Republikanie zgodnym chórem odmawiają rozpatrzenia kandydatury nowego sędziego Sądu Najwyższego zgłoszonej przez prezydenta Obamę. Jeśli mają nadzieję na to, że już w styczniu pojawi się za sprawą Donalda Trumpa nazwisko nowego kandydata, to życzę im powodzenia, choć obawiam się, że może to być kandydat trudny do zaakceptowania przez kogokolwiek. Na razie jednak najwyższy organ władzy sądowniczej w USA znajduje się w stanie niebezpiecznego paraliżu, który niesie ze sobą istotne konsekwencje.
Ponieważ obecnie sąd składa się z 8 osób podzielonych równo między jurorów konserwatywnych i liberalnych, od pewnego czasu niemal wszystkie jego decyzje kończą się „remisem”, który oznacza, że automatycznie utrzymywane są w mocy postanowienia sądów niższych instancji. Przed kilkoma dniami w ten właśnie sposób zapadła decyzja w sprawie Zubik v. Burwell, w której chodzi o to, czy w ramach tzw. Obamacare oferowane przez pracodawców ubezpieczenie medyczne musi pokrywać koszty antykoncepcji.
Kompletnie skonfliktowany sąd wydał niepodpisane przez nikogo oświadczenie, w którym decyzję w tej sprawie powierza się sądom federalnym. Te zaś wcześniej dowiodły, że nie są w stanie niczego sensownego postanowić. W oczywisty sposób prowadzi to do totalnego impasu. Nie jest to niestety ani pierwszy, ani ostatni przykład tego sądowniczego paraliżu. Wcześniej zapadło kilka innych „decyzji” stosunkiem głosów 4:4, czyli tak naprawdę niczego nie postanowiono, a jedynie oddalono sprawy na wieki wieków amen.
Sąd Najwyższy składa się konstytucyjnie z 9 sędziów głównie po to, by remisów w głosowaniu nie było. Sytuacja, jaka zapanowała po śmierci Antonina Scalii, jest szkodliwa dla wszystkich, niezależnie od politycznej orientacji. Wcześniej republikanie żywili być może nadzieję, że nowym prezydentem zostanie ktoś taki jak Marco Rubio bądź Ted Cruz, czyli konserwatysta, na którego decyzje dotyczące Sądu Najwyższego można w taki czy inny sposób liczyć i które nie będą zupełnie nieprzewidywalne. Teraz, gdy okazało się, że nominatem republikańskim będzie niemal na pewno Trump, przyszłość sądu stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Niektórzy działacze partii republikańskiej sugerują, że kandydaturę zgłoszoną przez Obamę należy jak najszybciej rozpatrzyć, a nawet zaakceptować, ponieważ przyszłość rysuje się bardzo niepewnie – nowego sędziego mianuje albo Trump, albo też Hillary Clinton i żadna z tych opcji nie jest zbyt apetyczna dla konserwatystów. Prawdą jest jednak to, że o wiele większe ryzyko niesie ze sobą powierzenie wyboru nowego sędziego Trumpowi niż Clinton. O ile po Hillary można się spodziewać jakiegoś w miarę liberalnego kandydata, o tyle absolutnie nikt nie wie, kogo mianowałby Trump, który wielokrotnie już wykazywał się ignorancją, niewiedzą oraz brakiem konkretnych poglądów na wiele ważkich tematów.
Tymczasem sądowniczy paraliż trwa i – jeśli nic się nie zmieni – skład Sądu Najwyższego pozostanie niepełny przynajmniej do wiosny przyszłego roku. Jest to sytuacja fatalna, która nie powinna mieć miejsca, a która zaistniała tylko dlatego, że wpływowi republikanie zdecydowali, że nie mogą dopuścić do tego, by nowy sędzia był wybrankiem Obamy. Decyzji tej mogą wkrótce mocno żałować.
Andrzej Heyduk
fot.Jim Lo scalzo/EPA
Reklama