Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 21:58
Reklama KD Market

Poeta rocka Bob Dylan kończy 70 lat

To on sprawił, że piosenka popularna stała się formą wyrażania postaw społecznych i zaczęła wiązać się nie tyle z rozrywką, co intelektualnym wysiłkiem. To on uratował folk wyrywając go z uścisku brodatych gości w sweterkach marzących o żegludze i wojaczce. To on stał się inspiracją dla rockowców. Mowa o Bobie Dylanie – tym samym, o którego nosowym...
To on sprawił, że piosenka popularna stała się formą wyrażania postaw społecznych i zaczęła wiązać się nie tyle z rozrywką, co intelektualnym wysiłkiem. To on uratował folk wyrywając go z uścisku brodatych gości w sweterkach marzących o żegludze i wojaczce. To on stał się inspiracją dla rockowców. Mowa o Bobie Dylanie – tym samym, o którego nosowym i chropowatym głosie amerykańska pisarka zafascynowana jego poezją, Joyce Carol Oates, mówiła: „zupełnie jakby papier ścierny umiał śpiewać”.
Bob Dylan – amerykański piosenkarz, kompozytor i poeta. Ale przede wszystkim artysta, który naprawdę miał coś do powiedzenia. Zestawiał ze sobą liczne gatunki muzyczne: folk, blues, country, rock and roll, rockabilly i sam tworzył nowe. Nawet gdy wykonywał istniejące już utwory folkowe i bluesowe, pozostał autorski i indywidualny. Piosenki, które sam napisał idą w setki – tylko przez pierwsze trzy lata nagrał ich 300. Dylan naprawdę nazywał się Robert Allen Zimmerman. Przyszedł na świat w żydowskiej rodzinie 24 maja 1941 roku w Duluth, w stanie Minnesota. Nie pasowała mu jednak ani rodzina ani religia. W 1962 roku zostaje Bobem Dylanem (na cześć walijskiego poety Dylana Thomasa), a pod koniec lat 70. przyjął chrześcijaństwo. (Co nie przeszkadzało mu w jednych piosenkach eksperymentować z gospel, w drugich obrażać kler…) Przed szereg, uzbrojony w gitarę akustyczną i harmonijkę, wychodzi w 1963 roku z protest songiem, który od razu staje się hymnem – „Blowin’ in the Wind”. Od teraz walczy z niesprawiedliwością społeczną, wojną, rasizmem. Kiedy Martin Luther King wygłasza słynne przemówienie „Mam marzenie”, Dylan śpiewa u jego boku. Kiedy czarnoskóry bokser Rubin „Hurricane” Carter zostaje niesprawiedliwie oskarżony o potrójne zabójstwo i uwięziony, piewca protestu pisze pieśń „Hurricane” (wyrok unieważniono w 1985). Zaraz potem Dylan, biały chłopak, pisze najbardziej zaangażowany w walkę o prawa czarnoskórych, utrzymany w brechtowskim klimacie utwór „The Lonesome Death of Hattie Carroll”, opisujący śmierć czarnoskórej barmanki hotelowej Hattie Carroll, zabitej z ręki 24-letniego białego bywalca hotelu, Williama Zantzingera (mężczyzna odsiedział w więzieniu tylko 3 miesiące, ale resztę życia, dzięki pieśni, spędził w upokorzeniu).
Natomiast zaangażowanie USA w wojnę w Wietnamie i nadchodzący kryzys kubański przyczyniły się do powstania takich protest songów jak „Hard Rain’s A-Gonna Fall”, „Masters of War”, „Only a Pawn in Their Game”. Tutaj już wyraźnie wkraczają formy literackie – strumienie świadomości czy metaforyka. Tak właśnie folk w wykonaniu Dylana przechodzi do sztuki wyższej. Co ciekawe, Dylan zawsze powtarzał: „Nostalgia to śmierć”. I udało mu się jej nie ulec. Nawet w albumach zawierających poważne piosenki znajdował miejsce dla surrealistycznych, o żartobliwym tonie, bluesowych utworów. Bob Dylan wcześnie obiecał sobie, że zostanie najznakomitszym uczniem śpiewaka folkowego Woody’ego Guthrie’ego. Całe szczęście udało mu się dużo więcej. Kiedy wyrwał już folk ze szponów amerykańskiego konformizmu lat 50. i doszedł do wniosku, że rola przywódcy społecznych niepokojów i kult jaki wokół niego narasta zaczynają być dla niego ograniczeniem, okrzyknięty „profetą” i „wizjonerem” Dylan dokonuje czegoś, co uważa się za przełom w muzyce rockowej. Podczas tournee z zespołem The Hawks gra głośną, elektroniczną muzykę rockową na festiwalu folkowym w Newport na Rhode Island. Tak „mocnych” brzmień na żadnej scenie jeszcze nie było. Z miejsca uznany za zdrajcę, nie poddaje się. Gdy na koncertach publiczność go wygwizduje, gra jeszcze głośniej, by ją zagłuszyć. Wszystko do czasu gdy jego wybryk zaczynają naśladować inne zespoły. Tak narodziła się nowa ścieżka dźwiękowa kontrkultury. Uznanie krytyków zdobywają także kolejne albumy “Highway 61 Revisited" i "Blonde on Blonde". Jednak wypadek motocyklowy w 1966 roku, gdzie zostaje ciężko ranny, spowalnia jego muzyczny rozpęd. Dochodzi nawet do sytuacji kiedy recenzujący jego płyty w latach 70. krytyk muzyczny, a zarazem wielbiciel Dylana, Greil Marcus z magazynu Rolling Stone rozpoczyna swoje recenzje od pytania: “Co to za gówno?”
. Co najlepsze, wcale nie zamierza przestać. Choć Bob Dylan nigdy nie ukończył uniwersytetu, wielokrotnie otrzymał tytuł doctora honoris causa. Zdobył jedenaście nagród Grammy oraz Złoty Glob. Wielokrotnie nominowany był też do literackiego Nobla. (O co zabiegali szczególnie amerykańscy wykładowcy; jakby nie było Dylan otworzył wielu młodym ludziom drogę do symbolistów: Rimbaud, Verlaine’a, Baudelaire’a; bitników: Ginsberga, Corso and Ferlinghettiego i wielu innych). W 2001 roku dostał Oskara za piosenkę „Things Have Changed”, napisanej do filmu Cudowni chłopcy. Słowa jego piosenek często wrastały w język. Świadczy o tym chociażby artykuł Amerykańskiej organizacji Prawników (American Bar Association), która podała, że Bob Dylan były najczęściej cytowanym przez sędziów i prawników piosenkarzem przy wydawaniu eksperckich decyzji. Na słowa jego piosenek powoływano się 186 razy, podczas gdy The Beatles, znajdujący się na drugim miejscu, cytowano 74 razy. Dylana przywoływali nawet sędziowie amerykańskiego Sądu Najwyższego, ale któż oparł by się takich aforyzmom jak: „Nie potrzebujesz meteorologa, by wiedzieć skąd wieje wiatr” („Subterranean Homesick Blues”) oraz „Gdy nic nie masz, nie masz nic do stracenia” („Like a Rolling Stone”). Albo: „By żyć poza prawem, musisz być uczciwy”.
Bob Dylan pozostaje jednak do dziś człowiekiem-zagadką (pomimo napisanych na jego temat opasłych tomów biografii). Oto jedna ze scen kiedy zbywa męczącego dziennikarza: - Na pewno gdzieś głęboko przechowuje Pan swoje przekonania. – E, nie ma tam nic, tylko wnętrzności. Rockandrollowy poeta wpłynął na twórczość tak wielu wykonawców rockowych, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Zachwycił m. in. Beatlesów i to po spotkaniu z nim Rolling Stones, zainspirowani rosyjską literaturą, nagrali „Sympathy for the Devil”. Sam był także nienasycony jako fan – dzięki radiowemu programowi muzycznemu „Theme Time Radio Hour” zaoferował słuchaczom najwartościowszą lekcję muzyki popularnej XX wieku. Kiedy w 1988 roku Bruce Springsteen wprowadził go do Rock and Roll Hall of Fame powiedział: “Bob wyzwolił nasz umysł tak jak Elvis wyzwolił nasze ciało”. W 2005 roku Martin Scorsese nakręcił o nim film – “No Direction Home”.  A w "I'm not There" z 2007 roku zagrało go sześciu róznych aktorów. W tym czarnoskóry chłopiec. I Cate Blanchett. Aby Dylana zrozumieć, trzeba go posłuchać. Poniżej utwór, który - jak mawiał Bono z U2 - jest „podbitym okiem piosenki popularnej”, a który dzięki nowej perspektywie wydobył zupełnie inne oblicze Johna Lennona - cynicznego, ale wreszcie prawdziwego…
Ile razy Dylan odchodził i wracał do bluesa i folka to już ciężko policzyć. Utwór z 2006 roku, pochodzący z albumu Modern Times:
Oraz utwór, gdzie przeważył duch rockowego poety (Time Out of Mind, 1997):
Happy Birthday Mr. Dylan. Anna Samoń
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama