Okres pomiędzy Świętem Dziękczynienia a Bożym Narodzeniem to w Stanach Zjednoczonych czas zakupowego szału, dekorowania domów, ubierania choinek. To także, tradycyjnie już, czas debaty o granicach politycznej poprawności i apogeum sporu o wyższość „Merry Christmas” nad „Happy Holidays”. Jedno jest pewne – Boże Narodzenie dawno przestało być świętem jedynie religijnym i stało się zjawiskiem społeczno-ekonomicznym.
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem wybrałem się z rodziną po choinkę do sieciowego sklepu z materiałami budowlanymi i ogrodniczymi. Od kilku lat właśnie tutaj kupujemy świąteczne drzewko, w ostatnim tygodniu przed świętami wybór wciąż jest duży, a ceny nawet o połowę niższe. Wybraliśmy zgrabny świerczek i udaliśmy się do kasy, po drodze zatrzymując się przy stanowisku pakowacza choinek. Miły pracownik, prawdopodobnie dorabiający w sklepie w okresie świątecznym emeryt poczęstował nas ciasteczkami i gorącą czekoladą, zgrabnie zawinął choinkę w plastikową siatkę, piłą łańcuchową obciął końcówkę drzewka. Pożegnał nas bezpiecznym, wielokulturowym „Happy Holidays” i szerokim uśmiechem. Odpowiedziałem mu „Merry Christmas”, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Happy Holidays kontra Merry Christmas
Boże Narodzenie w USA bez medialnej batalii o świąteczne pozdrowienie? To niemożliwe. Co roku retoryczne działa wytaczają zwolennicy Bożego Narodzenia jako święta o charakterze religijnym, jak i ci, którzy traktują je szerzej, jako zjawisko społeczno-ekonomiczne i okazję do odpoczynku, świątecznych zakupów i spędzenia czasu z bliskimi. Zdaniem tych pierwszych dzień narodzin Jezusa Chrystusa powinien być obchodzony zgodnie z chrześcijańskimi tradycjami oraz za pomocą chrześcijańskich symboli, pozdrowień i tradycji. Mocno krytykują oni galopującą sekularyzację Bożego Narodzenia, protestując przeciwko wykluczaniu z tych obchodów samego jubilata, a także odwołań do chrześcijańskich wierzeń i liturgii. Obrońcy chrześcijańskich świąt i „Merry Christmas” winą za coraz bardziej świeckie święta obarczają przede wszystkim środowiska liberalne, różnej maści „postępowców” i ateistów, używających, ich zdaniem, argumentów politycznej poprawności jako oręża walki ideologicznej.
Z kolei zwolennicy „Happy Holidays” twierdzą, że w coraz bardziej zróżnicowanych pod względem etnicznym, kulturowym i religijnym Stanach Zjednoczonych Boże Narodzenie stało się okazją do świętowania i odpoczynku dla każdego, niezależnie od wyznawanych przekonań i religijnej przynależności lub jej braku. Na poparcie tej tezy wskazują na obchodzone w tym samym okresie święta: żydowską Hanukkę, afrykańską Kwanzę, hinduskie Diwali, neopogańskie święto przesilenia słonecznego czy ateistyczną wersję Bożego Narodzenia – święto Human Light. Zwolennicy świątecznego pluralizmu uważają, że każdy ma prawo do obchodzenia świąt zgodnie ze swoimi wierzeniami, natomiast ich narzucanie innym grupom i jednostkom stoi w sprzeczności z zasadą rozdziału Kościoła od państwa, konstytucyjną zasadą wolności wyznania i wypowiedzi oraz świadczy o braku kultury osobistej. Poprawność polityczna jest dla zwolenników „Happy Holidays” gwarantem obywatelskich wolności.
Polityczna poprawność kontra zdrowy rozsądek
Skąd się wzięła znienawidzona przez jednych, a przez innych uważana za konieczność naszych czasów poprawność polityczna? Jej zalążkiem była kontrkulturalna rewolucja lat 60. XX w., ruchy studenckie kojarzone z hippisowskim „latem miłości”, hasłami głoszącymi religijną, rasową i genderową tolerancję. Za systemowy początek amerykańskiej politycznej poprawności uważa się politykę poszanowania praw mniejszości etnicznych, równouprawnienia kobiet i mniejszości seksualnych prowadzoną przez ówczesnego prezydenta Lyndona Johnsona. Zdaniem prezydenta Johnsona, którego przekonania do dziś uważane są za szczyt nowoczesnego liberalizmu, każdy w amerykańskim społeczeństwie powinien czuć się dobrze. Rezultatem tej wizji świata, w którym panować powinna sprawiedliwość społeczna oraz zasada poszanowania mniejszości, stały się m.in. ruchy feministyczne i postulujące równość praw dla mniejszości seksualnych oraz ukłon w stronę mniejszości etnicznych poprzez wprowadzanie ułatwień w dostępie do edukacji i zatrudnienia (affirmative action).
