To była decydująca noc dla dalszych dziejów Polski. Próba zerwania z przeszłością PRL zakończyła się obaleniem rządu Jana Olszewskiego. W przemówieniu podczas „nocy teczek” premier Olszewski zaapelował do posłów: „Chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem, móc popatrzeć ludziom w oczy. I tego wam panie posłanki i panowie posłowie życzę po tym głosowaniu”.
4 czerwca – w cieniu rocznicy pierwszych demokratycznych, częściowo wolnych wyborów do Sejmu kontraktowego w 1989 roku – wspominamy wydarzenie, które miało miejsce dokładnie 3 lata później i przeszło do historii jako „noc teczek” lub „nocna zmiana” – nazwa zaczerpnięta z tytułu filmu Jacka Kurskiego ilustrującego noc teczek. Noc z 4 na 5 czerwca 1992 roku do dziś wzbudza skrajne emocje wśród uczestników tamtych wydarzeń. Różnice w ocenie rządu Jana Olszewskiego, który czerwcowej nocy został pospiesznie odwołany na wniosek ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy, obecnie bardziej niż kiedykolwiek dzielą polską scenę polityczną i polskie społeczeństwo.
Przyczyny tamtych wydarzeń miały swój zaczątek w konflikcie między Wałęsą a braćmi Kaczyńskimi. Kiedy po dymisji rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego i kolejnych wyborach parlamentarnych w 1992 roku partia Kaczyńskich stworzyła w Sejmie większość koalicyjną, dającą możliwość wyłonienia nowego premiera, stało się jasne, że będzie ciężko o wzajemną współpracę między Lechem Wałęsą a nowym szefem Rady Ministrów. Prezydent od samego początku nie sprzyjał Olszewskiemu, uważając go za marionetkę, którą Kaczyńscy będą wykorzystywać w politycznej walce przeciwko niemu. Wałęsa przeciwstawiał się powstaniu tego rządu, a kiedy to się nie udało, usiłował go szybko obalić. Uważał, że gabinet Olszewskiego podważał autorytet najwyższych urzędów państwowych, a także przyczynił się do spadku prestiżu Polski na arenie międzynarodowej. Brak współpracy między prezydentem a rządem miał uniemożliwiać sprawne funkcjonowanie państwa.
Zresztą nie tylko sam Wałęsa obawiał się działań premiera i jego ministrów. Przeciwko Olszewskiemu zawarła porozumienie nielubiana dotychczas przez Wałęsę partia Unii Demokratycznej (UD), której członkami byli miedzy innymi Kuroń, Geremek, Rokita. Obawiali się oni skrajnie prawicowej polityki rządu, „dekomunizacyjnej histerii” i „dewastacji wizerunku Polski”, co rzekomo miałoby utrudnić w przyszłości wejście do struktur Wspólnoty Europejskiej. Kilka dni przed wybuchem sprawy teczek prezydium UD wystąpiło z wnioskiem o votum nieufności wobec rządu, zgłaszając jednocześnie kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego na stanowisko nowego premiera Polski.
Pierwsze próby dekomunizacji
Tymczasem na posiedzeniu Sejmu 28 maja Janusz Korwin-Mikke zgłosił projekt uchwały lustracyjnej, która zobowiązywała ministra spraw wewnętrznych do podania informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, senatorów, posłów, sędziów i adwokatów, będących współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945–90. Sejm przyjął uchwałę zobowiązującą rząd do ujawnienia danych o współpracownikach służb PRL.
