygłoszona w środku kryzysu bezpieczeństwa kraju i jego granic wskazuje na całkowite lekceważenie problemów bezpieczeństwa narodu amerykańskiego” – czytamy w oświadczeniu. – „Obecna administracja wypuściła na wolność setki tysięcy nielegalnych imigrantów z przeszłością kryminalną. Teraz Clinton posuwa się jeszcze dalej, chcąc zaprzestać niemal wszystkich deportacji i demontując system ochrony granic”.

Po serii zamachów terrorystycznych dokonanych pod szyldem tzw. Państwa Islamskiego Trump najpierw ogłosił plan, aby wstrzymać wjazdy do USA wszystkich muzułmanów, a potem doprecyzował, aby powstrzymać imigrację z tych krajów Bliskiego Wschodu, które są uważane za matecznik terrorystów.

Zimnowojenne analogie

Według ekspertów politycznych Donald Trump w dyskusji dotyczącej imigracji wyraźnie zaczął nawiązywać do schematów z okresu zimnej wojny. Z jedną różnicą – miejsce obozu sowieckiego zajął teraz islamski ekstremizm uosabiany przez Państwo Islamskie. „Tak jak wygraliśmy zimną wojnę, ukazując złe strony komunizmu i wartość gospodarki wolnorynkowej, tak powinniśmy zająć się ideologią radykalnego islamu” – mówił republikański kandydat na Youngstown State University w Ohio. Trump wyraźnie chciał powiązać wzrost liczby imigrantów z zagrożeniem terroryzmem. Jego zdaniem ataki przygotowywane w USA są dokonywane przez „imigrantów bądź dzieci imigrantów” i trzeba podejmować nadzwyczajne działania, aby wyłapywać potencjalnych zamachowców podczas urzędniczych procedur.

Trump przypomina też przy każdej okazji, że Hillary Clinton przyczyniła się jako sekretarz stanu do destabilizacji Bliskiego Wschodu i wzrostu znaczenia Państwa Islamskiego. Koronnym argumentem jest wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku oraz poparcie dla rewolucji w Libii, która obaliła reżim Muammara Kadafiego, czy Hosni Mubaraka w Egipcie, co zdestabilizowało te kraje. Pojawiło się także porównanie Hillary Clinton do kanclerz Niemiec Angeli Merkel i chęć wpuszczenia do USA tysięcy uchodźców z Syrii.

Jednym z pomysłów Trumpa jest też poddawanie kandydatów do osiedlenia się w USA testom, które mają wykazać, czy wyznają oni wartości zbliżone do tych, które przyświecały założycielom amerykańskiej demokracji.

Niełatwy dylemat wyborcy

W retoryce obojga kandydatów jest wiele skrajności i demagogii. Nie ulega wątpliwości, że polityka imigracyjna będzie jednym z głównych tematów rozkręcającej się kampanii. Niestety trudno będzie w tej dyskusji o racjonalne argumenty. A wyborcom przyjdzie rozstrzygać między dwoma skrajnościami.

Jolanta Telega

[email protected]

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama