Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 08:19
Reklama KD Market

Ostatnia nadzieja czerwonych

Najstarsza wzmianka o naszym plemieniu, jak wie każdy wykształcony Polak, to zapiski arabskiego kupca Ibrahima Ibn Jakuba z podróży po państwie Mieszka, przez potomków nazwanego Pierwszym. W podręcznikach od pokoleń cytuje się często, co zanotował on na temat organizacji piastowskiego państwa, rzadko natomiast – co o obyczajach miejscowych. Zwróciło uwagę kupca (a może i szpiega), że mieszkańcy kraju Mesca mają dość swobodne podejście do seksu, a jednak gdy się już pobierają, „nie popełniają cudzołóstwa”.

Oczywiście minęło tysiąc lat, ale twierdzę, i mogę to potwierdzić licznymi przykładami z historii, iż ten zdrowy rozsądek pozostawał nam zawsze. Na słowiańską tradycję nałożył się nasz katolicyzm – rzecz bardzo ważna, bo katolicyzm oznacza spowiedź. A spowiedź – brak tej histerii „wieczne potępienie!!!”, w którą popadli protestanccy Anglosasi, i z której wyrosły purytańska surowość i wiktoriańska pruderia. Nagrzeszyło się? No to trzeba będzie pogadać z proboszczem i dać na ofiarę, ale nie ma co wariować.

Nie rozwodząc się – w Polsce histerie wokół spraw obyczajowych czy w tę, czy w tamtą stronę, nigdy nie trafiały na podatny grunt. Homoseksualizmu nie uznawano za przestępstwo już w pierwszym kodeksie karnym wolnej Polski, w dwudziestoleciu, samotna kobieta też nie była już od wieku XIX szykanowana, a to, że pracuje i zarabia na siebie, traktowano jako smutną popowstańczą konieczność.

To właśnie sprawia, że tzw. lewica jest dziś w Polsce potrzebna jak przysłowiowe zawiasy w plecach. Odkąd bowiem lewica straciła hasła socjalne – a straciła, bo skoro postkomunistyczne SLD musiało afirmować magdalenkowy dil i wynikające z niego niesprawiedliwości tzw. transformacji, to przejęła te postulaty centroprawicowa opozycja – pozostały jej tylko dwa tematy. Sentyment do peerelu oraz małpowanie „tęczowej rewolucji” krajów zachodnich. Ten pierwszy wygasa stopniowo wraz z wymieraniem starych esbeków, działaczy partyjnych i oficerów tzw. „ludowego” wojska, ten drugi zaś, wbrew wielkim nadziejom salonów i sutym grantom konsumowanym przez rozmaite „Krytyki Polityczne” i „gender studies” pozostaje niszą.

Ogólnie znane braki Ewy Kopacz i Bronisława Komorowskiego sprawiły, że lewica stanęła w tych wyborach przed szansą odzyskania choć części tego, co mieli kiedyś Miller i Kwaśniewski, a co zabrał im Tusk. Długo, długo się do tego zabierała, sajdoczyła, kokosiła, jednoczyła, zapowiadała – a wreszcie zawalczyła, kreując nową liderkę – Barbarę Nowacką.

Po jej kilkudniowym tournée, jakie odbyła w krajowych mediach, mogę powiedzieć z całą pewnością: bój to będzie dla lewicy ostatni. Pani Nowacka okazała się totalnie monotematyczna. Nie ma do powiedzenia praktycznie nic, poza gejami i feminizmem. Oczywiście mówi jeszcze, że podniesie płacę minimalną, ale przecież wiadomo, że nie podniesie, zresztą obiecuje to i PiS, i PO. Aborcja dla każdego, gender, parady równości… to naprawdę nie są tematy, które Polaków porwą.

Może lewica uważa inaczej, może olśnił ją sukces Roberta Biedronia? Ale ten właśnie sukces pokazał, że Polacy mają sprawy seksualne w małym poważaniu. Biedroń wygrał nie dlatego, że jest zadeklarowanym homoseksualistą, ale pomimo tego – mając do wyboru lokalną sitwę i faceta nowego, mieszkańcy Słupska machnęli ręką na jego dziwność. Inna sprawa, że drugi raz pewnie już tego nie zrobią, bo Biedroń nie umie nic innego, niż być gejem i osiągnięcia jego rządów sprowadzają się do usunięcia z ratusza portretu Jana Pawła II oraz pomysłu „parytetu płciowego” w nazwach ulic.

Śmieszność Ewy Kopacz i „obciachowość” PO jest tak wielka, że być może lewica przeczołga się głosami zirytowanych pisofobów przez ośmioprocentowy próg wyborczy. Ale większej roli nadal odgrywać nie będzie.

Rafał A. Ziemkiewicz

 


 


 

Na zdjęciu: Leszek Miller fot.Bartlomiej Zborowski/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama