Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 18:23
Reklama KD Market
Reklama

W atmosferze cyrku

Trudno jest nie zauważyć, że prezydencka kampania wyborcza w USA od wielu miesięcy balansuje na skraju parodii. Po stronie republikańskiej dominuje cyrk, w którym głównym błaznem pozostaje Donald Trump. Dalszego rozwoju tegoż cyrku nikt nie jest w stanie przewidzieć. Podejrzewam, że nawet sam Trump nie wie, gdzie jego błazenada go zaprowadzi. Natomiast po stronie demokratycznej, poza pewnym ożywieniem wprowadzonym przez beztroski socjalizm Berniego Sandersa, przeważa otępiający marazm związany z faktem, że nikt nie zdradza większego entuzjazmu w stosunku do kandydatury Hillary Clinton.


Hillary miała być oczywiście niemal koronowana w prawyborach, gdyż od początku uważano ją za faworytkę z ogromnymi zasobami kampanijnych pieniędzy. Jednak jej osobowość oraz styl uprawiania polityki nigdy nie były i nie są zachwycające. Ponadto wszyscy niemal wyborcy podświadomie nie chcą w Białym Domu ludzi o nazwiskach Clinton i Bush. Hillary od pewnego czasu systematycznie traci popularność, a ludzie prowadzący jej kampanię zdają się nie wiedzieć, jak przeciwdziałać tym negatywnym trendom. Dotychczasowe próby sprowokowania jakiegoś nowego, ekscytującego startu nie przyniosły żadnych rezultatów.


Jednak republikańscy przeciwnicy pani Clinton chcieliby pogrążyć jej polityczne ambicje „aferą“ związaną z prywatnym serwerem e-mailowym. Jest to strategia bezsensowna, ponieważ wszystkie sondaże wykazują, że wyborców guzik obchodzi poczta elektroniczna kandydatki. Jest wiele innych spraw, za które Clinton mogłaby być skutecznie krytykowana: krociowe dochody jej męża za publiczne wystąpienia, ścisłe związki z Wall Street, głosowanie za rozpętaniem bezsensownej wojny w Iraku, konserwatywna i hegemonistyczna polityka zagraniczna itd. Jest to w sumie poważny bagaż polityczny, o którym warto dyskutować. Tymczasem w cyrkowej atmosferze kampanii wyborczej w zasadzie od samego początku nie mówi się o rzeczach, które są istotne dla wyborców.


Po prawej stronie „barykady“ Trump systematycznie obraża wszystko i wszystkich, a ludzie tacy jak Mike Huckabee i Ted Cruz odwiedzają w więzieniu w Kentucky facetkę ignorującą konstytucję oraz Sąd Najwyższy, by się z nią bezceremonialnie „solidaryzować“, czyli agitować na rzecz porzucenia amerykańskiej praworządności. Natomiast po lewej stronie Bernie zyskuje na popularności, szermując populizmem, który nie daje mu absolutnie żadnych szans na wyborczy sukces.


Sytuacja jest na tyle przygnębiająca, że tu i ówdzie zaczynają pojawiać się głosy, iż wyborom potrzebni są jacyś nowi, niespodziewani kandydaci, którzy ożywią cały proces i zachęcą ludzi do głosowania. Istnieje bowiem realne niebezpieczeństwo, że w przyszłym roku przy urnach pojawi się rekordowo niski procent uprawnionych do głosowania. Niestety żadnych takich kandydatów na razie nie widać. Nawet poczciwy Joe Biden, uważany powszechnie za jednego z najuczciwszych polityków współczesnej Ameryki, nie jest w stanie tego zmienić, nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo, czy wiceprezydent w ogóle zdecyduje się na wyborczy start. Oznacza to niestety, że na razie skazani jesteśmy na cyrk.


Andrzej Heyduk


Na zdjęciu: Donald Trump pod Kapitolem fot.Jim Lo Scalzo/EPA



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama