„Polacy, nic się nie stało” – ciśnie się na usta smutna kibicowska przyśpiewka. Stało się, zaczęło się wielkie wietrzenie. Jeszcze tylko jedna kadencja prezydenta i parlamentu. Jest szansa, że PiS obudzi Polaków z amoku i za pięć lat Polska ruszy w kierunku normalności.
„Cieszę się, że nie mieszkam w Polsce” – powiedziała moja redakcyjna koleżanka Ania nazajutrz po wyborczym zwycięstwie Andrzeja Dudy i przyznam, że jest to jeden z trafniejszych powyborczych komentarzy. Jednocześnie zrobiła wielkie oczy, kiedy powiedziałem, że wygrana PiS-u to najlepsze, co obecnie może przytrafić się Polsce. Choć moim zdaniem z zupełnie innych powodów niż te, które głoszą świętujący wyznawcy dudyzmu.
Piszę te słowa zupełnie szczerze – dobrze życzę Andrzejowi Dudzie, bo to facet niegłupi, akrobatycznie elastyczny, a według mojej mamy – przystojny. Zwycięstwa gratuluję, trzymam kciuki, a wybór narodu szanuję – bo wierzę w demokrację. Dlatego Duda to także mój prezydent, choć nie spodziewam się po nim zbyt wiele. Duda jako prezydent, człowiek reprezentujący naród i państwo to żaden wstyd, ma ogładę, inteligencję i elegancką żonę.
Będzie się działo. To pewne. Bo PiS bierze wszystko, obecna ekipa leży i kwiczy, przez następne lata pamięć o nich podtrzymywana będzie za sprawą licznych komisji śledczych i protokołów procesowych. Jeszcze parę miesięcy i wyjdzie Szydło z worka. Razem z nią Macierewicz i władca marionetek, autor całej układanki Jarosław Kaczyński zwany Jedynym Sprawiedliwym. Dobrze. Niech pokażą na co ich stać. Wszystko jest przecież od lat gotowe na przejęcie władzy, zmiana warty pójdzie sprawnie, cięcia będą zdecydowane. Gabinet cieni staje w pełnym słońcu. Kukiz ze swoim naiwnym populizmem co najwyżej posłuży Kaczyńskiemu do mamienia młodych wizją zmiany, ze swoim autentyzmem i niewyparzoną gębą zapewni mediom i narodowi polityczne igrzyska. W rzeczywistości nic nie będzie znaczył, bo nie ma zaplecza, pomysłu, wizji ani nawet podstawowej wiedzy. Takich pionków Kaczyński zjada na śniadanie.
Kaczyński będzie działał bezwzględnie, tego oczekują od niego żądni krwi wyznawcy. Ich kciuki są skierowane w dół, nie będzie litości ani taryfy ulgowej, żadnej pobłażliwości. Posypią się głowy. Jednocześnie prezes, już pewnie jako premier, choć bardziej prawdopodobne, że zza kulis, będzie musiał działać jak niegdyś Edward Gierek, który miał prościej, bo wystarczyło, że dał ludziom odetchnąć, a raz na jakiś czas rzucił do sklepów banany. PiS będzie musiał jakoś zrobić ludziom dobrze, rzucić jakiś ochłap, w końcu dojeżdża do władzy na socjalnych hasłach. O światopoglądowy beton jestem spokojny – Duda nie pozostawił żadnych złudzeń – władzę współprzejmuje Kościół. Tylko po to, aby za kilka lat stracić kolejne rzesze zniesmaczonych wiernych. Też dobrze.
Póki co nadchodzi era światłości – dudyzm, zaraz za nim odmiana dadaizmu, czyli dudaizm, czyli zbiorowy pokaz absurdu w wykonaniu beneficjentów tej nadchodzącej fantasmagorycznej pseudozmiany na lepsze. Przykro o tym pisać, ale Polska na obecnym etapie rozwoju naprawdę nie zasługuje na nic lepszego niż rządy PiS-u. Zmiana jest procesem, a dudyzm tego procesu etapem, bolesnym i przykrym, ale niezbędnym. Głęboko wierzę, że również ciekawym i dla ludzi świadomych nadchodzącego kresu obecnej dychotomii – fascynującym. Żeby zapragnąć prawdziwej wielopłaszczyznowej zmiany, niestety, najczęściej trzeba sięgnąć dna. Tym, którzy są przekonani, że dnem były rządy PO, zalecam odrobinę cierpliwości i zdjęcie klapek z oczu. To naturalna kolej rzeczy. Nie da się przeskoczyć żadnego etapu ewolucji. PiS musi pokazać swoją prawdziwą twarz, skompromitować się we własnych aferach, zwyczajnie po ludzku nie udźwignąć ciężaru odpowiedzialności i pokus władzy. Zamęczy naród tanim moralizatorstwem, partyjniactwem i nieznośnym wapniackim wszystkowiedzeniem. Wybuduje upragnione przez siebie pomniki, zmarnotrawi majątek na gigantyczne świątynie, pogrąży na chwilę wizerunek Polski na arenie międzynarodowej, pogłębi antagonizmy z Rosją. Ale mimo to najbliższe lata nie będą zmarnowane. Za pięć lat albo dojdziemy do równowagi, dopuszczając kształtujące się właśnie nowe ruchy społeczno-polityczne, albo władzę przejmą ponure typy w rodzaju pana Brauna. Trzecia opcja – w kraju zostaną leśne dziadki, garstka beneficjentów już odcinających kupony i ci, których nie stać na bilet tanich linii.
Trzymam zatem za was kciuki panowie, jesteście mam nadzieję ostatnim tchnieniem, łabędzim śpiewem. Idzie nowe, młodzi już organizują struktury. Nie ci od marszów z pochodniami i kibolskiego nacjonalizmu. W kolejce po władzę już stoją wykształceni specjaliści, pierwsze pokolenie bez polackich kompleksów, gotowi do pracy, jeszcze nieskażeni polityką. Idą po was. Póki co pozostaje cierpliwie czekać i jak pisał klasyk „obserwować postępy ciemności”.
Grzegorz Dziedzic
Na zdjęciu: Andrzej Duda fot.Jacek Turczyk/EPA
Reklama