Teoretycznie Donald Trump nadal pozostaje na czele republikańskiej stawki kandydatów prezydenckich. Jednak wszystko wskazuje na to, iż jego zabawa w poważnego kandydata do najwyższego urzędu w państwie dobiega końca. Sondaże sugerują, że przegra on prawybory w Wisconsin, a jego popularność wśród republikańskich wyborców systematycznie spada. Jednak nie to jest dla niego największym powodem do zmartwienia. Jego problem polega na tym, że nie ma o niczym większego pojęcia. Udawać, że się ma pojęcie można przez pewien czas, ale prędzej czy później ignorancja wyjdzie na wierzch.
W wywiadzie z Chrisem Matthewsem z sieci MSNBC Trump wyraził pogląd, że w razie delegalizacji aborcji w USA kobieta poddająca się takiemu zabiegowi powinna zostać pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Jest to pogląd, którego idiotyzm natychmiast dostrzegli zarówno zwolennicy utrzymania legalności aborcji, jak i przeciwnicy. Wprawdzie już następnego dnia Donald wycofał się z tego stanowiska, ale burzy wokół jego słów nie dało się w żaden sposób zatrzymać. Nie jest to ani pierwsza, ani też – niestety – ostatnia jego wypowiedź, która rodzi proste pytanie – dlaczego człowiek ten w ogóle uważany jest przez pewną część elektoratu za kogoś, kto może się wprowadzić do Białego Domu? I dlaczego żałosny cyrk, jaki wytworzył się wokół jego kandydatury, która często przypomina kłótnie małolatów w piaskownicy, jest traktowany zupełnie na serio?
O czym incydent z aborcją świadczy? Głównie o tym, że pan Trump w zasadzie niczego nigdy nie przemyślał, jeśli chodzi o swój światopogląd. Nieodłączną częścią jego kampanii wyborczej są głupawe zapewnienia o tym, że gdy tylko dojdzie do władzy "wszystko będzie wspaniałe". Nie wiadomo w jaki sposób wspaniałość ta zostanie osiągnięta, ani też nie są znane jakiekolwiek szczegóły programu Trumpa. A nie są one znane dlatego, iż takiego programu po prostu nie ma. Donald powtarza na przykład często, że zmiecie z powierzchni ziemi ISIS, ale jeszcze ani razu nie wyjawił, jak zamierza tego dokonać. Opowiada też żałosne głupoty o tym, jak Ameryka jest wykorzystywana przez obce kraje, np. Chiny, ale nigdy nie oferuje żadnych rozwiązań tego domniemanego problemu. Należy mieć nadzieję, że nie planuje desantu na Pekin, ale w jego akurat przypadku nigdy nic nie wiadomo.
Miałkość intelektualna i polityczna Donalda staje się coraz bardziej oczywista, a jego "poglądy" nie składają się w żadną spójną całość. Nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem. Donald Trump niczego nie oferuje z wyjątkiem samego siebie, swojego własnego, napompowanego niczym balon ego. Początkowo wszystko to było nawet dość zabawne, potem coraz bardziej bulwersujące, a dziś w różnych środowiskach politycznych USA słychać przede wszystkim pobożne życzenia, by Trump po prostu zniknął ze sceny publicznej i zajął się tym, co lubi najbardziej, czyli budowaniem obrzydliwych i nikomu niepotrzebnych budynków, ozdobionych wielkim neonem "TRUMP".
Na szczęście wkrótce owe pobożne życzenia mogą się doczekać realizacji. Na nieszczęście, planem B w przypadku republikanów jest wybór Teda Cruza, który od szaleństwa Trumpa odbiega tylko bardziej układną retoryką.
Andrzej Heyduk
Na zdjęciu: Donald Trump fot.Max Whittaker/EPA
Reklama