Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 08:40
Reklama KD Market

Franci(Che)k

Papież przyjechał i odjechał, pozostawiając Amerykę może nie w nabożnym, ale w zachwycie. Trzeba przyznać Franciszkowi, że potrafi wzruszać i chwytać za serca, nie tylko katolików czy szerzej pojętych chrześcijan, ale też ludzi, którym z religią zorganizowaną nie po drodze. Ba, nawet ateiści podnoszą w górę kciuki. Jeździ fiacikiem, całuje niepełnosprawne dzieci, jak człowiek z krwi i kości potrafi potknąć się na schodach do samolotu. Po angielsku mówi z ciężkim akcentem. Takie połączenie poczciwego brata łaty z mędrcem i przewodnikiem duchowym. Promieniuje tym przyciągającym, pluszowym rodzajem duchowości, stąd przyjmowany jest z radością i ciepłem, jak Dalajlama. Z genialnie zaplanowanym PR-em i charyzmą przyciągającą tłumy jest Franciszek papieżem idealnie skrojonym na nasze postnowoczesne czasy. Potrafi się znakomicie sprzedać, a wraz z sobą zakurzoną instytucję, której przewodzi. Śmiem twierdzić, że Franciszek to najlepsze, co przydarzyło się Kościołowi w ostatnich latach.

Oprócz dobrego wrażenia i reklamy Fiatowi papież Franciszek swoją amerykańską wizytą niewiele dla Amerykanów zrobił. Może wprowadził odrobinę dysonansu poznawczego w kręgach najbardziej twardogłowych katolików. Bo przecież wielu w głowie się nie mieści, żeby z wysokości tronu Piotrowego głosić tezy o zagrożeniu globalnym ociepleniem albo zniechęcać ludzi do konsumpcjonizmu i krzywić się na brutalny kapitalizm. Grać w zespole rockowym. To tylko kilka z wyskoków Franciszka, dzięki którym przylgnęła do niego łatka „papieża lewaka”. Nie pierwszy raz Franciszek podpadł konserwatystom, którzy przetarłszy oczy i uszy ze zdumienia, w odruchu obronnym majaczą coś o żydomasonach i komuchach. Fakt, papież porusza kwestie społeczne i wiele wskazuje na to, że po prostu lubi ludzi. Ale do tego nie trzeba być żadnym lewakiem ani głową Kościoła. Tym bardziej, że zaraz po połechtaniu liberałów Franciszek sprawnie i szybko wykonuje woltę, choćby spotykając się z Kim Davis – bohaterką antygejowskiej kontrrewolucji, tą samą, która trafiła do więzienia za odmowę wydania aktu małżeństwa homoseksualnej parze. I namawia ją do kontynuowania swojego protestu, w imię obrony wolności sumienia.

Po takiej akcji dostaje się papieżowi od lewej strony, że jednak beton, farbowany rewolucjonista, że to taki „babciny” postęp i wiele hałasu o nic. A przecież wystarczy pomyśleć i rozedrgany jeszcze płomiennymi mowami głowy Kościoła umysł obłożyć lodem. Franciszek jest przede wszystkim szefem Kościoła katolickiego, instytucji z gruntu konserwatywnej, zachowawczej i niechętnej zmianom. Żadnej rewolucji nie ma i nie będzie. Prawda, zezwolił kobietom po aborcji dostać rozgrzeszenie, tyle że mogły je dostać i wcześniej, choć nie od każdego księdza. I pewnie tak zostanie, bo przecież ksiądz też człowiek, swoje sumienie ma i jeśli ono każe mu rozgrzeszenia nie dać, w guziku od sutanny będzie miał papieskie przyzwolenie. Z czym zresztą Franciszek jest zupełnie ok. Zapowiadane zezwolenie rozwodnikom na przystępowanie do komunii zakończyło się na zapowiedziach. Figa z makiem, rozwodnicy do komunii przystąpić nie mogą, bo „taka jest nauka Kościoła”. Nie ma wciąż rzeczowej dyskusji na temat roli kobiet w Kościele, a walka z pedofilią wśród kapłanów póki co kończy się na okrągłosłownych zapewnieniach. I symbolicznych jedynie spotkaniach z ofiarami molestowania.

Jest zatem Franciszek rewolucjonistą na miarę naszych miałkich czasów. Bez obciachu można nosić jego podobiznę na koszulce. Polubić na Facebooku. Ewentualnie kupić fiacika.

Grzegorz Dziedzic

Grafika: Konrad Jop
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama