Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 20:44
Reklama KD Market

Czy grozi nam paraliż stanowego rządu?

/a> Poseł Robert F. Martwick junior fot. Arch. pryw.


O impasie budżetowym i jego konsekwencjach rozmawiamy z posłem stanowym Robertem Martwickiem, uczestniczącym w wiosennej sesji parlamentu stanowego w Springfield.

Dziesiąty miesiąc trwa pat budżetowy w Illinois w wyniku konfliktu między republikańskim gubernatorem Bruce’em Raunerem a parlamentem stanowym, w którym zdecydowaną większość mają demokraci. Gubernator domaga się, by politycy zatwierdzili pakiet ustaw korzystnych dla sektora biznesowego, a ograniczających prawa związków zawodowych. Jednak demokraci zdecydowanie odrzucają plan gubernatora.

Alicja Otap: Gubernator Bruce Rauner spotkał się 12 kwietnia z przywódcami legislacyjnymi, ale nie osiągnięto porozumienia w sprawie budżetu. Dlaczego?

Robert Martwick: Spotkanie było bardzo krótkie, a zanim się zaczęło, biuro gubernatora wydało oświadczenie podające w wątpliwość dobre intencje marszałka Izby Reprezentantów Michaela Madigana. Nie było mnie na tym spotkaniu, bo brali w nim udział tylko liderzy z obu izb i obu partii w parlamencie stanowym, ale gdy się zakończyło, oczywistym się stało, że wyniki nie są pomyślne, że nie była to produktywna dyskusja, umożliwiająca kompromis i zakończenie budżetowego pata. Po spotkaniu marszałek Madigan wygłosił w izbie dziesięciominutową mowę, a przemawia rzadko, w której sugerował, że gubernator ponosi winę za budżetowy impas, że sam go stworzył i mógłby przerwać, gdyby tylko chciał, ale nie chce. Z kolei gubernator kontynuował krytykowanie marszałka.

W Pana cotygodniowym sprawozdaniu wideo z prac parlamentu stanowego mówi Pan, że gubernator kontynuuje swoje nierozsądne, trudne do przyjęcia żądania. Co ma Pan na myśli?

− Uważam, że budżet jest naszą najważniejszą odpowiedzialnością, a dopiero na dalszym planie są pomysły, które usprawnią funkcjonowanie stanu. Jeśli gubernator ma inne zdanie, to odwraca się plecami od swojego głównego obowiązku, którym jest budżet. A to jest niedemokratyczne i niewłaściwe.  Reprezentuję rejon, w którym mieszka duża liczba członków i sympatyków związków zawodowych. To są ludzie, którzy mnie wybrali na swojego posła. Dodam jeszcze, że w historii najnowszej Illinois mieliśmy różne inicjatywy, które zostały podjęte w dobrej wierze, a na dłuższą metę okazały się niewypałem. Na przykład w 1995 r. zaproponowano plan rzekomo rozwiązujący nasze problemy emerytalne. To miał być dobry plan, a okazał się katastrofą. Doprowadził do deficytów i do sytuacji, w której dziś jesteśmy. Dlatego nikt nie potrafi przewidzieć, jakie będą skutki planu gubernatora Raunera.

Czyli priorytetem powinno być zatwierdzenie budżetu, a nie pomysły na lepszą przyszłość?

− Oczywiście. Domagamy się, żeby gubernator wywiązał się ze swoich obowiązków i zatwierdził budżet. Żeby zrezygnował ze swoich żądań i zrobił to, co do niego należy. I wtedy możemy współpracować w sprawie jego planu. Możemy dyskutować i pracować nad kompromisem.

Jak osiąga się kompromis w legislaturze?

− Gdy mówię o kompromisie, mam na myśli współpracę obu partii, tak jak w przypadku zatwierdzenia mojej ustawy o wybieralnej radzie szkolnej większością 110 głosów, w tym republikańskich. To wynik mojej ciężkiej pracy i długich, intensywnych starań. Kompromis to sztuka znalezienia kwestii, które nas łączą, a nie dzielą. Kompromis nie jest żądaniem czegoś, na co nie możemy się zgodzić, a gubernator powiedział nam, że tylko wtedy podpisze ustawę budżetową. Żąda od nas, abyśmy nie reprezentowali naszych wyborców.

Czy Izba Reprezentantów może użyć swojej tzw. super większości głosów, by zatwierdzić budżet?

− Zajmowanie się potrzebami finansowymi stanu w sposób odpowiedzialny to nie jest kwestia partyjna. Obie partie powinny uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. I tej odpowiedzialności nie można się zrzec. Jeśli ktoś mówi: „wy macie głosy, zróbcie coś”, to jest nieodpowiedzialne. To jest kompletne zrzeczenie się odpowiedzialności. Przecież wszyscy zostaliśmy wybrani do parlamentu stanowego po to, by mieć pieczę nad finansowymi potrzebami stanu oraz by rozwiązywać problemy fiskalne. Super większość głosów nie gwarantuje zresztą wygranej. Wielu legislatorów z Partii Demokratycznej ma bardzo konserwatywne poglądy, zwłaszcza na kwestie fiskalne, i nie ma pewności, że będą głosowali po linii partyjnej.

Choć nie ma budżetu, stan Illinois wciąż funkcjonuje?

− Część działalności stanu jest finansowana z jego przychodów albo na mocy nakazów sądowych, albo w wyniku porozumienia w kwestii danego wydatku. Tak więc duża część potrzeb finansowych jest spełniona; otwarte są szkoły i urzędy, prawa jazdy są odnawiane. Natomiast nie są finansowane ważne usługi socjalne. Na przykład brakuje funduszy Zrzeszeniu Amerykańsko-Polskiemu, które realizuje programy bardzo potrzebne polskiej społeczności, dla ludzi najbardziej potrzebujących, dla osób uzależnionych od alkoholu, od narkotyków, dla bezdomnych. Redukowane są serwisy dla najbardziej potrzebującej części społeczeństwa, która bez tych programów praktycznie nie może żyć. Redukowane są serwisy nie tylko dla tych w największej potrzebie, ale też fundusze na uniwersytety publiczne. Brak funduszy może spowodować ich zupełne zamknięcie, kończąc marzenia i plany na edukację i lepsze zatrudnienie dla wielu tysięcy młodzieży z rodzin o średnich i niskich dochodach.

Prokurator generalna Illinois Lisa Madigan rozważa możliwość skierowania wniosku do Sądu Najwyższego Illinois o wstrzymanie wypłat wynagrodzeń dla pracowników administracji stanu. Bruce Rauner mówi, że to spisek demokratów. Jeśli SN przyjmie wniosek prokurator generalnej, to nastąpi paraliż rządu stanowego…

− Gdy nie ma budżetu, trzeba zmusić polityków, by zaczęli negocjować. Presja na polityków może przybierać różne formy. Paraliż administracji stanu byłby skuteczną metodą nacisku. Jeśli agencje stanowe zostaną zamknięte i nie będzie można załatwić wielu spraw, np. odnowić prawa jazdy i zapłacić za przejazd autostradą na bramkach, to mieszkańcy Illinois zaczną głośno protestować. Gubernator twierdzi, że choć nie ma budżetu, to on i tak zapłaci pracownikom wynagrodzenie. Z kolei prokurator generalna uważa, że gubernator nie może tak dalej postępować, ponieważ nie mając ustawy budżetowej, nie jest upoważniony do wydawania pieniędzy. Jak już powiedziałem, na konkretne wydatki pozwalają wyroki lokalnych sądów. Ale jeśli Sąd Najwyższy wyda zakaz wydawania pieniędzy, to obali werdykty niższych instancji. Nie wiem, czy prokurator ma rację, czy nie. To dla mnie dylemat. Z jednej strony nie chcę, żeby ustała praca rządu stanowego i żeby zostały wstrzymane wypłaty dla pracowników. Z drugiej strony wiem, że konieczne jest wywarcie nacisku na polityków.

Jakie według Pana są najbardziej poważne, długoterminowe konsekwencje braku budżetu?

− Wiele agencji socjalnych i uczelni stanowych zostanie zamkniętych na dobre. Stracimy bezpowrotnie ważne placówki. Zmieni się droga życiowa wielu tysięcy ludzi, na przykład studentów, którzy utracili stypendia MAP i możliwość studiowania na uczelniach cenowo dostępnych. Większość już nie powróci na studia i nie zdobędzie wyższego wykształcenia. Jeśli chodzi o uniwersytety stanowe, m.in. Chicago State, Northeastern Illinois i Western, to trzeba sobie uświadomić, że ich poziom zależy głównie od kadry naukowej. Gdy profesorowie w obliczu niepewności finansowej zaczną masowo opuszczać uczelnie, to utrzymanie poziomu i akredytacji nie będzie możliwe. Ale najważniejszą konsekwencją braku budżetu jest pogłębiający się kryzys finansowy stanu. Wydatki przekraczają dochody. Z dnia na dzień rosną zadłużenia. Jesteśmy zmuszeni do zaciągania pożyczek na wysoki procent, co pogłębia kryzys. Im dłużej nie mamy budżetu, tym mniejsze szanse na wyjście z kryzysu.

Dziękuję za rozmowę.

Alicja Otap

[email protected]



Mający polskie pochodzenie poseł Robert F. Martwick junior od 2013 roku reprezentuje 19. okręg legislacyjny, obejmujący północno-zachodnie rejony Chicago i sąsiadujące z nimi przedmieścia. Demokrata zasiada w kilku wpływowych komisjach izbowych, m.in. ds. rozwoju ekonomicznego, ubezpieczeń, bezpieczeństwa publicznego, transportu i wymiany handlowej z zagranicą. Podobnie jak jego ojciec, działacz polityczny Robert F. Martwick senior, współpracuje blisko ze środowiskami polonijnymi. Martwick junior jest zawodu adwokatem i konsultantem politycznym. Ukończył Boston College (licencjat) i John Marshall Law School (doktorat z prawa).
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaWaldemar Komendzinski
ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama