Pierwsza Dama USA i Bernie Sanders wzywają do głosowania na Hillary Clinton (ZOBACZ ZDJĘCIA)
- 07/26/2016 01:54 PM
Pierwsza Dama USA, Michelle Obama, i główny rywal Hillary Clinton z prawyborów, senator Bernie Sanders, wezwali do poparcia kandydatki Demokratów w pierwszy dniu ich konwencji w Filadelfii. Oboje podkreślili wyjątkowo wysoką stawkę tegorocznych wyborów prezydenckich.
Michelle Obama wezwała Amerykanów, by masowo poszli głosować w wyborach na Hillary Clinton. Podkreśliła jak ważne będą listopadowe wybory prezydenckie w sytuacji, gdy przeciwnikiem Hillary jest polityk, który – jak powiedziała - „używa nienawistnego języka i zachowuje się jak brutalny cham”. Słowa te donosiły się do Donalda Trumpa, choć Michelle Obama nie wymieniła go z nazwiska.
„W tych wyborach nie możemy sobie pozwolić na wytchnienie. Musimy pukać do każdych drzwi i sprawić, żeby wszyscy głosowali, aby wybrać Hillary Clinton na prezydenta” - powiedziała.
Przemawiając z pasją, popularna w USA żona prezydenta wychwalała zalety kandydatki Demokratów.
„W tych wyborach nie chodzi o to, czy wybierzemy kogoś z prawicy, czy z lewicy. Chodzi o to, kto będzie miał władzę, by kształtować przyszłość naszych dzieci. Jest tylko jedna osoba, której ufam w tej kwestii. To Hillary Clinton” - powiedziała Michelle Obama.
Żona prezydenta podkreśliła, że Hillary „nigdy nie ugina się pod presją” i „nigdy nie rezygnuje”. „Chcę kogoś, kto ma w sobie taką siłę, aby wytrzymać przeciwności losu” - powiedziała.
„Chcę prezydenta, który nauczy nasze dzieci, że każdy w naszym kraju ma znaczenie i że kiedy zdarza się kryzys, nie powinniśmy się kłócić i walczyć ze sobą, tylko pomagać sobie nawzajem” - dodała.
Jako ostatni mówca wieczoru wystąpił senator Bernie Sanders ze stanu Vermont, którego Clinton z trudem pokonała w prawyborach. Sanders, lider lewego skrzydła Demokratów, walczył o nominację prezydencką pod hasłami zmniejszenia biedy i nierówności dochodów w USA i ograniczenia roli pieniędzy w kampaniach politycznych. Jego wyborcy to przeważnie młodzi ludzie, studenci i absolwenci college'ów.
Sanders powiedział, że jego „rewolucja trwa” i przypomniał, że głosowało na niego ponad milion Demokratów. Zapewnił, że razem z nimi będzie nadal walczyć o „rząd reprezentujący wszystkich”. Przypomniał o nierównościach i o kurczeniu się klasy średniej w USA. Pochwalił prezydenta Baracka Obamę za wydobycie kraju z recesji, ale podkreślił, że „trzeba zrobić jeszcze dużo, dużo więcej”.
Potem jednak wezwał do poparcia Clinton, chociaż prowadzi ona kampanię na platformie kontynuacji polityki obecnego prezydenta i chociaż fani senatora uważają Hillary za kandydatkę status quo, która nie chce narazić się Wall Street.
Sanders argumentował, że nie można dopuścić do zwycięstwa Trumpa, który „chce nas dzielić i obraża kobiety, Latynosów i muzułmanów” i który mimo swojej często populistycznej retoryki jest kandydatem wielkiego biznesu i religijnej prawicy.
„Hillary nominuje sędziów Sądu Najwyższego, którzy uchylą decyzję Citizens United (zezwalającą korporacjom na nieograniczone finansowanie kampanii wyborczych – PAP), którzy będą bronić prawa wyboru dla kobiet (do aborcji – PAP) i praw imigrantów” - oświadczył.
Poparcie Sandersa miało szczególne znaczenie, gdyż wielu jego sympatyków nie może się pogodzić z jego porażką w prawyborach. W niedzielę i w poniedziałek jego fani demonstrowali na ulicach Filadelfii, przypominając najnowszy skandal w Partii Demokratycznej, której kierownictwo – jak się okazało z ujawnionych przez Wikileaks jego wewnętrznych mejli - faworyzowało Clinton w prawyborach, starając się dyskredytować senatora.
Nawet na konwencji, zdominowanej przez delegatów Clinton, w czasie przemówienia Sandersa skandowali oni „Bernie, Bernie” i wznosili banery z napisami: „Tylko Bernie pokona Trumpa”.
Tzw. Keynote Address, czyli programowe przemówienie Partii Demokratycznej, wygłosiła senator Elizabeth Warren ze stanu Massachusetts. Było ono podobnie lewicowo-liberalne jak wystąpienie Sandersa, pełne apeli o sprawiedliwość w rozdziale bogactwa w USA i o tolerancję dla mniejszości rasowych i religijnych.
Przesłanie różnorodności, tolerancji i inkluzywności było przewodnim wątkiem wystąpień z trybuny pierwszego dnia konwencji. Mówcy polemizowali z antyimigrancką i ksenofobiczną wizją Ameryki proponowana przez Trumpa.
Przemawiali działacze mniejszości rasowych, etnicznych i seksualnych oraz rzecznicy osób niepełnosprawnych. Jedyny muzułmanin w Kongresie, Keith Ellison, atakował Trumpa za wezwanie, by zakazać wjazdu do USA wyznawców tej religii.
Przemawiała także była studentka „Uniwersytetu Trumpa” - jedna z setek, którzy czują się oszukani przez nowojorskiego miliadera.
Z Filadelfii Tomasz Zalewski (PAP)
Reklama