Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 08:21
Reklama KD Market

Lepiej mniej niż bardziej?

Przyznam szczerze – miałem nadzieję, że Platforma dostanie od wyborców trochę większy łomot. Zważywszy, jak kompromitujące były kelnerskie taśmy, jak zła i ośmieszająca kampania wyborcza, jak marnym liderem okazała się Ewa Kopacz, 24 proc. głosów przy dużej jak na Polskę ponad 50 proc. frekwencji to dowód, że plemienne więzy spajające elektorat PO są wciąż jeszcze bardzo silne. Te plemienne więzy to typowe u kolonialnych elit rozpłaszczenie przed metropolią – w naszym wypadku Niemcami i Unią Europejską oraz to, co mądrzy ludzie nazwali „oikofobią”, czyli irracjonalna, dojmująca niechęć do swojskości, własnych korzeni, tradycji. Kto ciekaw i odporny na obrzydlistwo, niech sobie poprzegląda komentarze pod tekstami na portalu gazeta.pl – tam znajdzie wierny autoportret żelaznego wyborcy PO, który na słowa „Kościół”, „Jan Paweł II” i „patriotyzm” dostaje drgawek, piany na ustach i zaczyna dymić z nozdrzy siarką.

Oczywiście, na poczucie wyższości „europejczyków” nad „polskim ciemnogrodem” i pogardy dla „wiochy”, która uosabiać ma PiS i partie bardziej na prawo od niego, nakładają się interesy. Przez osiem lat rządów PO i PSL pomnożyły dwukrotnie zatrudnienie w administracji państwowej i samorządowej; wliczając umowy zlecenia i tzw. samozatrudnienie, szeroko stosowane do dojenia państwa przez różne ekspertyzy, usługi doradcze etc., według obliczeń „Dziennika. Gazety Prawnej” sprzed ponad roku rząd utrzymuje około miliona ludzi. Do tego trzeba doliczyć rozdętą „strefę publiczną” oraz rzeszę konsumentów rozmaitych grantów i funduszy unijnych – wraz z rodzinami jest to mniej więcej owe 30 proc. głosów, które zebrały partie koalicji rządowej.

Przed PO staje teraz pytanie – co robić dalej? W kraju normalnym i normalnym systemie partyjnym byłoby to oczywiste. Przegrana partia analizuje przyczyny swojej klęski, zmienia kierownictwo, modyfikuje linię programową, szuka nowego języka komunikacji z wyborcami i stara się ich odzyskać.

Takie pomysły, o ile mi wiadomo, są. Co rozsądniejsi działacze tej partii rozumieją mechanizm sukcesu PiS – widzą, że odzyskał on wyborcę, zwanego może niezbyt trafnie „centrowym”, czyli „nieplemiennego”. Bo PiS też, oczywiście, jak to w państwie postkolonialnym i zarazem ponownie kolonizowanym jest prawidłowością, opierał się na swoim elektoracie „kulturowym” odwrotnie niż ten platformerski – wierzącym i rozumującym w kategoriach ojczyzny, niepodległości oraz innych tradycyjnych imponderabiliów. Ale sięgnięcie po prawie 40 proc. głosów możliwe było dopiero, gdy nie tracąc tego poparcia, postarał się wyjść z okopów, przedstawił nowe twarze, nowy „imidż” i zawalczył o głosy, nazwijmy to, „normalsów”, myślących o swoim portfelu i ciepłej wodzie w kranie.

Ale ci, którzy to rozumieją, wydają się w PO być dziś w mniejszości – a na pewno nie cieszą się poparciem medialnego establishmentu, najtwardszych zwolenników PO. Dlatego po stronie przegranych dominuje – widać to wyraźnie już po zaledwie paru dniach – odruch „ani kroku w tył!”. PiS wcale nie wygrał (tylko 18 proc. uprawionych do głosowania, phi, żadna legitymacja do rządzenia), PiS to faszyzm, klerykalne średniowiecze, obciach i wstyd przed światem: nie podamy mu ani palca, będziemy wyszydzać, sabotować i szkodzić jak tylko się da. I tak przetrwamy do zmiany nastrojów.

To sposób na utrzymanie w obozie Okrągłego Stołu przywództwa przez tych, którzy je dotąd sprawowali – ale też, długofalowo, na zmianę całego obozu w sektę i stopniową jego marginalizację. Większa klęska byłaby szokiem, który wymusiłby na PO zmiany, przegrana na poziomie 24 proc. sprzyja utrzymaniu wpływów przez tych, którzy ich nie chcą. Więc chyba jednak lepiej się stało, że moja nadzieja się nie spełniła.

Rafał A. Ziemkiewicz

Na zdjęciu: Jarosław Kaczyński (z lewej) i Beata Szydło fot.Paweł Supernak/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama