„Stop islamizacji Europy i Polski”, „Polska dla Polaków” i tradycyjne staropolskie „Wy....ać” – krzyczy internet, pod dyktando prawicowych mediów i polityków, którzy na koniku izolacjonizmu, ksenofobii i zwykłej amnezji postanowili dojechać do koryta. Dyskurs zaostrza się, im bardziej śniadoskórzy przybysze zbliżają się do polskich granic.
Słyszane jeszcze tydzień temu wtrącenia, że uchodźcom wojennym trzeba pomóc, a tylko amatorów europejskiego socjalu – pogonić – tracą na sile, zagłuszane przez głosy, które otwarcie namawiają do rozwiązania siłowego i zatopienia pontonów na środku Morza Śródziemnego. Histeria eskaluje. Z jednej strony coraz bardziej zmęczony i zdesperowany tłum uchodźców i imigrantów, z drugiej – podobnie niezrównoważeni przedstawiciele narodu, zdecydowani wszelkimi środkami bronić naszej tożsamości. Nieważne za jaką cenę. Póki co w Polsce mamy 120 syryjskich uchodźców, chrześcijan zresztą, więc problemu nie ma, kogo bić za bardzo też nie. Toczy się więc wojna propagandowo-psychologiczna. Wojna na memy, filmiki w sieci, fałszywe niesprawdzone pseudonewsy z pseudoportali, które wyglądają na tyle prawdziwie, że obrońcy polskości biorą je za rzeczywisty obraz świata. W tym obrazie każdy Arab jest terrorystą i przybywa do Europy z zamiarem wprowadzenia szariatu i obcinania głów niewiernym. To, zgadzam się, jest powód do niepokoju i lęku. Tyle że przekonanie to jest zbudowane na stereotypie. Jak to stereotyp – krzywdzącym i nieprawdziwym. To tak jakby powiedzieć, że każdy Polak to alkoholik, albo że każdy Hiszpan jest matadorem.
Proszę nie zrozumieć mnie źle – nie jestem zwolennikiem bezkrytycznego przyjmowania każdego i w ilości wszelkiej. Przybysze z zewnątrz powinni przynajmniej zintegrować się ze społeczeństwem i przestrzegać w kraju udzielającym gościny i schronienia miejscowego prawa; szanować miejscowe obyczaje, nie narzucając swoich. Egzamin z takiego postawienia zdrowych granic zdało USA, w którym muzułmanie integrują się całkiem dobrze, przejmując język, ucząc się zawodów i zasad funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie. Jednocześnie praktykują swoją religię i kulturę, w czym nikt im nie przeszkadza. W Chicago i okolicach mieszka 400 tysięcy muzułmanów, istnieje 90 meczetów. Nikt nikomu głów nie obcina, nikt nie kamienuje niewiernych kobiet na ulicach ani nie batoży publicznie odstępców od doktryn Mahometa. Muzułmanie chodzą do szkół, na uniwersytety, prowadzą restauracje, kawiarnie i stacje benzynowe, stają do wyścigu po stanowiska i często z powodzeniem realizują swój american dream. Szanują nową ojczyznę, ponieważ ona dała im szansę na rozwój i lepsze życie. Czy są zasymilowani? Nie mniej ani bardziej niż chicagowska Polonia. Czy są zintegrowani? Jak najbardziej. Czy są inwigilowani przez służby? Jeszcze jak!
Problem wędrówki ludów będzie narastał i zmierzyć się można z nim na kilka sposobów, ale wśród nich na pewno nie ma histerii. Inna sprawa, że uchodźcy zjawiają się w bardzo nietrafionym momencie, w samym środku przedwyborczej gorączki. Polscy politycy zamiast uspokajać rozhuśtane emocje, z lubością je podkręcają, licząc na wyborcze profity. Z jednej strony obserwujemy przestraszoną zachowawczość rządu Ewy Kopacz, z drugiej narodowowyzwoleńczą niemalże retorykę PiS-u, zbudowaną na panice i lęku. Moim zdaniem z całej awantury wyniknie to, co w swoim wystąpieniu podczas sejmowej debaty zapowiedział prezes Kaczyński, że „Orban miał rację”. Polska zamknie się w skorupce i nastroszy, bo to najłatwiejsze.
A wystarczy się zastanowić, wziąć kilka głębszych oddechów i sprawę rozpatrzyć na zimno. Polska zamierza przyjąć dwanaście tysięcy uchodźców. Załóżmy, że większość z tych przybyłych zostanie w Polsce, co jest wysoce nieprawdopodobne. Jako że w zamorską podróż wybrali się głównie mężczyźni, do Ahmeda dołączy żona i gromadka dzieci, a liczba uchodźców wzrośnie do – powiedzmy – stu tysięcy. Z tego, przy śmiałych założeniach, zostanie jedna trzecia, reszta potraktuje Polskę jako kraj tranzytowy i pojedzie dalej. Zostanie ze trzydzieści tysięcy osób, tyle ile mieszka w małopolskiej Bochni. Jeśli ktoś jest w stanie mnie przekonać, że populacja wielkości bocheńskiej może zaburzyć tożsamość i bezpieczeństwo 38-milionowej Polski – to życzę powodzenia.
Grzegorz Dziedzic
fot.Nake Batev/EPA
Reklama