Rozmowa z Frankiem Spulą, prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej i Związku Narodowego Polskiego
Czy gdyby KOD dziś zwrócił się do Pana z prośbą o spotkanie, przyjąłby Pan przedstawicieli ruchu u siebie w gabinecie?
Frank Spula, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i Związku Narodowego Polskiego: Nie odmówiłbym, ponieważ jako prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej mam obowiązek spotykania się z przedstawicielami każdej opcji politycznej, bez względu na to czy są z prawej, czy z lewej strony. Z argumentacją i programami każdej ze stron warto się zawsze zapoznać. Poza tym do spotkania doszło po wizycie w Waszyngtonie prezydenta Dudy, w którym to spotkaniu uczestniczyłem. Pan prezydent w ambasadzie RP zaakcentował sprawę protestów w Polsce i powiedział, że jest czas na to, by szukać rozwiązania w czasie rozmów przy stole. Byłem więc ciekaw tego, jak taki dialog wyobrażają sobie ci, którzy na ulicy demonstrują swoje niezadowolenie. Dla mnie był to jasny sygnał, że trzeba rozmawiać, dodatkowo mając na uwadze i to, że w sytuację w Polsce włączają się także amerykańscy senatorzy, zabierając głos na temat sytuacji w Polsce.
Czy spotkanie z przedstawicielami KOD-u miało charakter oficjalny i było udzieleniem poparcia przez organizację, którą Pan reprezentuje?
– Ależ skąd. Ja nic obiecywałem, bardziej słuchałem co mają do powiedzenia na temat protestów, które odbywają się w Polsce. A poza tym, bardzo często spotykam się z politykami i przedstawicielami różnych środowisk zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i z Europy. To są najczęściej dobre, otwarte dyskusje, podczas których niczego nikomu nie obiecuję, ale często pytam, po to, by mieć wiedzę, którą mogę przekazać choćby członkom KPA.
Czy spotkanie z Mateuszem Kijowskim i delegacja Komitetu Obrony Demokracji wzbogaciło pańską wiedzę na temat sytuacji w Polsce?
– Rozeznanie w sytuacji w Polsce miałem i przed wizytą przedstawicieli KOD-u w moim biurze, zresztą dosyć krótkiej, ponieważ bardzo gonił mnie grafik i kolejne spotkania.
Ale bez wątpienia tak. Mam pełniejszy obraz sytuacji, jestem lepiej poinformowany. Dzięki temu będę w stanie odpowiedzieć na pytania naszych amerykańskich partnerów w pełniejszy sposób.
Osobiście nie popieram ulicznych protestów, jestem zdania, że kompromis w różnicach poglądów można inaczej wypracowywać. Między innymi dlatego też chciałem się dowiedzieć, czy naprawdę nie ma innego sposobu rozwiązania problemów, bo przecież takie demonstracje nikomu dobrze nie służą. A co najważniejsze, takie spotkanie było potrzebne choćby ze względu na fakt, że jako prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej spotykam się z tutejszymi politykami i pytany o to, co dzieje się w Polsce, będę mógł przedstawić swoje stanowisko.
Nie dalej jak ponad tydzień temu pytał mnie o to kongresman Dan Lipiński, którego spotkałem w Waszyngtonie. Mówił o reakcji na mój list skierowany do senatorów, których zresztą dobrze znam. Według Kongresmana Lipińskiego mój list był na Kapitolu komentowany. Ale wracając do pytania: dziś mogę powiedzieć, że rozmawiałem także z przedstawicielami niezadowolonej części Polaków, bo przecież oni także są reprezentantami tego narodu, który jest nam tak bardzo bliski, także po tej stronie oceanu. Jako Amerykanin jestem nauczony otwartości na dialog z każdym. Warto słuchać, warto się spierać na argumenty, a nie na wyzwiska.
Nie jest Panu zwyczajnie po ludzku przykro, że Pana list zarówno do amerykańskich senatorów, jak i do prezydenta Obamy – przeszły bez echa, natomiast wizyta pana Kijowskiego wywołała taką burze i falę oskarżeń, a często i wyzwisk.
– Cóż, szczerze mówiąc, trochę się temu dziwię. Tym bardziej, że spotkanie nie oznacza poparcia, nie oznacza bezkrytycznego przyjmowania wszystkiego co się słyszy. W czasie spotkania z Panem Kijowskim podkreśliłem wyraźnie, że ulica nie jest dobrym miejscem na rozwiązywanie problemów, że potrzeba dialogu. Tego typu spotkania są częścią dyplomacji i demokracji. Czuję się tak, jak gdyby ktoś próbował mi odebrać moje prawa jako Amerykanina żyjącego w demokratycznym kraju. A najlepszym dowodem na otwartość na dialog jest spotkanie Pana Zbigniewa Brzezińskiego z Panem Kijowskim. Pan Brzeziński jest nie tylko znakomitym dyplomatą od czasów prezydenta Cartera, a więc ma ogromne doświadczenie w dyplomacji, ale cieszy się także wielkim autorytetem. Nie słyszałem, żeby mu ktoś odmawiał prawa do spotkania, które widocznie uznał za ważne na tyle, by poświęcić mu swój czas. Nie oblała go za to fala hejtu.
Powiedział Pan, że jest zdziwiony krytyką, która popłynęła w Pańską stronę po spotkaniu z delegacją Komitetu Obrony Demokracji. Skąd się bierze ten agresywny ton i gwałtowność retoryki? Dlaczego Pańscy krytycy zareagowali w taki sposób?
– Zauważyłem, że są wśród nas ludzie, którzy reagują agresją już przy najmniejszej różnicy zdań i poglądów, na zasadzie: nie zgadzasz się ze mną, więc jesteś moim wrogiem. Jesteśmy bardzo emocjonalnym narodem. Wiem, że wiele osób, które mnie atakują, nie miały łatwego życia. W Polsce żyli pod pręgierzem komunizmu, a zachowują się jakby nie zauważyli, że dzięki Solidarności Polska odzyskała wolność. Ja patrzę na te kwestie z perspektywy amerykańskiej, zawsze bronię wolności i demokracji. A przede wszystkim, mam na uwadze dobre imię Polski.
Zapytamy wprost, czy jest Pan komunistą? Między innymi to zarzucano Panu w czasie ostatniego festiwalu hejtu.
(śmiech) – Za młody jestem, żeby być komunistą. Nigdy nie mieszkałem w Polsce, gdzie komunistą w pewnym okresie łatwiej było zostać. Dziwię się ludziom, którzy publicznie głoszą takie brednie. Nie znają mnie, nigdy ze mną nie rozmawiali, nie znają moich poglądów, a wygłaszają tak absurdalne tezy. To fałszywi, przepełnieni nienawiścią hipokryci.
Czy zamierza Pan zareagować na niektóre z komentarzy naruszających dobre imię Pana i organizacji, wkraczając na drogę prawną?
– Nie było tego aż tak dużo, bo większość polonijnego społeczeństwa bez względu na polityczne sympatie jest jednak zrównoważona i analizuje sytuacje. Porozumienie można osiągnąć na drodze dialogu, w który ciągle jako Amerykanin wierzę. Zawsze były i będą różnice poglądów i opinii. Ale nienawiść pojawia się tam, gdzie ludzie wybierają ją zamiast dialogu i próby porozumienia. Jestem zwolennikiem spokojnej i rzeczowej rozmowy.
Coraz bardziej obecny w przestrzeni publicznej hejt można traktować jako symptom stanu polskiej i polonijnej świadomości politycznej i społecznej. Co zrobić, żeby Polacy zaczęli ze sobą rozmawiać zamiast obrzucać się błotem? Czy ma Pan pomysł, w jaki sposób ten przykry symptom leczyć?
– Po pierwsze obie strony powinny się spotkać. Na neutralnym gruncie, usiąść przy stole i próbować ze sobą rozmawiać i znaleźć rozwiązanie problemu. Spokojnie wysłuchać zarzutów i argumentów przeciwnika, a na ich podstawie sporządzić listę potrzeb i wymagań każdej ze stron konfliktu. To jest klucz to załatwienia najtrudniejszych nawet spraw. Hejt niczego nie załatwia tylko rujnuje społeczeństwo. Podobno w Polsce niektórzy wpisują okropne uwagi na zamówienie, za pieniądze .
Czy siedziba Związku Narodowego Polskiego i Kongresu Polonii Amerykańskiej nadaje się, pańskim zdaniem na miejsce, które może spełnić rolę platformy porozumienia?
– Kongres Polonii Amerykańskiej był i jest organizacją politycznie neutralną, proszę nie mylić z apolityczną. Mamy miejsce dla ludzi prezentujących całe spektrum poglądów. ZNP jest największą etniczną organizacją pomocową, a KPA – najstarszą polonijną organizacją polityczną. Dodajmy, że reprezentująca wszystkich, nie tylko jedną konkretną grupę Polaków w USA.
Czy jest Pan gotowy na podjęcie trudu i roli mediatora pomiędzy zwaśnionymi polonijnymi środowiskami?
– Myślę, że tak, nie boję się tego wyzwania. Od dziecka mówię to, co myślę. Nie boję się kontaktów z żadnym środowiskiem. Jestem gotowy konstruktywnie rozmawiać z każdym.
Po wizycie KOD-u w Chicago zawrzało. Hejt, który się rozpętał szczególnie w stosunku do zwolenników KOD-u, przybrał potężne, jak na nasze polonijne środowisko, rozmiary. Czy chciałby Pan odnieść się do tego?
– Apeluję o wzajemny szacunek. To bardzo ważne abyśmy, pomimo różnic poglądów i opinii, wzajemnie się szanowali. Dopóki nie nauczymy się szanować siebie ponad podziałami w obrębie naszej grupy etnicznej, możemy tylko marzyć o powszechnym szacunku ze strony innych, o mocnej pozycji politycznej nie wspominając.
Spotyka się Pan z amerykańskimi politykami wielu szczebli, od lokalnych władz do kongresmanów i senatorów. Jaki jest stan wiedzy amerykańskich polityków na temat obecnej sytuacji w Polsce?
– Coraz częściej muszę odpowiadać na pytania dotyczące protestów przeciwko polityce polskiego rządu. Amerykańscy politycy są zainteresowani polskimi sprawami, pytają przeciwko czemu Polacy protestują na ulicach i jaka jest rządowa reakcja na te protesty. Spotkałem się z głosami zdziwienia sposobem załatwiania spraw w Polsce, jak choćby nocnymi naradami Sejmu. Wciąż staram się tłumaczyć, że każdy nowy rząd, każda nowa administracja ma prawo wprowadzać zmiany i rządzić po swojemu. Takie postępowanie jest przyjęte również w amerykańskim biznesie czy polityce.
Gdyby dzisiaj zadzwonił do Pana któryś z senatorów i zapytał: „Frank, co się tam dzieje w Polsce?”, co by Pan odpowiedział?
– To samo, co napisałem niedawno w liście do senatorów. Powiedziałbym: „Panie senatorze, jestem przekonany, że Polska potrafi dbać o swoje wewnętrzne sprawy bez potrzeby zewnętrznego nacisku. Polski rząd został wybrany w demokratycznych wyborach, pozwólmy im pracować. Jeśli rząd nie sprawdzi się, nie wywiąże z wyborczych obietnic, opcja polityczna zostanie odsunięta od władzy w kolejnych wyborach. Jeśli poweźmie decyzje i działania, które spotkają się z aprobata społeczeństwa, zostanie wybrany na kolejną kadencje. Jak w każdym wolnym, demokratycznym kraju”.
Dziękujemy za rozmowę.
Urodzony w Chicago Frank Spula jest absolwentem DePaul University, gdzie studiował biznes i psychologię. Studia podyplomowe ukończył w LOMA Institute (Life Office Management). W ZNP przeszedł przez wszystkie szczeble kariery, od skarbnika poprzez biuro sekretarza. Od 2005 r. jest 19. prezesem Związku Narodowego Polskiego.
ZNP jest największą i jedną z najstarszych organizacji polonijnych w Stanach Zjednoczonych, założoną 14 (lub 15) lutego 1880 roku w Filadelfii. Zrzesza obecnie 160 tys. członków 37 stanach, dysponuje kapitałem sięgającym 432 mln dolarów.
Reklama