Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 15:35
Reklama KD Market

Być byłym

Stary żydowski żart (przepraszam, jeśli już czytelnikowi znany) opowiadany o różnych osobach, ale do tej pasujący najbardziej. Lech Wałęsa w jednym ze swoich objazdów po świecie obdarowany został kuponem znakomitej wełny na garnitur. Od razu poszedł do krawca w Londynie, ale ten stwierdził, że materiału jest za mało. Potem był w Paryżu, w Nowym Jorku – wszędzie krawcy odmawiali, mówiąc, że materiału nie wystarczy. Ale w końcu Wałęsa wrócił do Polski, a tu krawiec bez problemu przyjął zamówienie, uszył garnitur, i to z kamizelką, ba – odbierając go Wałęsa zauważył, że synek krawca paraduje w nowiutkim ubranku z tego samego materiału! A gdy zdumiony spytał, jakim to cudem, krawiec odpowiedział: po prostu tu pan nie jest taką wielkością jak tam.

Otóż to. W Ameryce zapewne Wałęsa wciąż jest poważany, ale w Polsce kojarzy się z krętactwami, paleniem archiwów, pazernością na każdy grosik, choćby za oprowadzanie po stoczni wycieczek. Po przegranej w wyborach prezydenckich z Aleksandrem Kwaśniewskim wystartował jeszcze raz i dostał coś w okolicach jednego procenta głosów.

Z czym się kojarzy Aleksander Kwaśniewski nie muszę chyba wyjaśniać, bo wystarczy sięgnąć do Internetu. Tysiące memów, w których była ofiara „syndromu przeciążenia goleni” robi za uosobienie pijaczyny. Znany wykładowca mówił kiedyś, że gdy wymienia nazwisko Kwaśniewskiego, studenci wpadają w chichot. Cena za notoryczne alkoholowe wtopy podczas wystąpień publicznych i głupie się z nich tłumaczenie jest taka, że inicjatywy, które publicznie Kwaśniewski wspiera, w rodzaju Lewicy i Demokratów czy Europy Plus, kończą szybko i marnie.

Bronisław Komorowski jest z tej trójki byłych prezydentów tym, który miał najmniej czasu na „życie po życiu” – odkąd w przegranych wyborach prezydenckich dostał ponad 8 milionów głosów nie minął jeszcze rok. Ale przez ten rok mieliśmy kompromitacje ze zignorowanym przez ludzi referendum, z ogołoceniem budżetu kancelarii i wręcz rozszabrowaniem jej wyposażenia, reklamowanie „cinkciarza” no i ciągle wracające fałszywe zeznania w sprawie WSI.

Mimo to wszyscy trzej byli prezydenci mają przekonanie, że Polacy czekają na ich głos i pragną ich powrotu na scenę polityczną. Każdy z nich wygłosił już wiele apeli gorących przeciwko nowym rządom, każdy wiele razy wezwał do obalenia PiS, każdy zasugerował – a Wałęsa oznajmił wprost – że gotów jest stanąć na czele rewolucji. I nic.

W mijającym tygodniu trzej byli prezydenci postanowili więc powtórzyć to raz jeszcze, tym razem chórem, we wspólnym liście-apelu, a żeby ich odezwa zabrzmiała jeszcze mocniej, dołączyła do nich grupa byłych ministrów spraw zagranicznych i kilka „autorytetów” lewej strony dawnego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie – Bogdan Lis, Władysław Frasyniuk i najbardziej w tym gronie zaskakujący, bo do niedawna sympatyzujący z PiS Ryszard Bugaj. Wszyscy oni sypnęli garścią ogólnikowych oskarżeń (że chwieją się fundamenty, zagrożona jest demokracja etc.) i wyrazili poparcie dla działań KOD i dla dyscyplinujących kroków podjętych wobec Polski przez Unię Europejską. A potem rzucili w zaprzyjaźnionych mediach trochę wezwań do młodego pokolenia, żeby wyszło na ulicę, obaliło i nie bało się, chociaż – to coraz częstszy wątek wypowiedzi opozycyjnych „autorytetów” – nie wiadomo, czy nie poleje się krew, bo Kaczyński jest do wszystkiego zdolny.

Czy ten apel i wezwania odniosą jakiś konkretny skutek? Jeśli już, to prędzej za granicą, niż w kraju, ale i to wątpliwe. Czy brak skutku jakoś wpłynie na autorów listu? To na pewno nie. Niestety, nasi byli nie potrafią być byłymi, nie przewiduje tego ani konstytucja, ani po prostu mentalność polityczna kraju, gdzie autorytetem jest się – przynajmniej dla swoich – dożywotnio.

Rafał A. Ziemkiewicz

fot.Adam Warzawa/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama