Choć Bayern był gospodarzem niedzielnego meczu 8. kolejki niemieckiej ekstraklasy piłkarskiej z Borussią Dortmund, to goście lepiej rozpoczęli spotkanie w Monachium. Przełożyło się to na sytuację na trybunach, gdzie rywalizacja "na gardła" była wyrównana. Do czasu...
Trener BVB Thomas Tuchel dość niespodziewanie wybrał do wyjściowego składu Łukasza Piszczka, który od pierwszej minuty zagrał w tym sezonie Bundesligi dopiero po raz drugi. W dodatku Polak wystąpił na lewej, a nie - jak zwykle - na prawej obronie. Szkoleniowiec nie znalazł natomiast miejsca w podstawowej jedenastce dla Marco Reusa, który był tylko rezerwowym.
- To trener decyduje o tym, gdzie gram. Po tej długiej przerwie nie było łatwo, ale trzeba korzystać z szans, które się dostaje. Raczej nie zapuszczałem się do przodu, założenie było takie, żeby zabezpieczyć tyły. Raz wychodziło nam to lepiej, raz gorzej... – powiedział Piszczek dziennikarzom w strefie mieszanej.
Na początku meczu wydawało się, że te decyzje okazały się trafione. Pierwszy kwadrans należał do gości, a ich przewaga przełożyła się również na atmosferę na trybunach. Nie licząc sektora za jedną z bramek, gdzie zasiadają najbardziej oddani fani Bayernu, wśród kibiców gospodarzy panował niepokój. Ich jedynymi reakcjami były odgłosy ulgi lub oklaski za dobrą interwencję obrońcy. Czasem dochodziły do tego okrzyki niezadowolenia z decyzji sędziego lub ze złego zagrania jednego z Bawarczyków.
Gdy Thomas Mueller zdobył pierwszą bramkę w 26. minucie, śpiewy przyjezdnych stały się stłumione i mało entuzjastyczne, ale niepokój Bawarczyków nie ustąpił. Rozluźnili się dopiero, gdy napastnik reprezentacji mistrzów świata trafił z 11 metrów na 2:0, ale radość trwała krótko - chwilę po tym kontaktowego gola, swojego 10. w lidze, zdobył Gabończyk Pierre-Emerick Aubameyang. To dodało piłkarzom BVB motywacji, a ponadto znów przebudziło zatroskanych fanów z Dortmundu.
Tak było tylko do 45. sekundy drugiej połowy. Wówczas marzenia o zwycięstwie wybił gościom z głowy Lewandowski, który trafił do siatki po raz 11. w sezonie, a 12. gola dołożył 12 minut później. To zupełnie zmieniło podejście kibiców obu drużyn do dopingu.
Narożnik zajmowany przez kibiców gości był w szoku. Minęło wiele minut, zanim dortmundczycy podjęli próby zorganizowanego dopingu, a w tym czasie w pozostałych sektorach zapanowała euforia.
"Hat-trick! Hat-trick!" - krzyczeli widzowie, gdy Lewandowski znalazł się z piłką blisko bramki Borussii. Tym razem się nie udało - Polak poprzestał na dwóch trafieniach, a łącznie 12 w ostatnich czterech meczach.
Piszczek analizował przebieg spotkania podobnie do reakcji kibiców. Obrońca reprezentacji Polski nie ukrywa, że jego zespół był w niedzielę znacznie gorszy od rywali.
"W pierwszej połowie może nie, ale w drugiej Bayern trochę sobie ułatwił sytuację, stwarzał kolejne okazje. Przed przerwą potrafiliśmy się przed tym bronić, ale później rywal uspokoił grę, świetnie przerzucał ciężar gry z jednej strony na drugą i tak wypracował sobie przewagę" – podsumował.
Później na 5:1 wynik ustalił Mario Goetze, ale trzeba oddać fanom gości, że wtedy już nawet ten cios nie odebrał im chęci wspierania swoich zawodników. W końcowych fragmentach spotkania okrzyki "Borussia, BVB!" były niemal równie głośne, jak te z sektorów gospodarzy. A przyjezdnych było tylko ok. ośmiu tysięcy, pozostałe 67 stanowili fani rywali.
Podopiecznym Tuchela nie było jednak w smak. Z "obowiązku" rozmowy z dziennikarzami wywiązał się tak naprawdę tylko kapitan Mats Hummels. Nawet strzelec gola Aubameyang, który trafił do siatki rywali w każdym meczu pierwszych ośmiu kolejek sezonu, przemaszerował przez strefę mieszaną szybkim krokiem, wyraźnie wściekły, nie oglądając się na boki.
Było to piąte starcie obu ekip, od kiedy Lewandowski przeniósł się z BVB do Bayernu. Polak strzelił swojemu byłemu klubowi już pięć goli, a zespół z Bawarii wygrał trzy z tych meczów.
(PAP)
Reklama