„Prezydent pożegnał się z narodem. W kraju smutek, łzy, podziękowania”. Niestety to nie relacja z Polski, a z Urugwaju. Ale każda głowa państwa może marzyć o takim pożegnaniu, jakie miał Pepe, czyli Jose Mujica, który w marcu złożył urząd.
Naród go uwielbiał, ponieważ prowadził wyjątkowo skromny tryb życia – 90 proc. swojej pensji oddawał organizacji zajmującej się pomocą mieszkaniową dla biednych. Sam zadecydował, że jego pensja będzie wynosiła równowartość 900 euro (980 dol.). Światowe media cytowały jego wypowiedź: „Tyle mi wystarcza, nie mam wielkich potrzeb. Są ludzie, którym znacznie gorzej się żyje”. A Urugwajczykom wcale nie żyje się źle. Mają całkiem niezły wzrost gospodarczy, a filarem społeczeństwa jest szeroka klasa średnia. Może jeszcze warto dodać, że Urugwaj jest jednym z najmniej skorumpowanych państw na świecie.
Ale wróćmy z Ameryki Południowej do środka Europy. Urząd prezydenta w kraju nad Wisłą po 1989 roku budzi wiele emocji. Choć nigdy jeszcze nie podzielił tak zdecydowanie społeczeństwa jak przy ostatnich wyborach. Nie polepsza tej sytuacji nieobecność Donalda Tuska na zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy. Nawet jeśli to foch ze strony szefa Rady Europy, a na taki wygląda, to jednak byłoby ładnym gestem wystosowanie imiennego zaproszenia ze strony prezydenta elekta. W końcu inauguracja to nie domówka, gdzie zaprasza się, kogo się lubi. A tak – wyszło na demonstrację, na jasną deklarację i przy okazji na przypieczętowanie polskiej linii demarkacyjnej. Niepotrzebny zgrzyt przy nowym otwarciu, z którym wielu Polaków łączy ogromne nadzieje. Warto przypomnieć, że zgodnie z konstytucją prezydent ma być arbitrem politycznym (nie mylić z arbiter elegantiarum). Ale widocznie „taki mamy klimat”.
Polacy w swoich sympatiach są jednak nieprzewidywalni. Z jednej strony wynik ostatnich wyborów można uznać za zgodny z mądrością Pawła z Tarsu, że wszelka władza pochodzi od Boga, ale już z drugiej w sondażach respondenci deklarują, że najlepszym prezydentem po ‘89 roku był, dość daleki od św. Pawła, Aleksander Kwaśniewski (sondaż TNS Polska z połowy czerwca 2015 r.).
Bez względu jednak na zaplecze światopoglądowe przed Andrzejem Dudą sporo wyzwań, głównie związanych ze spełnieniem. Nie tyle siebie, co obietnic złożonych w kampanii. Zgodnie z zapisem polskiej konstytucji prezydent ma władzę wykonawczą z prawem weta i inicjatywę ustawodawczą. Wiarygodność nowej głowy państwa będzie się weryfikować w zależności od wyniku wyborów październikowych. Póki co z perspektywy imigracyjnej nie można nie zauważyć deklaracji z orędzia o powołaniu Biura Polonii i Polaków za granicą.
Przykład Urugwaju pokazuje, że w cywilizowanym państwie można podnieść poprzeczkę prezydentury bardzo wysoko. Nie wydaje się to aż tak skomplikowane i wcale nieuzależnione od oddania części prezydenckiej pensji. (W Polsce jest to niewiele ponad 14 tys. zł miesięcznie, czyli 3600 dolarów). Tajemnica leży nie w ilości ustaw, wierności prezesowi, uczestnictwie w licznych nabożeństwach, designerskich ubiorach pierwszej damy, a raczej w utrzymaniu kontaktu z rzeczywistością i służeniu całemu narodowi, z naciskiem na słowo „całemu”.
Andrzejowi Dudzie pozostaje życzyć, by przez całą kadencję był tylko prezydentem i nigdy zwierzchnikiem sił zbrojnych ad verbum.
Małgorzata Błaszczuk
Na zdjęciu: Jose Mujica fot.Javier Etxezarreta/EPA
Reklama