“Mam już dość, za dużo tego się nazbierało. Nie wytrzymam już dłużej, tyle się nagromadziło złości, niedomówień, że nie sposób już z tym żyć” – powiedziała Maria podczas pierwszej sesji terapeutycznej w moim gabinecie.
W ilu rodzinach dochodzi do podobnych sytuacji? Często nie wiemy sami o co mamy pretensje, żal do męża, żony, partnera. Jest to najprostsza droga do kompletnego rozpadu związku i rodziny. Zdarza się to wtedy, gdy nazbiera się wiele spraw, problemów, które nie zostały w porę omówione i przedyskutowane.
Dlaczego? Ponieważ nie potrafimy, nie umiemy, czy też nie chcemy ze sobą rozmawiać. A umiejętność rozmowy, wyjaśniania sytuacji i zdarzeń na bieżąco jest tym, co pozwala budować normalne, wspólnego życie, nie obok siebie, ale ze sobą.
Zaczyna się od błahostek. On nie zebrał swoich rzeczy rozrzuconych na podłodze – myślisz sobie „w porządku, ja je zbiorę, nie będę zwracać mu na to uwagi, bo się pogniewa, nie chcę niepotrzebnej awantury”.
Raz, drugi, dziesiąty; narasta w tobie złość, niewypowiedziany żal, niby mały problem, ale z czasem masz już dość.
Kolejna sytuacja: jesteście na przyjęciu, on nie zwraca na ciebie uwagi, adoruje inne kobiety, do tego pije za dużo. Ale ty przecież nie chcesz wyjść na czepliwą zołzę, której wszystko przeszkadza. Jednak zadra w sercu zostaje. Po kolejnych tego typu sytuacjach urasta do urazu psychicznego.
Nie chcesz zwracać uwagi na to, czego u niego nie lubisz, na zapominalstwo, bałagan w sypialni, kolekcjonowanie starych gazet, wycieranie nosa w rękaw, czy mlaskanie przy stole. Niby drobnostki, ale siedzą w twojej głowie, a z czasem urastają formują się w potężny problem. Zachowania, latami odsuwane, pozostawiane bez reakcji, doprowadzają cię do szewskiej pasji.
Ale także i on nie ma już cierpliwości. Macie wyjść na spotkanie z przyjaciółmi, ona nie potrafi wybrać się na czas. Zawsze jest spóźniona, a ty tego nie cierpisz. Prosisz ją, aby odebrała twoje koszule z pralni. Zapomniała. „Dobrze, odbiorę sam. Nie będę się wściekał, bo znowu będzie niepotrzebny zgrzyt w domu”. Aby nie wprowadzać złej atmosfery, nie mówisz o tym. Dusisz w sobie. Jednak za każdym razem podobne zdarzenia coraz bardziej cię męczą, denerwują, stresują. Po kilku lub kilkunastu razach jednak nie wytrzymasz i wybuchniesz ze zdwojoną siłą.
Wszystkie tego typu zdarzenia pęcznieją w naszych głowach, jak napompowany balon. Teoretycznie, do pewnego momentu, nic złego w małżeństwie się nie dzieje. Teoretycznie, bo wszystkie zamiatane pod dywan sytuacje w końcu spod niego wyjdą. Wybuchniecie, wypominając sobie nawzajem wszystko, co narastało przez miesiące, lata. Rozpada się „wspaniały związek”, w którym się ze sobą nie rozmawiało, nie reagowało, nie pracowało.
Kobieta i mężczyzna są ulepieni z innej gliny i często mylnie oceniają swoje zachowania. Mężczyznom wydaje się, że dane zachowanie jest normalne i nie widzą problemu tam, gdzie widzi go kobieta i odwrotnie. Warto sobie uświadomić, że jesteśmy różnie postrzegamy drobnostki, z których składa się życie i które rzutują na nasze wzajemne stosunki. Dlatego rozmawiajmy! Tu i teraz. Jeżeli wydarzyło się coś co nas denerwuje, drażni, irytuje – reagujmy natychmiast. Ale nie z pretensją, starajmy się pokazać swój punkt widzenia, przedstawić problem tak, jak my go widzimy.
Ważne jest, by nie atakować, a próbować wytłumaczyć co czujemy. Nie dopuszczajmy, aby te balony emocji zostawały i pęczniały w nas. Spuszczajmy powietrze natychmiast. Najlepiej od początku, od pierwszych wspólnych dni, kiedy jeszcze się dobrze nie znamy i wszystko tolerujemy, bo jesteśmy sobą zauroczeni. Wówczas jest najprościej wypracować kompromisy, któe wejdą nam w krew, bez konieczności kumulowania emocji, szczególnie tych złych.
Rozwiązywanie problemów od ręki jest najlepsze dla naszego związku, bo chroni przed niekontrolowanym wybuchem nagromadzonych pretensji i żalu. Szanujmy to, co nas różni a jednocześnie starajmy się zniwelować różnice. budować Ciepły związek pełen szacunku, zrozumienia i miłości – to jest coś, co się wzajemnie wypracowuje.
Katarzyna Pilewicz, LCPC, CADC, psycholog i psychoterapeutka licencjowana w stanie Illinois. Ukończyła Adler University w Chicago w dziedzinie psychologii klinicznej. Obecnie prowadzi badania doktoranckie w Walden University na temat wpływu psychologii pozytywnej na poprawe stanu psychiki człowieka. Członek American Psychological Association i PSI CHI. W swojej praktyce opiera się na holistycznym poglądzie o wzajemnym wpływie umysłu, ciała, i środowiska. W swojej klinice w Deerfield zajmuje się leczeniem młodzieży i dorosłych z problemami psychologicznymi pomagając w powrocie do wyższej jakości życia.
405 Lake Cook Rd., Suite 203, Deerfield
Tel.: (847) 907 1166
www. psychologicalcounselingcenter.com
email: [email protected]
Reklama