Także – zmiana statusu religii, która jako potencjalne źródło społecznych napięć i konfliktów została sprowadzona do indywidualnego przeżywania duchowości, w przestrzeni publicznej stając się coraz bardziej tematem tabu. Na straży postulowanych przez liberałów wolności obywatelskich stanął zbiór zasad współżycia społecznego określany w bardzo szeroki sposób jako poprawność polityczna. Jej przeciwnicy krytykując ją jako ograniczającą wolności konstytucyjne – słowa i wyznania, posługują się zresztą podobną argumentacją co jej twórcy i zwolennicy – pierwszą poprawką do konstytucji. Obie strony posiadają w swoich arsenałach poważne argumenty, a „wojna z Bożym Narodzeniem” trwa. Oto kilka najświeższych relacji z jej frontu.
W szkole podstawowej na nowojorskim Brooklynie świąt nie ma wcale. Żadnych. Próżno czekać na św. Mikołaja, ani śladu reniferów, aniołów, śnieżynek (bo kojarzyć się mogą z gwiazdą Dawida). Zakazane są słowa: święta, Boże Narodzenie, Hanukkah i inne, które posiadają jakiekolwiek religijne konotacje.
W Kentucky poprawność polityczna wtargnęła do świątecznego przedstawienia szkolnego. W szkole W.R Castle Elementary podczas przedstawienia „Charlie Brown Christmas” jednemu z aktorów zakazano wygłoszenia monologu zawierającego fragmenty ewangelii wg św. Łukasza. Na pocieszenie w tytule przedstawienia pozostawiono jednak słowo „Christmas”.
Polityczna poprawność uderzyła też w grupę przedszkolaków z kalifornijskiego San Jose, którzy tradycyjnie planowali odwiedzić św. Mikołaja w pobliskiej kawiarni. Wycieczka została odwołana po interwencji matki jednego z uczniów. Nie pomogły tłumaczenia innych rodziców, że w zerówce na równi z chrześcijańskimi prezentowane są tradycje i zwyczaje świąteczne innych grup religijnych i etnicznych. W obawie przed sądowym pozwem rada pedagogiczna zdecydowała, że odwiedziny u „Santy” to zbyt ryzykowny pomysł.
Władze Uniwersytetu Tennessee zakazały w tym roku studentom organizowania przyjęć i imprez świątecznych, jeśli te będą zawierały elementy religijne. Dopiero po protestach organizacji studenckich odwołujących się do konstytucyjnych gwarancji wolności słowa i wyznania, zakaz cofnięto, a studentów oficjalnie przeproszono.
Łowcy świątecznych skandali bacznie obserwują też media. Oto w telewizyjnej reklamie Microsoftu widzimy chór młodych ludzi śpiewających znaną kolędę „Let There Be Peace on Earth”, ale... bez jednego wersu, w którym mowa o Bogu. W ten sposób Microsoft, zdaniem obrońców Bożego Narodzenia, wyrugował Boga za świąt. Za bluźnierczy uznano również fragment serialu „Scandal” emitowanego przez telewizję ABC, w którym scena aborcji zilustrowana została kolędą „Cicha Noc”. Tutaj komentatorzy posunęli się do daleko idącej konkluzji, jakoby ofiarą aborcji był sam nienarodzony Jezus.
Awantura o kubek
Najbardziej jaskrawym przykładem przedświątecznej batalii była w tym roku medialna awantura o nowy świąteczny wygląd papierowych kubków kawiarni Starbucks, która w bieżącym sezonie postawiła na minimalizm, akcentując święta jedynie za pomocą czerwonego koloru. Na krucjatę przeciwko Starbucksowi wyruszył internetowy ewangelista Josh Feuerstain, który ogłosił, że „Starbucks zabija Jezusa”. Dowodem na zabijanie miało być zlikwidowanie z kubków obecnych w poprzednich sezonach reniferów i kojarzących się ze świętami śnieżynek. Wystarczyło, żeby ewangeliccy kaznodzieje rozpętali świętą wojnę przeciwko kawiarnianej sieci, namawiając wiernych to do bojkotu marki, to do podawania baristom fałszywego imienia zapisywanego na kubkach. Rzeczywiście, wkrótce po apelu w sieci zaroiło się od zdjęć i filmików, na których na czerwonych kubkach widnieje odręczny napis „Marry Christmas”, w różnych wersjach np. „Mary Krysmus”.
Do dysputy włączył się republikański kandydat na prezydenta Donald Trump, który publicznie zaapelował o bojkot sieci, dodając, że „jeśli zostanie prezydentem, wszyscy w Stanach Zjednoczonych będą używali zwrotu Merry Christmas”. Notowania jego popularności natychmiast wzrosły. To nie jedyny zresztą polityk domagający się systemowego rozwiązania sporu o świąteczne życzenia. Kongresman Doug Lamborn z Kolorado przedstawił niedawno w Izbie Reprezentantów projekt ustawy podkreślającej istotność symboli bożonarodzeniowych, potępiającej wszelkie próby ich zakazania oraz wyrażającej wsparcie dla wszystkich, którzy obchodzą Boże Narodzenie, posługując się chrześcijańskimi symbolami i tradycjami. W sąsiedniej Kanadzie po stronie obrońców Bożego Narodzenia staje co roku posłanka Nina Grewal, której zdaniem święta bez Jezusa nie mają sensu. Ciekawostką jest, że Grewal nie jest chrześcijanką, a... sikhijką.
Boże Narodzenie i żądza pieniądza
Dyskusja o wyższości „Merry Christmas” nad „Happy Holidays”, czy „Season's Greetings” toczy się na osi podziału społeczeństwa na konserwatystów i liberałów, czyli zwolenników partii republikańskiej i demokratycznej. Obie strony obrzucają się coraz wymyślniejszymi inwektywami, a jak to zwykle bywa przy konfliktach – korzysta trzeci. Świeckie czy religijne, święta stają się coraz bardziej skomercjalizowane i zawłaszczone przez korporacje, które na świątecznych zakupach zarabiają krocie. Statystyczny Amerykanin wydał w tym roku na prezenty, dekoracje i świąteczne przysmaki nieco ponad 800 dolarów. Święta Bożego Narodzenia to szczytowy okres amerykańskiej konsumpcji. Nieprzypadkowo okres świątecznych zakupów rozpoczyna się zaraz po Thanksgiving (albo i przed) i trwa miesiąc, co w porównaniu do jednego w USA dnia wolnego od pracy musi zmuszać do postawienia pytania: „Kto ukradł święta?”. Boże Narodzenie w wersji wykreowanej przez specjalistów od reklamy mierzy swoją „magię” ilością światełek, wysokością choinki, wykwintnością suto zastawionego stołu i wartością prezentów pod choinką, które z roku na rok są coraz droższe. To święta skupione na dawaniu i dostawaniu podarków i postaci Santa Claus – całkowicie sztucznej hybrydzie postaci literackich, bohaterów legend i wierzeń ludowych i żyjącego w IV w. biskupa Miry. Współczesna wersja św. Mikołaja, rumianego, pulchnego białobrodego starca w czerwonym kostiumie to nic innego jak wytwór specjalistów od reklamy z lat 30. XX w., który zawdzięczamy koncernowi Coca-Cola.
Koncerny, które w zeszłym roku zarobiły na Bożym Narodzeniu 616 mld dol., doskonale zdają sobie sprawę, że postępująca globalizacja Bożego Narodzenia oznacza rosnące zyski. Sprzedawcy w centrach handlowych zwracający się do klientów „Happy Holidays” mają za zadanie przyciągnąć do sklepów jak największą liczbę kupujących i wygenerować jak największy przychód. Ograniczenie się jedynie do klientów identyfikujących się z chrześcijaństwem byłoby dla korporacji ekonomicznym samobójstwem. Za okołoświąteczną poprawność polityczną odpowiadają zatem główni gracze na świąteczno-zakupowej scenie, a w szerszej perspektywie – drapieżny kapitalizm.
„Merry Christmas” kontratakuje
Podczas gdy wiele firm decyduje się zachować wygodną i przynoszącą profity neutralność, właściciele restauracji McDonald's w Spring Hill w Tennessee namalowali na oknach budynku scenę rodem z szopki bożonarodzeniowej. Nad dzieciątkiem klęczą Józef i Maria, a napis głosi „Na imię mu Jezus”. Właściciel restauracji tłumaczy, że tradycję świątecznego muralu zapoczątkował 40 lat temu jego ojciec, a potrzeba ekspresji religijnych treści nie ma nic wspólnego z dyskryminowaniem innych religii i jest po prostu wyrazem jego przekonań. Podobną taktykę wybrał gubernator stanu Rhode Island, który odmówił nazywania choinki mianem „świątecznego drzewka” (Holiday Tree), przywracając jej status „bożonarodzeniowej” (Christmas Tree). Decyzja spotkała się z szeroką aprobatą – nazywanie choinki „świąteczną” jest przecież równie absurdalne co odcinanie menory od żydowskiego święta Hanukkah.
W wielokulturowej Ameryce zwrot „Happy Holidays” nie jest zamachem na indywidualne przeżywanie świąt, to raczej niedoskonały wynalazek semantyczny mający za zadanie nieurażanie uczuć mniejszości. Wypowiedzenie tej formuły nie jest deklaracją ideologiczną ani zdradą chrześcijaństwa. W sytuacjach biznesowych, w pracy, w sklepie czy urzędzie to zwrot wygodny. I kwestia kultury osobistej, gdyż jej użycie z pewnością nie urazi niczyich przekonań. Natomiast we własnym kręgu kulturowym używanie neutralnych formuł wydaje się zbytnio asekuracyjne, a poprawność polityczna staje się karykaturą samej siebie. W związku z czym życzę Państwu zdrowych, spokojnych i błogosławionych świąt Bożego Narodzenia. Merry Christmas!
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Reklama