31-letni Paweł Czop zginął w niedzielę 31 lipca w wypadku motocyklowym w miejscowości Sugar Grove. Mężczyzna wracał z polonijnego pikniku, który odbywał się w Yorkville. Jechał bez kasku, zmarł na skutek poważnych obrażeń głowy.
Do tragicznego wypadku doszło 31 lipca ok. godz. 18.40 na skrzyżowaniu Jericho Road i McCannon Road w miejscowości Sugar Grove. Mieszkaniec Schaumburga Paweł Czop wracał na swoim motocyklu marki Honda z polonijnego pikniku, który tego dnia odbywał się w Yorkville.
Mężczyzna jechał za dwoma samochodami, które niespodziewanie zwolniły. Pierwszy pojazd – dodge charger, za którego kierownicą siedziała 16-latka, zwolnił gwałtownie, by skręcić z Jericho Road w McCannon Road. Samochód jadący za nim również gwałtownie przyhamował. Paweł Czop próbował wyprzedzić zwalniające samochody, ale nieszczęśliwie zahaczył o tył skręcającego dodge’a. Motocyklista wyleciał w powietrze i uderzył o ziemię. Nie miał na sobie kasku.
Paweł Czop został przewieziony do Mercy Medical Center w Aurorze, gdzie lekarze stwierdzili jego zgon. Nastolatka prowadząca samochód, o który zahaczył motocyklista, doznała niegroźnych obrażeń.
Na pogrzebie Pawła Czopa 5 sierpnia na cmentarzu Maryhill w Niles oprócz pogrążonej w żałobie rodziny stawili się polonijni motocykliści. Wśród nich Daria Łyskawa, współorganizatorka Polonijnej Pielgrzymki Motocyklowej, w której Paweł Czop uczestniczył trzykrotnie: – W tę niedzielę, kiedy zginął Paweł ja też jeździłam na motocyklu, też bez kasku. Ale trzeba pamiętać, że kask ratuje życie. Od kiedy w wypadkach zginęło kilku moich przyjaciół, którzy jechali bez kasków, coraz częściej go wkładam, szczególnie jeśli jadę po autostradzie albo w trudnych warunkach pogodowych – mówi Daria Łyskawa.
Daria nie znała dobrze Pawła, ale wspomina go jako spokojnego, sympatycznego człowieka, dobrego kompana motocyklowych pielgrzymek do Amerykańskiej Częstochowy. – Wiem, że nie miał żony ani dzieci, tu w Ameryce miał tylko siostrę. To wielka tragedia, wyrazy współczucia dla rodziny – dodaje Daria.
Pawła z zeszłorocznej pielgrzymki pamięta Ted „Flaki” Milówka, prezes polonijnego klubu motocyklowego Sokół Riders. Sokoły były w czwartek wieczorem na wystawieniu zwłok Pawła, przybyły też na pogrzeb.
Pytamy prezesa Sokół Riders o jazdę bez kasku.– Kask jest tak skonstruowany, żeby chronić głowę, bierze na siebie impakt uderzenia. Oczywiście, zdarzają się inne obrażenia, ale często motocyklowe wypadki kończą się tragicznie na skutek urazów głowy. Nie da się kategorycznie stwierdzić, że kask ratuje życie, ale na pewno zmniejsza ryzyko śmierci w wypadku. Ja osobiście popieram jeżdżenie w kasku, ale jestem zdania, że jazda w kasku powinna być sprawą wyboru każdego motocyklisty; co innego szybka jazda po autostradzie, a co innego spokojne „cruisowanie” po ulicach miasta – mówi Flaki. – Motocykliści nie lubią jeździć w kaskach. Jazda bez kasku to wolność, która jest esencją jazdy na motocyklu, kask odgradza cię od świata, zabiera poczucie otwartej przestrzeni – dodaje.
Illinois jest jednym z trzech amerykańskich stanów, w których nie ma żadnych przepisów dotyczących nakazu jazdy na motocyklu w kasku.
(gd)
Reklama