Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:34
Reklama KD Market

Opowieści znikąd

Nie wiem jak w Ameryce, ale w kraju słowa Billa Clintona o Polakach i Węgrach jako ludziach, którzy – po tym, jak USA tak wiele zrobiły, aby ich obdarzyć demokracją – zdradzili tę demokrację i wybierają rządy autokratyczne podobne do rządów Putina, „bo tak wygodniej”, wywołały falę autentycznego… powiedzmy eufemistycznie, wkurzenia. I nie myślę tylko o politykach związanych z PiS lub partiami na prawo od PiS. W komentarzach internetowych nazywanie byłego prezydenta USA „TheBillem Clintonem” zaliczyłbym do reakcji umiarkowanie uprzejmych. Oczywiście w kraju plemiennie podzielonym nie ma zgody co do niczego – kiedy jedni Clintona obrzucali obelgami, inni, ci z plemienia antypisowskiego, jak zwykle nie ukrywali radości, że ktoś przywalił znienawidzonemu Kaczyńskiemu, i to ktoś tak sławny. Wydaje mi się jednak, że słabiej niż zwykle, bo w końcu Clinton sponiewierał nie Kaczyńskiego i Orbana, ale Polaków i Węgrów jako takich, a to jest jednak irytujące nawet dla części ludzi nieidentyfikujących się z rządzącą partią.

W tej wypowiedzi byłego polityka, którego spuścizną pozostanie rozszerzenie „socjalu” i bezkarności dla rujnujących całe państwa spekulacji banków, no i oczywiście „afera rozporkowa”, dla mnie osobiście najsmutniejsze jest, że pokazuje ona, do jakiego stopnia Polska nie ma w USA swojego głosu. Przecież coś równie głupiego mógł powiedzieć tylko człowiek, który wie o Polsce (Węgry zostawmy już na boku) tylko tyle, ile należy do obiegowej wiedzy środowisk skrajnie liberalnych. Te zaś wszystko, co wiedzą, wiedzą od swych ideowych naśladowców znad Wisły. A z kolei środowiska lewicowe (po drodze przez ocean, jak zapewne większość czytelników się orientuje, słowo „liberał” zmienia znaczenie) nad Wisłą od miesięcy intensywnie wytwarzają propagandowy matriks, którego jednym z niedawnych przykładów była cytowana na całym świecie wypowiedź Władysława Frasyniuka: „Jest dokładnie tak samo jak w stanie wojennym. Tak, Kaczyński wprowadził stan wojenny!”.

Nie wiem, co ma Frasyniuk w głowie i czy w ogóle cokolwiek. Kiedyś był bardzo dzielnym działaczem podziemia. Ale taki na przykład śp. Kazimierz Świtoń był nie mniej dzielnym, może nawet dzielniejszym – bo działanie w Wolnych Związkach Zawodowych przed sierpniem 1980 było trudniejsze niż w późniejszej Solidarności – a w wolnej już Polsce zasłynął aferą z obstawianiem, zresztą z ewidentnie ubeckiej inspiracji, obozu Auschwitz krzyżami, kiedy to krzyczał, że okupację sowiecką zastąpiła okupacja żydowska. Widocznie byli bohaterowie nie umieją żyć bez okupacji i stanu wojennego i jeśli ich nie mają, to sobie zmyślą i nawet może sami uwierzą. Więc tłumaczenie na przykład Frasyniukowi, że dziś nie jest w Polsce tak jak w stanie wojennym, choćby dlatego, że dziś ani Frasyniuk, ani nikt nie siedzi w więzieniu, tylko każdy może sobie tak jak on manifestować na ulicach i wygadywać dowolnie antyrządowe głupoty w telewizji i gazetach.

Ale ktoś w rodzaju Clintona jednak powinien weryfikować docierające do niego informacje. Co prawda, przypomniałem sobie, były wice przy Clintonie Al Gore wydał kiedyś książkę o globalnym ociepleniu, w której pisał, że w dalekiej Polsce, w mieście Śląsk (!) upały się porobiły tak niemożebne, iż całe miasto przeniesiono do wyrobisk po zamkniętej kopalni. Może więc wciąż jest tak jak w czasach, gdy Alfred Jarry pisał „Króla Ubu” – „w Polsce” znaczy tyle samo co „nigdzie”? W hardcorze Partii Demokratycznej najwyraźniej tak.

Osobna sprawa, że skoro w ustach Billa Clintona Putin jest obelgą i czymś brzydkim, to dlaczego czołowymi postaciami kampanii jego żony są bracia Podesta, których firma lobbystyczna jest – via państwowy Sbierbank – na usługach tegoż właśnie Putina? Może ktoś, kto ma bliżej, zada państwu Clintonom to pytanie?

Rafał A. Ziemkiewicz

Na zdjęciu: Bill Clinton fot.Larry W. Smith/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama