Nie wiem, czy wszyscy pamiętają to, co w roku 2014 działo się w USA w związku z wybuchem epidemii eboli w Afryce. Prezydent Obama, mimo wielu nacisków, nie zgodził się na czasowe zablokowanie lotów z niektórych państw afrykańskich do Ameryki. Został za to zrugany przez licznych polityków, z których niektórzy zaczęli głosić dość fantazyjne teorie.
Działaczka konserwatywna Phyllis Schlafly zasugerowała odważnie, iż prezydent po prostu nie chce chronić Amerykanów, gdyż skrycie pragnie „żeby u nas było tak samo jak w Afryce”. Kongresman Paul Broun z Georgii zastanawiał się publicznie, czy przywódca kraju nie ma przypadkiem sekretnego planu wprowadzenia do USA eboli z sobie tylko znanych, ale z pewnością złowieszczych pobudek. Natomiast lekarz Keith Ablow wyraził w telewizji przekonanie, że Obama chce, by Ameryka cierpiała tak jak Afryka, ponieważ posiada „afiliacje” z Czarnym Lądem. Głos zabrał też wtedy – jakżeby inaczej – Donald Trump, wtedy jeszcze tylko przeciętny miliarder, a nie prezydencki kandydat, który orzekł, że jeśli w USA wybuchnie epidemia eboli, Obama winien przeprosić naród i podać się do dymisji. Dziwię się, że Donald nie dodał wtedy, że spodziewa się, iż w akcie skruchy prezydent sam się celowo zarazi wirusem.
Wszystko to ucichło z chwilą, gdy okazało się, że poczynania Obamy w obliczu zagrożenia ebolą przyniosły doskonałe rezultaty. Wysłane do zachodniej części Afryki amerykańskie oddziały, przy wsparciu ze strony niektórych krajów europejskich oraz organizacji Lekarzy bez Granic, stłumiły epidemię i zażegnały niebezpieczeństwo.
Niestety wydaje się, że niektórzy politycy mają bardzo krótką pamięć. Dziś Ameryce zagraża inny wirus, który zwie się zika. Nie jest on z pewnością tak groźny jak ebola, ale stanowi poważny problem dla kobiet w ciąży. Jego pojawienie się w USA na szerszą skalę jest tylko kwestią czasu. Zresztą zanotowano już nawet jeden przypadek śmiertelny. W związku z tym w lutym tego roku Obama złożył w Kongresie wniosek o przyznanie sumy 1,8 miliarda dolarów na walkę z tym zagrożeniem. Od tego czasu Kongres robi to, w czym się wyspecjalizował – bezcelowo gada.
Niektórzy co bardziej konserwatywni posłowie opowiadają totalne głupoty o tym, że „jeszcze nie wiadomo”, jaka jest skala zagrożenia i czy pieniądze te są w ogóle potrzebne. Tymczasem epidemiolodzy są coraz bardziej zaniepokojeni i uważają, że wirus zika stanie się wielkim problemem, szczególnie w stanach położonych nad Zatoką Meksykańską. Wydawać by się zatem mogło, że przyznanie środków na walkę z wirusem jest nie tylko uzasadnione, ale pilnie potrzebne. Tymczasem o ile przed dwoma laty snuto katastroficzne wizje ataku eboli na USA za sprawą rzekomo totalnie obojętnego na wszystko Obamy, dziś Kongres nie jest w stanie podjąć prostej decyzji i podaje w wątpliwość istnienie realnego zagrożenia. Z drugiej strony nie ma się specjalnie czemu dziwić – Kongres nie podejmuje praktycznie żadnych ważnych decyzji od dobrych paru lat.
Andrzej Heyduk
Na zdjęciu: Barack Obama fot.Olivier Douliery/EPA
Reklama