Jest piątek, trzynasty listopada. W USA popołudnie. W Paryżu dochodzi do zamachów terrorystycznych, w których ginie 129 osób, blisko 400 jest rannych.
„Dopóki wasze samoloty będą zrzucać bomby na nasze miasta, dopóty i wy nie zaznacie spokoju. Będziecie się bać, nawet wychodząc z domu na zakupy” – rzuca Zachodowi Państwo Islamskie w orędziu opublikowanym nazajutrz po zamachach w stolicy Francji. Po raz pierwszy tak wyraźnie wzywa też mieszkających w Europie muzułmanów do wydania jej „świętej wojny” na jej własnym terytorium. Osiąga cel.
„Jesteśmy w stanie wojny” oznajmia prezydent François Hollande. Kilka dni później Francja zwraca się do państw UE o pomoc w walce z terroryzmem, powołując się na tzw. klauzulę wzajemnej obrony UE – art. 42.7. To pierwszy przypadek aktywowania tego artykułu, stanowiącego, że w przypadku gdy jakiekolwiek państwo członkowskie stanie się ofiarą napaści zbrojnej, pozostałe kraje „mają w stosunku do niego obowiązek udzielenia pomocy i wsparcia przy zastosowaniu wszelkich dostępnych im środków, zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych”.
Bo to już nie jest tylko wojna Francji. W Europie dochodzi do eskalacji zagrożenia na skalę, której dawno nie było. We wtorek w Niemczech niemal w ostatniej chwili zostaje odwołany towarzyski mecz Niemcy–Holandia. Według ujawnionego raportu w Hanowerze miało dojść do eksplozji kilku bomb.
Po uzyskaniu od FBI informacji o możliwych zamachach w Watykanie, w mediolańskiej katedrze i w La Scali na ulice tych miast władze kierują dodatkowe siły wojska. Na Tybrze pojawiają się amfibie, żołnierze z piechoty i artylerii przeciwlotniczej, strzelcy alpejscy rozpoczynają od wtorku patrolowanie ulic Rzymu. Dodatkowe siły wojska sprowadzono do włoskiej stolicy w trybie pilnym kilka tygodni wcześniej, niż planowano. Miały one rozpocząć służbę tuż przed rozpoczynającym się 8 grudnia Rokiem Świętym, w trakcie którego w Wiecznym Mieście oczekiwani są pielgrzymi z całego świata. Jednak ministerstwo spraw wewnętrznych postanowiło przyspieszyć rozlokowanie wojska po tym, gdy podniesiony został stan zagrożenia atakami.
Żołnierze sił specjalnych SAS zostają rozlokowani w Londynie. Są gotowi w każdej chwili zareagować na zamachy terrorystyczne w stolicy. W kraju panuje drugi stopień zagrożenia atakami.
Szwecja po raz pierwszy w historii określiła poziom zagrożenia atakiem terrorystycznym na jej terytorium jako „wysoki”.
Podczas gdy Europa wstrzymuje oddech, Rosja go odzyskuje, wychodząc z izolacji politycznej, urastając na partnera Zachodu. I to ona, a nie IS, może się okazać największym wygranym strachu Europy. A zarówno Ameryka, jak i Zachód Rosji w tej chwili z pewnością potrzebują.
Prezydent Putin doskonale zdaje się to rozumieć. We wtorek Moskwa nagle potwierdza, że to IS było odpowiedzialne za wybuch na pokładzie rosyjskiego samolotu 31 października, a już w środę szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow, dostosowując retorykę do wymogu chwili, oświadcza, że zamach był „równoznaczny z napaścią na Rosję, toteż Moskwa wykorzysta wszelkie środki do swojej obrony”.
Biały Dom potwierdza, że Rosja jest konstruktywnym partnerem w rozmowach ws. Syrii, ale za chwilę, jakby przytomniejąc, przypomina, że stanowisko USA nie uległo zmianie, że nie ma szansy na pozostawienie Asada u władzy. Te partykularne i sprzeczne interesy mogą uniemożliwić zarówno przerwanie syryjskiej wojny domowej, jak i utworzenie wspólnego frontu przeciwko Państwu Islamskiemu.
Chyba że służby wywiadowcze w Europie i Ameryce nie nadążą za wyzwaniami. Że realne okaże się ryzyko, o którym mówił w czwartek premier Francji Manuel Valls, wykorzystania przez terrorystów broni chemicznej i bakteriologicznej podczas kolejnych zamachów.
Wówczas Zachód może faktycznie potrzebować wielkiego sojuszu, który bez Rosji nie będzie możliwy. O tym wydaje się wiedzieć zarówno Putin, jak i François Hollande, który udaje się i do Waszyngtonu, i do Moskwy, by go promować. Rosja więc swoje już ugrywa. I kto wie, czy jako jedyna w koalicji, mając w głębokim poważaniu poprawność polityczną, nie będzie umiała stawić zdecydowanie czoła wyzwaniu rzuconemu przez ekstremistów.
O przegranych nie trzeba nawet pytać. Są to uchodźcy, czyli ci, którzy uciekając przed wojną, trafiają na kolejną.
Małgorzata Błaszczuk
Na zdjęciu: Wieża Eiffel’a w Paryżu w barwach narodowych Francji fot.Etienne Laurent/EPA
Reklama