Oburzeni przeciwnicy aktu grzmieli, iż lustracja taka jest nielegalna, ponieważ następuje bez określonego prawem trybu, bez orzeczenia sądu i jakiejkolwiek kontroli przez niezawisły organ, a także bez możliwości odwołania się, tym samym godząc w podstawowe prawa człowieka. Uważano, że mogłaby także służyć do rozgrywania politycznych porachunków. Zwolennicy natomiast uważali, że nadchodzą czasy oczyszczenia i nadziei, czasy, w których donosiciele i konfidenci nie będą mogli pełnić funkcji publicznych. Na spotkaniu w biurze prasowym Wałęsy minister Macierewicz zapewnił, że wszystko zostanie wykonane zgodnie z uchwałą Sejmu i chodzi tylko o to, aby ludzie powiązani ze służbami PRL usunęli się ze stanowisk.
Prasowa histeria
W mediach rozpoczęła się kampania propagandowa, wszem i wobec straszono, że tajni współpracownicy (TW) będą represjonowani, wyrzucani z pracy, a szykany dotkną także ich dzieci. Nie wspominano jednak, że chodzi przecież o obecność agentury w elitach władzy. Ówczesne nagłówki prasowe grzmiały: „Teczki Pandory”, „Teczki sieją strach”, „Wielkie łowy MSW”, „Kto obywatelem II kategorii”. Gwoli ścisłości należałoby wyjaśnić, że tak naprawdę nie istniało coś takiego jak teczka agenta. Możliwości weryfikacyjne były wielorakie, ponieważ istniało kilka teczek: teczka pracy, teczka personalna, która istnieje w wielu zakładach pracy i przedsiębiorstwach, do tego akta spraw, w których działali TW, czy fundusze operacyjne, z których należało się rozliczać. Mimo iż na początku lat dziewięćdziesiątych niszczono wiele materiałów oraz dokumentów Okrągłego Stołu, zostały one sfotografowane i umieszczone na specjalnych mikrofilmach. Ministerstwu udało się ustalić tożsamość 90 proc. TW.
Rząd Olszewskiego upadł późnym wieczorem i wtedy to padły słynne słowa premiera, iż teraz toczy się walka nie o to, „jaka” ma być Polska, ale „czyja”"
„Chorzy na sprawiedliwość”
Rankiem 4 czerwca 1992 r. Antoni Macierewicz, wywiązując się z powierzonego mu zadania, doręczył przedstawicielom wszystkich klubów parlamentarnych koperty z napisem „Tajne”. Dokumenty otrzymali również marszałek i wicemarszałek Sejmu oraz marszałek Senatu. Po południu wydano je także posłom. Na tak zwanej liście Macierewicza znalazły się nazwiska ponad 60 polityków, posłów i senatorów z niemalże wszystkich ugrupowań politycznych, trzech ministrów, ośmiu wiceministrów, czterech przedstawicieli urzędu prezydenta RP, w tym także nazwisko ówczesnego prezydenta RP. Jacek Kuroń, działacz Unii Demokratycznej, uważał, że „jest to stek kłamstw”, który wymyślili ludzie „chorzy na sprawiedliwość”. Lech Wałęsa w wydanym oświadczeniu twierdził, iż teczki są wybiórcze, materiały sfabrykowane w dużej części przez służby obcych państw, a cała sytuacja „destabilizuje struktury państwa”. Premier Olszewski uważał, że to właśnie przemilczanie sprawy spadku przez Służby Bezpieczeństwa komunistycznego państwa destabilizuje Polskę. Premier zwrócił się także do ówczesnego prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza o podjęcie się funkcji osoby powołującej organ, który mógłby dokonywać wstępnej weryfikacji oraz o stworzenie procedur kontrolnych dla działań lustracyjnych podejmowanych w przyszłości.
„Tak panie Waldku, pan się nie boi” (Kult „Lewy czerwcowy”)
Wieczorem 4 czerwca Wałęsa przekazał do Sejmu list, w którym zwrócił się o natychmiastowe odwołanie Jana Olszewskiego ze stanowiska prezesa Rady Ministrów. Na niejawnym spotkaniu, które zostało nagrane kamerą VHS, a w którym brali udział m.in. Donald Tusk, Adam Michnik, Waldemar Pawlak, Tadeusz Mazowiecki, Leszek Moczulski, Lech Wałęsa, w tak zwanym „dżentelmeńskim porozumieniu”, wyznaczono na przyszłego premiera prezesa PSL Pawlaka. Wałęsa: „Jak tego dziś nie zrobimy, to mamy duży pasztet. (…) Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj. (…) Ja jutro nie mogę ich wpuścić do biura!”. „Tylko, że to jest trochę gangsterski chwyt” – odrzekł Pawlak. Aleksander Kwaśniewski z mównicy sejmowej podczas debaty poprzedzającej głosowanie nad odwołaniem rządu Olszewskiego: „Miał to być rząd nadziei, a był rząd beznadziejny. Sojusz Lewicy Demokratycznej będzie głosował za dymisją rządu Olszewskiego”.
Wielu Polaków wciąż pamięta poparcie postkomunistów w obaleniu gabinetu ludzi, którzy chcieli rozliczyć się z niechlubną przeszłością. W przemówieniu telewizyjnym premier Olszewski powiedział: „Uważam, że naród polski powinien mieć poczucie, że pośród tych, którzy nim rządzą, nie ma ludzi, którzy pomagali UB i SB utrzymywać Polaków w zniewoleniu. Uważam, że dawni współpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski, naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili, kiedy możemy oderwać się ostatecznie od komunistycznych powiązań, staje się nagły wniosek o odwołanie rządu”.
Rząd Olszewskiego upadł późnym wieczorem i wtedy to padły słynne słowa premiera, iż teraz toczy się walka nie o to, „jaka” ma być Polska, ale „czyja”. Sejm podjął uchwałę o odwołaniu Rady Ministrów w nocy z 4 na 5 czerwca, a misję tworzenia nowego rządu powierzył Waldemarowi Pawlakowi. Pawlak stał się nawet bohaterem piosenki rockowej pt. „Lewy czerwcowy” zespołu Kult, opowiadającej o dramatycznych wydarzeniach z 4 czerwca 1992 roku (trzykrotnie na pierwszym miejscu listy przebojów radiowej Trójki).
Olszewski odszedł, problem został
Opinia społeczna do dziś jest podzielona w ocenie tamtych wydarzeń. Ludzie związani z prawą sceną polityczną noc teczek odbierają jako "zamach stanu" dokonany przez postkomunistów i liberałów. Chcieliby także ostatecznego politycznego rozliczenia uczestników tej „haniebnej historii”.
Ich oponenci polityczni twierdzą, że żadnego spisku „agentów, komuchów, aferałów” nie było, a rząd Olszewskiego stracił poparcie koalicji poprzez swoją nieudolność i podsycanie niepokojów społecznych. Komisja sejmowa, która powstała po upadku rządu, uznała, że działania Macierewicza „mogły doprowadzić do destabilizacji organów państwa”, za co obciążyła także odpowiedzialnością byłego szefa rządu. Jerzy Giedroyc, publicysta, polityk, działacz emigracyjny, w wywiadzie dla PAP: „(…) te wszystkie teczki należałoby po prostu zniszczyć”.
Część komentatorów uważa, że rząd został odwołany przez samych Polaków, którzy w demokratycznych wyborach dali legitymizację władzy swoim przedstawicielom w Sejmie, a którzy to większością głosów zdecydowali o odsunięciu od władzy rząd premiera Olszewskiego i jego ministrów.
Po tych wydarzeniach mecenas Jan Olszewski sporadycznie udziela się w życiu politycznym. Olszewski wyjaśnia też, że lista Macierewicza to był jedynie pretekst do obalenia jego rządu, a „kwestie biznesowe i prywatyzacyjne” oraz „robienie interesów na majątku narodowym” to było spoiwo łączące jego przeciwników. Inni bohaterowie „nocy teczek” do dziś uczestniczą w życiu politycznym Polski.
Dorota Maziarz