Współuzależnieni od alkoholika, jego uzależnienia, pomagania, miłości i gwałtownych emocji. Co to oznacza? Przyjrzyjmy się życiu Marii, która zdecydowała się opowiedzieć swoją historię.
“Wyszłam za mąż w wieku 24 lat. Nigdy nie chciałam poślubić alkoholika. Wystarczyło, że mój ojciec pił. Tak bardzo starałam się znaleźć dobrego męża. To, że Krzysztof ma problemy z alkoholem wyszło na jaw podczas naszej podróży poślubnej, kiedy pewnego popołudnia wyszedł z naszego pokoju w hotelu i wrócił dopiero nad ranem. Wtedy również nie przejrzałam na oczy – o nie, on nie jest alkoholikiem. Nie on. Broniłam się przed prawdą przez wiele lat. Wierzyłam w jego kłamstwa. Tak naprawdę wierzyłam w swoje własne kłamstwa. Tak wiele spodziewałam się po tym małżeństwie. Miałam tyle planów i marzeń.
Żadne z nich nie ziściło się. Mój dom i rodzina – ludzie, którzy powinni zapewniać ciepło, bezpieczeństwo, wygodę, zaufanie, szacunek; miejsce, które powinno być oazą miłości – stały się pułapką. Nie mogłam znaleźć z niej wyjścia. Powtarzałam sobie cały czas, że może będzie lepiej. W końcu te wszystkie problemy wypływają z jego winy. On jest alkoholikiem. Kiedy się z tego wyleczy, nasze małżeństwo stanie się lepsze.
Potem zaczęłam się jednak zastanawiać, czy miałam rację. Od pół roku był trzeźwy. Chodził na spotkania Anonimowych Alkoholików. Czuł się lepiej. Ja nie. W wieku 32 lat czułam się jak zgorzkniała, stojąca nad grobem staruszka. Co stało się ze mną?
Pamiętam, jak czekałam na jego powrót do domu. Zawsze przepełniały mnie niespokojne myśli. Czy on naprawdę jest w pracy? Może zabrał jakąś kobietę na lunch? Może ma romans? Może urwał się z pracy, żeby skoczyć z kolegami na drinka? Może jednak jest w pracy i znowu stwarza tam problemy? Jak długo się tam utrzyma? Zwolni się sam, czy go wyleją. Powoli ogarniała mnie wściekłość – ja nie piję, nie biorę narkotyków, nie tracę pracy, nie okłamuję tych, których kocham. To ja chronię rodzinę przed rozpadem. Płacę rachunki, utrzymuję dom z marnej pensji męża, ratuję go w krytycznych sytuacjach. To ja sama muszę stawiać czoła trudnościom i dosłownie chorować ze zmartwienia w ciężkich chwilach.
Po kolacji zmywałam naczynia, on oglądał telewizję. Jak zwykle ja pracuję, a ty się bawisz albo odpoczywasz – myślałam Ja się martwię, a ty jesteś odprężony. Ja przejmuję się, a ty niczym. Ty czujesz się dobrze, a ja cierpię. Niech cię diabli!
Mimo że byłam bardzo zmęczona, moment pójścia do łóżka odkładałam. Nasze wspólne spanie było tak samo pełne napięcia, jak budzenie się, wstawanie czy czuwanie. Albo nie odzywaliśmy się do siebie, odsuwając się jak najdalej, albo mąż czynił próby – jak gdyby wszystko między nami układało się świetnie – nakłonienia mnie do seksu. W każdej z tych sytuacji byliśmy spięci. Jeśli próbował mnie dotknąć, zamieniałam się w sopel lodu. Jak mógł mnie dotykać, jak gdyby nic się nie stało? Zwykle odsuwałam się od niego, mówiąc ostrym tonem: „Nie, jestem za bardzo zmęczona”. Już dawno zapomniałam o pożądaniu. Dawno temu zapomniałam o potrzebie kochania i bycia kochaną. Zamroziłam tę część siebie, która czuła i kochała. Musiałam to zrobić, żeby przetrwać.
