Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 04:41
Reklama KD Market

Wybory i konsekwencje

Z gniewem jest jak z wódką, odbiera rozum, a w połączeniu z tłumem, wyborczymi obietnicami i populistycznymi hasłami, stanowi mieszankę wybuchową. Efekty to chamstwo w przestrzeni publicznej, 20 procent poparcia dla Pawła Kukiza, i zapewne Andrzej Duda prezydentem. Nie pomaga również w konfrontacji z logiką 19-latka.

Mój syn zakomunikował mi wczoraj, że po pierwszym roku collegu kończy edukację i zamierza zostać startuperem, youtuberem i kelnerem. Próbowałem zastosowania technik oddechowych, tylko po to, żeby mnie szlag na miejscu nie trafił. Oprócz oddychania przeponowego kiwałem głową, patrzyłem mu w oczy, mówiłem, że rozumiem, jak się czuje, bo sam rezygnowałem ze studiów lub zmieniałem uczelnie. Oddychałem przez nos i świadomie obserwowałem, jak wzbiera we mnie gniew. Im dłużej mówił, tym gorzej mi szło. Im dalej brnął w życzeniowe fantasmagorie o własnej fajności, którą zamierza podbić świat, tym szerzej otwierałem oczy ze zdumienia. Nagle przypomniała mi się niemal identyczna scena sprzed ponad 20 lat. Podobną rozmowę toczyłem z własnym ojcem, a on, tak jak ja siedział i smutno kiwał głową. Tak jak ja wczoraj, przynudzał coś o wyborach i konsekwencjach oraz zadziwiającej niechęci naszego gatunku do uczenia się na cudzych błędach. W pewnym momencie oświeciło mnie, że tłumaczenie po raz sześcdziesiąty siódmy truizmów o wartości edukacji i bogactwie, jakie daje wiedza, nie ma sensu, że decyzja jest już przez niego podjęta. Kiedy powiedział mi , że jego główną strategią życiową jest postawić na szczęśliwy traf, zerwałem rozmowy – godzinę później stanęło na tym, że szanujemy jego wybór i wyprowadzi się rano.

Wolałbym, żeby mój syn został w domu i skończył studia zamiast rzucać się na głęboką wodę dorosłości. Boję się, jak każdy rodzic, że sobie nie poradzi, ale wiem, że jeśli pozwolę mu spędzić rok siedząc przed ekranem komputera, zostanie przed nim do trzydziestki, albo do rozegrania się rodzinnego dramatu. Wolałbym,żeby wykorzystał swój potencjał, talent i inteligencję, zamiast marnować czas wegetując za płacę minimalną. Tylko że moje wolenie jest śmiechu warte. Jest jak jest. Emil musi spróbować jaki to cymes być “na swoim” i pewnie wielokrotnie się sparzyć, zamiast oszczędzic sobie bólu i skorzystać z moich życiowych doświadczeń. Ja zrobiłem przecież tak samo, z różnym skutkiem. Jak mawiają górale: „Jak się nie psewrócis, to się nie naucys”. Rano, już na spokojnie, przedstawiliśmy mu nasze stanowisko i po raz setny usłyszał, że może mieszkać z nami choćby do zrobienia doktoratu, ale wymagamy od niego kontynuowania studiów. W przeciwnym wypadku odmawiamy utrzymywania dorosłego w końcu, zdolnego do pracy zarobkowej mężczyzny. Mam nadzieję, że gdy emocje opadną skorzysta z oferty powrotu, bo sam pamiętam jak ciężko jest mieć 19 lat i wyjść z tego w jednym kawałku. Póki co wyniósł się z ubraniami wciśniętymi w podróżne torby i komputerem pod pachą.

Wybory i konsekwencje. Są z nami zawsze i codziennie, od otwarcia oczu do pójścia spać. Poczynając od wyboru pomiędzy pączkiem a sałatą, telewizją a książką, po wybór wolności za cenę wygody, jak wybrał mój syn. Podziwiam jego radykalny wybór, choć uważam go za niewłaściwy i głupi. Niestety na żadnej decyzji (może oprócz paczki papierosów) nie ma naklejki z ostrzeżeniem o konsekwencjach. Szkoda za to, że decyzje jakie podejmujemy w gniewie i oburzeniu zakłócają naszą percepcję i trzeźwość oceny. W pakiecie z gniewem i niezgodą na status quo zawsze idzie przekonanie o własnej nieomylności. Dlatego wkurzony człowiek nie da się do niczego przekonać. Tylko w gniewie wydaje mi się, że wiem na pewno, jaki prezydent byłby lepszy, albo, że gwarantem życiowego sukcesu mojego syna jest skończenie studiów. Dopiero, gdy odzyskuję spokój – zyskuję komfort niewiedzenia lepiej niz inni.

W sumie przecież nic się nie stało – mówię sobie od rana - sam takich pochopnych nierozważnych decyzji podjąłem mnóstwo. Po jednej z nich do dziś jestem szczęśliwy z moją  żoną, po innej od 15 lat mieszkam w Stanach, po kolejnej piszę felietony dla „Dziennika”. Jutro też będzie dzień, wstanie słońce, jest maj. Jest jak jest – jest mi smutno i przykro, ale nie rozpaczam. Emil popracuje, zażyje swobody i pewnie wróci do domu i na studia, a nawet jak nie – świat będzie istniał dalej. Po prostu musi do tego dojrzeć. A ja muszę zaakceptować jego niedojrzałość. Życzę nam obu, żeby miał rację, a za rok podjechał pod dom nowym Mercedesem i z dumą powiedział: „Zobaczcie!”. Tak jak ja, po wielu latach pokazałem mojemu ojcu, że „wyrosłem na ludzi”.

Grzegorz Dziedzic

fot.Unsplash/pixabay.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama