W czasie porannego programu telewizyjnego w mieście Roanoke w stanie Wirginia zdrowo stuknięty głupek zastrzelił przed kamerami reporterkę i jej pomocnika. Wkrótce potem zabił się też sam, a z pozostawionego przez niego „testamentu” wynika, że miał do wszystkich i do wszystkiego pretensje, co w jakiś sposób uzasadniało w jego mniemaniu dokonanie morderstwa „na żywo”.
Choć oglądanie w telewizji w czasie śniadania czyjejś śmierci z pewnością jest szokujące, w USA szok tego rodzaju trwa mniej więcej dwa dni, a potem wszystko wraca do normy. Jak zwykle padają zdawkowe słowa o tym, że coś trzeba z problemem broni palnej w Ameryce zrobić, ale wiadomo doskonale, że nikt nigdy niczego nie zrobi, niezależnie do dalszych masakr, które są z pewnością tylko kwestią czasu. Nikt nie ma politycznej odwagi, by stawić czoła tzw. gun lobby, czyli grupie wpływowych ludzi, którzy są przeświadczeni o tym, iż naród powinien być uzbrojony po zęby.
Tymczasem ludzie giną w kinach, szkołach, kościołach i zakładach pracy. Stało się to tragiczną „normalką”, którą nikt się za bardzo nie przejmuje. Na wieść o zastrzeleniu dwóch osób w Roanoke jeden z moich przyjaciół napisał na Facebooku: „Skoro w tym zbzikowanym na punkcie broni palnej narodzie nie przeraża za bardzo nawet zabijanie dzieci w szkołach, to z pewnością zbrodnia na ekranach telewizji też zostanie potraktowana wzruszeniem ramion”. I została.
Według statystyk w USA na każde 100 osób przypada 88 sztuk broni palnej, przy czym jest to wyłącznie broń posiadana legalnie, a zatem wskaźnik ten jest z pewnością znacznie wyższy. Dla porównania w Polsce na 100 obywateli przypada 1 sztuka broni palnej, a w Kanadzie – 30.
Nie twierdzę oczywiście, że człowiek, który zastrzelił dwójkę reporterów, nie byłby tego w stanie zrobić, gdyby w kraju stosowano bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące zakupu i posiadania broni. Mógłby z pewnością kupić pokątnie i nielegalnie niemal dowolny rewolwer. Nie zmienia to jednak faktu, że powszechna dostępność uzbrojenia znacznie ułatwia zadanie rozmaitym szaleńcom.
W moim mieście, Fort Wayne w stanie Indiana, liczącym sobie ok. 250 tysięcy mieszkańców, jest 10 sklepów z bronią palną. W każdym z nich można bez trudu kupić nie tylko rewolwery wszelkiej maści, ale również sztucery oraz takie karabiny jak AR-15, który tylko nieznacznie różni się od wojskowego M16, a który – jak powszechnie wiadomo – bardzo się przydaje wtedy, gdy trzeba z jakichś powodów precyzyjnie i szybko strzelać do ludzi.
Przy okazji każdej kolejnej masakry pojawiają się głosy, że przyczyną tego rodzaju tragedii nie jest wszechobecność broni palnej, lecz to, że niektórzy jej posiadacze są chorzy psychicznie i nie posiadają dostępu do odpowiedniej opieki lekarskiej. Jest to zabawna logika, jako że wynika z niej również, iż nietrzeźwi kierowcy zabijają ludzi na drogach nie dlatego, że się upili, ale dlatego, że nie znaleźli w porę kuracji odwykowej.
Andrzej Heyduk
Na zdjęciu: Reporterka Alison Parker i operator Adam Ward, którzy zginęli w strzelaninie fot.WDBJ7
Reklama