Konwencja Demokratów obraduje w izolacji; protestów tam nie słychać (ZOBACZ ZDJĘCIA)
- 07/28/2016 02:44 PM
Organizatorom konwencji wyborczej Demokratów w Filadelfii udało się nie dopuścić do poważniejszych protestów, które by ją zakłóciły. Obrady zjazdu odbywają się w całkowitej izolacji od miasta i normalnego życia.
Hala Wells Fargo Center, gdzie obraduje konwencja, leży na betonowo-asfaltowym pustkowiu na obrzeżach Filadelfii przy międzystanowej autostradzie I-95. Halę otoczono szczelnym ogrodzeniem i zablokowano dojazdowe ulice, na które policja wpuszcza tylko autobusy z delegatami i pojazdy mające specjalne pozwolenia. To tzw. strefa bezpieczeństwa wyznaczona na czas konwencji przez Secret Service.
Goście konwencji i obsługujący ją dziennikarze muszą pokonać pieszo, w upale dochodzącym do 40 stopni C, około dwóch kilometrów od miejsca, gdzie wysiądą z taksówki. Jedynym środkiem transportu są tam małe golfowe wózki, z rzadka pojawiające się na horyzoncie.
Idących do hali co chwila zatrzymują umundurowani funkcjonariusze sprawdzający czy posiadają stosowne przepustki. Pytani jak iść do Wells Fargo Center, kierują często w złym kierunku, zapominając, że po kolejnych stu metrach trzeba zawrócić i iść naokoło, bo wszędzie czeka labirynt metalowych płotów. Nigdzie nie ma drogowskazów, ani napisów ułatwiających orientację.
Kiedy wieczorem po wyjściu z Wells Fargo Center uczestnicy konwencji pytają umundurowanych jak iść tam, gdzie odbywa się normalny ruch pojazdów, a więc można wsiąść do taksówki, ci zwykle nie wiedzą.
Na czas konwencji ściągnięto bowiem do Filadelfii policjantów z innych stanów oraz agentów Secret Service z Waszyngtonu, którzy miasta nie znają. W odpowiedzi na skargi, rzecznik Secret Service odpowiedział, że udręki poruszania się po terenie są „nieuniknione” w sytuacji, gdy na konwencję przyjechało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Samych dziennikarzy – z USA i całego świata - jest około 15 tysięcy.
Zamknięte ulice są jednak puste i samochody mogłyby podjechać dużo bliżej hali zjazdu, gdyby nie betonowe i metalowe bariery, które ustawiono, uzasadniając to względami bezpieczeństwa. Organizatorzy obawiali się zamachów terrorystycznych i protestów ulicznych.
W drugim dniu konwencji, we wtorek wieczorem, kiedy Hillary Clinton formalnie nominowano kandydatką partii w wyborach prezydenckich, tysiące demonstrantów z lewicowych organizacji zgromadziły się po zachodniej stronie „strefy bezpieczeństwa”, na Broad Street. Niektórzy próbowali dostać się do środka, wdrapując się na ogrodzenie; zostali aresztowani.
Skandowano: „Never Hillary” (Nigdy Hillary), wznoszono okrzyki na cześć lewicowego senatora Bernie Sandersa i hasła potępiające przywódców Partii Demokratycznej za manipulacje w celu utrącenia jego kandydatury na prezydenta. W tłumie wyróżniali się działacze ruchu „Black Lives Matter”, domagający się karania policjantów, którzy zabijają Afroamerykanów w czasie zatrzymań. Inni spalili flagę Izraela i krzyczeli „Niech żyje intifada”.
Demonstracja, oddalona od hali konwencji o milę, nie była tam słyszana. Tylko około 120 delegatów Sandersa, którzy nie mogą się pogodzić z nominacją Clinton – uważaną przez nich za polityka zaprzedanego Wall Street – urządzili sit-in, czyli siedzący protest w głównym namiocie dla mediów.
W odizolowanej od hali Wells Fargo Filadelfii życie toczy się normalnie. We wtorek w centrum miasta odbyła się demonstracja za zaostrzeniem kontroli broni palnej. W środę, na placu przed ratuszem, przemawiała na wiecu liderka Partii Zielonych, Jill Stein. Na ustawionej na placu platformie wystąpili po niej delegaci Sandersa, wzywając do kontynuowania jego walki. „Jill, not Hill” (Hill - Hillary), skandowali demonstranci. Wznoszono transparenty: „Rewolucja trwa”, „Turn the White House Green” (Przemaluj Biały Dom na zielono), „Precz z oligarchią” i olbrzymie portrety Sandersa.
„Filadelfia była stolicą rewolucji amerykańskiej. To będzie miejsce naszej następnej rewolucji. Potężna oligarchia nie oddaje władzy ludziom” - mówił jeden z delegatów. „Wczoraj była koronacja Hillary. Musimy wystawiać naszych własnych kandydatów, którzy będą reprezentowali klasę pracującą. Tylko tak możemy budować prawdziwą alternatywę dla Partii Demokratycznej, która jej nie reprezentuje” - powiedział delegat z Minnesoty. „Walczymy z barierami ustawionymi przez naszych korporacyjnych panów. Jesteśmy rewolucjonistami nie używającymi przemocy, którzy chcą zdobyć serca i umysły globalnej społeczności. Niech nasi korporacyjni panowie wiedzą, że nadchodzimy” - oświadczył delegat z Północnej Dakoty.
Według sondaży Partia Zielonych może w wyborach liczyć na poparcie 3-4 proc. Amerykanów. Przemawiający na wiecu delegaci Sandersa zapowiadali, że będą głosować na Jill Stein. Około 50 policjantów na rowerach przyglądało się spokojnie manifestacji.
Z Filadelfii Tomasz Zalewski (PAP)
Zdjęcia: EPA
Reklama