Teraz, kiedy jest trzeźwy od 6 miesięcy, tkwię po uszy w przeszłości. Nie mam absolutnie żadnej nadziei, że coś zmieni się na lepsze. Dotąd nie miałam żadnego celu, oprócz troszczenia się o innych, a i tego nie robiłam zbyt dobrze. Stało się ze mną coś strasznego, coś, czego nie potrafiłam wytłumaczyć. To coś zrujnowało mi życie. Pijaństwo męża niepostrzeżenie dosięgło również mnie, a skutki tego stały się moimi problemami. Nie jest już ważne, z czyjej winy to się stało. Straciłam kontrolę.”
Współuzależnienie to termin odnoszący się do bliskich członków rodziny osoby uzależnionej, w przypadku powyższej historii – do Marii. Osoba współuzależniona traci często poczucie własnego ja, nie wie co czuje i jakie są jej potrzeby. Na skutek swoistej „obsesji” na punkcie osoby uzależnionej, odkłada swoje priorytety na bok i angażuje się w opiekę, biorąc odpowiedzialność za wszystko na własne barki. Ponieważ jest to niewykonalne, zaczyna wierzyć, że jest z nią coś nie tak, skoro nie potrafi przywrócić rodzinie normalnego porządku. Zaczyna drążyć ją złość, depresja, niezadowolenie, a także chroniczne dolegliwości somatyczne.
Alkoholizm jest chorobą wywierającą ogromny wpływ na życie emocjonalne najbliższej rodziny. Im bardziej uczucia najbliższych zostaną wypaczone, tym mniej osoby te będą w stanie pomóc alkoholikowi. Ich wysiłki mogą być – i często się stają – szkodliwe, a nie pomocne. Jedynym sposobem zachowania zdrowia psychicznego jest nauczenie się sposobów unikania cierpienia podczas aktywnego picia współmałżonka oraz odmowa ponoszenia konsekwencji z tego powodu. Poznanie istoty alkoholizmu jako choroby i odwaga stosowania tej wiedzy w praktyce są niezbędne, aby wyzwolić się ze szponów współuzależnienia W przeciwnym razie cała rodzina staje się chora emocjonalnie. A taki stan jest niczym innym, jak tylko jeszcze jednym objawem postępu choroby.
Motywowanie do tego, aby alkoholik sam zaprzestał picia i przyjął pomoc specjalistów jest znacznie skuteczniejsze od odebrania mu butelki. Jedynym sposobem wdrożenia tego rodzaju motywacji jest pozwolenie mu na picie po to, by konsekwencje tego stały się na tyle dotkliwe, że zmuszą go do leczenia. Oznacza to konieczność okazywania mu miłości i zrozumienia w czasie trzeźwienia, przy jednoczesnym pozwoleniu na ponoszenie konsekwencji czynnego nałogu. W praktyce będą to nieprzyjemności, trudności materialne, utrata pracy, a w niektórych przypadkach nawet czasowa separacja.
Na koniec chcę się podzielić pewną przeczytaną gdzieś myślą: „Kochać to pozwolić ukochanej osobie odejść, by mogła przeżyć własne konsekwencje swoich czynów”. Czasem trzeba się tego nauczyć. To może zapoczątkować koniec ery współuzależnienia.
Katarzyna Pilewicz, LCPC, CADC
psycholog i psychoterapeutka licencjowana w stanie Illinois. Ukończyła Adler University w Chicago w dziedzinie psychologii klinicznej. Obecnie prowadzi badania doktoranckie w Walden University na temat wpływu psychologii pozytywnej na poprawe stanu psychiki człowieka. Członek American Psychological Association i PSI CHI. W swojej praktyce opiera się na holistycznym poglądzie o wzajemnym wpływie umysłu, ciała, i środowiska. W swojej klinice w Deerfield zajmuje się leczeniem młodzieży i dorosłych z problemami psychologicznymi pomagając w powrocie do wyższej jakości życia.
fot.pixabay.com
Reklama