Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 06:46
Reklama KD Market

Kopacz, czyli zanik rozumu

Pewnie mi nikt nie uwierzy, ale naprawdę staram się znaleźć w Ewie Kopacz jakieś zalety. I naprawdę nie mogę. Nie umiem znaleźć innej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Donald Tusk postanowił wywindować w strukturach PO tak wysoko i uczynić swoją następczynią osobę, której aż tak brak talentu, rozumu i charyzmy, niż: właśnie dlatego. Francuscy przedrewolucyjni arystokraci, wiodąc swój kraj do ruiny, mieli, wedle legendy, mawiać „po nas choćby potop”. A Tusk wyraźnie postanowił: po mnie choćby Kopacz. Niech Polacy, porównując z następczynią, widzą, że nie byłem aż tak zły.

Zostawmy już na boku sprawę zasadniczą, jak Ewa Kopacz rządzi państwem. Niech będzie, że – jak półgębkiem bronią jej stronnicy PO i, szerzej ujmując, niespisanego dla potomności układu w Magdalence, na którym wciąż opiera się III RP – nic nie może zrobić. Odziedziczyła po Tusku państwo prowizorkę, w którym od lat wszystko było odkładane na później i tylko łatane doraźnie, państwo sparaliżowane przez rozpanoszone sitwy i lobby, zbiurokratyzowane do absurdu (sam rząd, liczący sobie 86 ministrów i wiceministrów, to światowe kuriozum, a niżej w hierarchii jest tylko gorzej), w którym trzeba by zacząć od generalnej reformy centrum, a jaką reformę mogła zacząć nowa premier na rok przed wyborami, gdy na dodatek z przyczyn politycznych nie wchodziło w grę nic, co oznaczałoby odcięcie się bądź dezawuowanie poprzednika?

Dobra, powiedzmy.

Ale swoją partią, Platformą Obywatelską, może Ewa Kopacz rządzić jak chce. Jak rządzi? Najnowszym wykwitem jej politycznego rozumu jest umieszczenie na listach wyborczych – i to wysoko – Grzegorza Napieralskiego i Ludwika Dorna.

Listy wyborcze w proporcjonalnym systemie wyborczym są obiektem szczególnego pożądania działaczy, a szczególnie tzw. „miejsca biorące” na nich. Pierwszy skutek umieszczenia na owych miejscach „spadochroniarzy” to oczywiście wkurzenie i rozczarowanie lokalnego aktywu. Po to tu zasuwamy, myśli sobie miejscowe koło czy oddział, przez kilka lat, żeby zamiast nam, mandat dostał gość przyniesiony w teczce? Pal diabli, jeśli w teczce przyniosą działacza partii znanego z telewizji i działalności na szczeblu centrali, pół biedy, jeśli jakiegoś sportowca czy innego celebrytę, którego „popularka” ma podciągnąć wynik całej listy. Ale jeśli na listę PO wkłada premier prezes kolejnego po Kamińskim, Giertychu i innych pisowcach, i to szczególnie zasłużonego i w budowie „IV RP” (cokolwiek by to znaczyło) i w atakach na PO – to oczywistym skutkiem będzie bunt lokalnych struktur i w najlepszym wypadku ich „belgijski strajk” podczas kampanii wyborczej.

Dorn i Napieralski, jak to w polskim życiu publicznym, wielokrotnie wieszali na rywalach psy, i z wzajemnością. Dorn nazywał Kopacz „chodzącą nicością”, jemu samemu Stefan Niesiołowski bluzgał od „kanalii”, Napieralski PO wyzywał od „bandy oszustów”, sam dla tych oszustów był „obrzydliwym hipokrytą”. I nagle wszyscy razem dają społeczeństwu sygnał, że nic nie łączy tak jak koryto. Ba, żeby jeszcze taki Dorn docenił łaskę, jaka na niego spłynęła, ale ten, wróciwszy po głośnym transferze do mediów, z punktu zaczął się od PO dystansować, nazywając ją ekspresywnie partią, która może „nie jest szambem, ale gównem zalatuje” (pardon, cytuję tylko).

A zysk? Zrobienie na złość Kaczyńskiemu i Millerowi i nic więcej, bo przecież ani jeden wyborca PiS czy lewicy za Dornem i Napieralskim do PO nie przejdzie.

W ogóle jedyne, co udowodniła Ewa Kopacz, układając te listy wyborcze, to że w jej opinii jedyni, którzy mogą się do Sejmu z tej partii dostać, to ci, którzy się ludziom nie kojarzą z PO. A najprędzej, jeśli się kojarzą z PiS. No i sami Państwo powiedzcie: gdzie tu rozum?

Rafał A. Ziemkiewicz

Na zdjęciu: Ewa Kopacz fot.Julien Warnand/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama