Papież Franciszek, wracając z wyspy Lesbos do Rzymu, mówił dziennikarzom, że podróż ta miała charakter humanitarny, a nie polityczny, i była dla niego silnym przeżyciem. Przyznał, że rozumie obawy przed napływem migrantów i mówił o pilnej potrzebie integracji.
Podczas sobotniej konferencji prasowej na pokładzie samolotu, pytany o to, dlaczego zabrał ze sobą do Watykanu z greckiej wyspy trzy syryjskie rodziny wyznawców islamu, odparł: "Nie wybierałem między chrześcijanami a muzułmanami. Te rodziny miały dokumenty w porządku i dlatego było to możliwe". Wyjaśnił, że były też dwie rodziny chrześcijańskie, ale nie miały wymaganych dokumentów.
Trzy rodziny Syryjczyków, które przyleciały z papieżem z Lesbos, dołączą do dwóch, którym Watykan wcześniej udzielił gościny - wyjaśnił.
Franciszek położył nacisk na to, że nie było w jego wizycie podtekstu politycznego, i wytłumaczył, że nie zna dobrze porozumień zawartych z Turcją i Grecją w sprawie odsyłania migrantów.
Nawiązał do swych odwiedzin w obozie uchodźców i podkreślił, że na widok tego, co można było tam zobaczyć, "chciało się płakać".
Pokazał dziennikarzom plik rysunków dzieci, jakie otrzymał w obozie Moria. Na jednym z nich widać tonące dziecko, na innym - słońce, które płacze.
Mówiąc o kwestii integracji, Franciszek zauważył, że obecnie istnieją getta. A wydawało się, dodał, że to słowo zostało zapomniane po wojnie.
"Niektórzy z terrorystów, którzy dokonali ataków, są dziećmi i wnukami osób urodzonych w Europie. Co się stało? Nie było polityki integracji" - stwierdził papież. To jego zdaniem ma podstawowe znaczenie.
"Europa musi odzyskać zdolność do integracji. Przybyło wiele osób z ludów wędrownych, które wzbogaciły jej kulturę. Potrzebna jest integracja" - oświadczył.
Papież przyznał, że rozumie, iż niektóre narody europejskie odczuwają obecnie strach w związku z kryzysem migracyjnym. Wyraził przekonanie, że konieczna jest "wielka odpowiedzialność" w przyjmowaniu migrantów, a jednym z jego aspektów jest to, że muszą się integrować,
"Zawsze mówiłem, że wznoszenie murów nie jest rozwiązaniem. Widzieliśmy w minionym wieku upadek jednego z nich" - dodał.
Papież powiedział, że należy budować mosty, ale to - zastrzegł - robi się "w sposób inteligentny, poprzez dialog i integrację".
Pytany o sprawę zamykania niektórych granic w Europie, oznajmił: "Rozumiem pewien strach, ale zamykanie granic nie rozwiąże niczego". Na dłuższą metę jego zdaniem wyrządza się szkodę swojemu narodowi.
"Europa musi pilnie prowadzić politykę gościnności, integracji, wzrostu, pracy i reformy gospodarki" - ocenił papież.
Franciszka zapytano także o jego poranne sobotnie spotkanie z Berniem Sandersem, ubiegającym się o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich w USA, przybyłym do Watykanu na międzynarodowe sympozjum.
Papież opisał okoliczności tego spotkania, wyjaśniając, że kiedy wychodził z Domu św. Marty w drodze na lotnisko, Sanders czekał na niego. "Był na tyle uprzejmy, że przyszedł mnie pozdrowić" - dodał. To był tylko uścisk dłoni, nic więcej - relacjonował papież.
Odnosząc się do dyskusji na temat znaczenia tego spotkania w kontekście kampanii wyborczej, Franciszek ocenił, że takie pozdrowienie to przejaw "dobrego wychowania", a nie ingerowanie w politykę.
"Jeśli ktoś myśli, że przywitanie się z kimś to mieszanie się w politykę, radzę mu iść do psychiatry" - odparł papież.
Dziennikarze pytali go również o adhortację apostolską "Amoris laetitia", opublikowaną 8 kwietnia, prosząc o wyjaśnienie, czy przynosi ona nowości i konkretne możliwości w kwestii dostępu rozwodników w nowych związkach do komunii, czy też nie.
Franciszek odparł twierdząco i bez dalszych wyjaśnień odesłał do wypowiedzi kardynała Schoenborna z prezentacji tegpo dokumentu.
Papież odnotował, że media skoncentrowały się podczas synodu na tym, czy osoby rozwiedzione będą miały dostęp do komunii. Wyznał, że to go nieco zasmuciło i zaniepokoiło.
"Czemu te media nie dostrzegają tego, że to nie jest ważny problem? Rodzina jest w kryzysie, młodzi nie chcą się pobierać, wskaźnik narodzin w Europie jest tak niski, że chce się płakać, brakuje pracy, dzieci dorastają same" - mówił Franciszek. Te sprawy wskazał jako "wielkie problemy".
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
Reklama