Odwołane loty, brak paliwa na stacjach benzynowych, korki na drogach. To wszystko może sparaliżować przebieg rozpoczynających się w piątek mistrzostw Europy w piłce nożnej. Francuski świat pracy demonstruje przeciwko planowanemu wprowadzeniu nowego kodeksu pracy.
Planowany strajk generalny kolejarzy i pracowników linii lotniczych jest elementem większego protestu. Gaz łzawiący na ulicach francuskich miast przestał już właściwie dziwić.
Widmo blokady kraju
Paradoksalnie to nie realne, choć ciągle dość enigmatyczne niebezpieczeństwo aktów terrorystycznych, ale francuskie związki zawodowe i zmobilizowani przez nich pracownicy mogą okazać się największym zagrożeniem dla Euro 2016. Nad Sekwaną, Loarą i Rodanem blokowano już autostrady i dojazdy do największych rafinerii. Krajowi grozi komunikacyjny paraliż. Regularnie strajkują kolejarze, domagając się podpisania zbiorowej umowy gwarantującej im utrzymanie obecnych przywilejów.
Strajki zaczęły się jeszcze w marcu po pojawieniu się pierwszych projektów zmian, przyjętych już notabene przez większość krajów Europy. Od tego czasu część planów wyraźnie złagodzono, ale nie uspokoiło to nastrojów. Związkowcy, którzy stanowią zaledwie 8 proc. francuskich pracowników, zyskali sobie sympatię większości społeczeństwa. Obawy przed możliwością utraty zatrudnienia i negatywnymi skutkami globalizacji najwyraźniej wzięły górę. W kraju, gdzie łatwiej jest zastrajkować niż zostać zwolnionym, trudno nie rozumieć, dlaczego tak się dzieje.
Lewicowy pomysł
Paradoksalnie nowy kodeks pracy urodził się w głowie polityków lewicy. Może nie tych radykalnych, tylko wychylonych w stronę centrum, ale zawsze. Powód jest oczywisty. Francja od lat boryka się z poważnymi i nierozwiązywalnymi problemami gospodarczymi. Mają one charakter strukturalny, co powoduje, że w kraju tym rynek pracy jest zupełnie nieelastyczny, a wskaźniki wzrostu gospodarczego – symboliczne. Prezydent François Hollande i socjalistyczny rząd mają na głowie 3,5 mln bezrobotnych. Od czasu przejęcia rządów przez obecnego prezydenta wskaźniki poszukujących zatrudnienia nie uległy wyraźniejszej poprawie. Teraz Hollande musi sobie poradzić z najpoważniejszą od kilku lat falą strajków i pogorszeniem nastrojów społecznych.
Ruch młodych
Protestom, przyznajmy, tylko niektórych grup inspirowanych przede wszystkim przez postkomunistycznych związkowców z General Confederation of Labor towarzyszy jednak mobilizacja młodego pokolenia. Ruch Nuit Debout (co można przetłumaczyć jako „nocne czuwanie”), którego młodzi zwolennicy koczują na paryskim Placu Republiki, domaga się zasadniczej „zmiany systemu”, choć paradoksalnie opowiada się przeciwko reformie kodeksu pracy. Stąd wiele porównań obecnej sytuacji do fali niepokojów z 1968 roku. To jednak nie tylko bunt przeciw autorytetom, jak to miało miejsce 48 lat temu. Demonstranci wyrażają swoją wściekłość z powodu braku pracy i perspektyw życiowych, rzucają w policjantów kamieniami. Warto pamiętać, że koczowiska ruchu Nuit Debout organizowane są w trakcie trwania stanu wyjątkowego (po paryskich zamachach) i przy obowiązującym zakazie zgromadzeń. Jak na razie nie udało się załagodzić nastrojów młodzieży obietnicą zalegalizowania marihuany.
(...) francuski rząd chce wprowadzenia zmian, które nie tylko w USA, ale nawet w dużo bardziej zbiurokratyzowanej Polsce wydają się – jak mawiał klasyk – „oczywistą oczywistością”. Kodeks ma bowiem dopuścić możliwość zwolnień z pracy z przyczyn ekonomicznych"
Polityczne być albo nie być
Hollande zdaje sobie sprawę, że od powodzenia reformy zależy jego byt polityczny. Jeśli sytuacja na rynku zatrudnienia nie ulegnie wyraźnej poprawie, nie ma on szans na reelekcję.
Zmiany na rynku pracy odbywają się z pominięciem parlamentu, gdzie nie było zgody na reformy. Rządowi Manuela Vallsa zabrakło na to 40 głosów, bo radykalniejsza lewica oskarżyła zwolenników zmian o zdradę ideałów. Zmiany wprowadzane są więc tylnymi drzwiami przy pomocy artykułu 49-3 konstytucji, który pozwala rządowi na stanowienie prawa z pominięciem głosowania w parlamencie „w sytuacji wyższej konieczności”.
Kodeks powinien uelastycznić rynek pracy. Mieszkańcom USA nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Powszechnie obowiązująca w Ameryce zasada at-will employment pozwalająca na natychmiastowe rozwiązanie stosunku pracy może nie być specjalnie kochana, ale jednocześnie jest czynnikiem pobudzającym wzrost gospodarczy. Tymczasem francuski rząd chce wprowadzenia zmian, które nie tylko w USA, ale nawet w dużo bardziej zbiurokratyzowanej Polsce wydają się – jak mawiał klasyk – „oczywistą oczywistością”. Kodeks ma bowiem dopuścić możliwość zwolnień z pracy z przyczyn ekonomicznych. Obecne prawo pracy zabrania redukcji zatrudnienia dużym i małym firmom w sytuacji poważnych problemów finansowych spółek. Takie zmiany muszą być wprowadzane w drodze negocjacji z administracją na szczeblu centralnym oraz ze związkami zawodowymi i w sądach pracy. Skutkiem takiego stanu prawnego jest niechęć pracodawców do zatrudniania pracowników na umowy bezterminowe, bo pracownicy ze stałymi kontraktami są praktycznie niezwalnialni, nawet w przypadku rażących zaniedbań obowiązków. Podobnie jest z pracownikami administracji publicznej. Aż 80 proc. Francuzów zawiera obecnie umowy na czas określony.
Nie ta mentalność
Widać tu wyraźne zderzenie między indywidualizmem, który cechuje nie tylko świat anglosaski, ale także Polaków. W mentalności Francuzów wciąż wydaje się dominować tendencja do kolektywnego rozwiązywania problemów – sugeruje francuski politolog Thomas Guenole. W Paryżu więcej uwagi przywiązuje się do zawierania zbiorowych porozumień niż nad Tamizą, Potomakiem, czy Wisłą.
Kibice, którzy przyjadą dopingować swoje reprezentacje, mogą mieć ogromny problem z przemieszczaniem się po Francji. Niedawno zakończył się tam strajk kolejarzy, a na sobotę, czyli drugi dzień trwania mistrzostw – CGT zaplanował kolejne protesty transportowców. W sześciu z ośmiu francuskich rafinerii protesty spowodowały blokadę dostaw paliw na stacje benzynowe oraz dla przemysłu. Już co piąta stacja benzynowa nie ma co sprzedawać.
Terroryści, powodzie, protesty, w tym zapowiedziany na 14 czerwca przez CGT strajk generalny… W najbliższych miesiącach to nie krnąbrna z punktu widzenia Brukseli Polska, ale właśnie Francja będzie największym problemem Europy. A na drugim miejscu – uciekająca z UE Wielka Brytania, gdzie referendum na temat Brexitu zbliża się wielkimi krokami. Polacy w tym towarzystwie ledwo zmieściliby się na symbolicznym podium.
Jolanta Telega
[email protected]