Chór głosów, który podniósł się w obronie Polski, po tym jak dyrektor FBI James Comey zarzucił Polakom kolaborację z Niemcami podczas wojny, przebiła pewna Żydówka z Miami.
W liście do redakcji największej na Florydzie gazety „Miami Herald” – nawiązując do wystąpienia premier Ewy Kopacz w obronie dobrego imienia Polski – owa czytelniczka nazwała je „przesadzonym” i argumentowała: „Mój ojciec przeżył powstanie w getcie warszawskim i spędził 16 tygodni w obozie koncentracyjnym na Majdanku w centrum polskiego miasta Lublin. Mieszkali tam i pracowali polscy obywatele, którzy widzieli wszystko, co się tam działo – transporty, krzyki, smród z krematoriów.
Moi rodzice i ich przyjaciele, którzy również przeżyli Holocaust, często opowiadali, że współwinni temu byli zwykli Polacy z honorowymi wyjątkami tu i ówdzie. Nawet po wojnie, gdy Żydzi powracali do swoich spustoszonych domów, byli mordowani przez polskich sąsiadów. Faktem jest, że naziści wiedzieli, budując fabryki śmierci w granicach Polski, że napotkają tam na niewielki opór. Polska musi się rozliczyć ze swojej przeszłości z czasów Holocaustu, podobnie jak uczyniły to Niemcy, przyznać się do współwiny i działać na rzecz rekompensaty”.
W opisie obozu na Majdanku, jaki przedstawia czytelniczka, nie ma zupełnie Niemców! Jest polskie miasto Lublin, mieszkający tam polscy obywatele, jest transport, są krzyki i krematoria, ale ani słowa o tym, kim byli oprawcy. Oni występują później w szlachetnej roli tych, którzy dają chwalebny przykład.
Wątpię, czy podejmowanie dyskusji z kimś, kto stawia Polakom za przykład Niemców i świadomie miesza ofiary z oprawcami, ma jakikolwiek sens. Warto wszak mieć świadomość, że opinie, jak te opublikowane w „Miami Herald”, są wciąż dosyć powszechne w środowisku żydowskim w USA. Szczególnie degradowanie pomocy, jaką Polacy nieśli Żydom podczas wojny, jest świadectwem złej woli wobec oczywistych dowodów, że było inaczej. Świadczy o tym choćby rekordowa liczba Polaków uznanych przez Yad Vashem za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Świadczy o tym Żegota.
Tymczasem na stronie internetowej Białego Domu, „We the People”, służącej za forum do kontaktów z obywatelami, znajdują się już dwie petycje w sprawie antypolskiej wypowiedzi dyrektora FBI. Pierwsza petycja jest oddolną inicjatywą zapoczątkowaną w stanie Connecticut i domagającą się natychmiastowego zwolnienia Jamesa Comeya z piastowanego stanowiska. Pod nią znajduje się już ponad dwa tysiące podpisów. Druga petycja została zainicjowana przez Kongres Polonii Amerykańskiej i domaga się, aby dyrektor Comey skorygował nieprawdę ze swojego wystąpienia, w którym uznał Polskę za współwinną Holocaustu na równi z Niemcami. Pod tą petycją podpisało się ponad 500 osób. Każda z tych petycji musi zgromadzić w ciągu miesiąca co najmniej 100 tys. podpisów, by zajął się nią Biały Dom.
Prawo zwracania się do rządu z petycjami dotyczącymi szerokiej gamy ważnych dla kraju zagadnień jest zagwarantowane w pierwszej poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Jeżeli petycja otrzyma wystarczająco duże poparcie, wówczas sztab Białego Domu dokona analizy kwestii, których dotyczy petycja, i przekaże je ekspertom z danej dziedziny, aby przygotowali odpowiedź. Jak na razie ilość podpisów pod petycjami nie świadczy o tym, że wypowiedź Jamesa Comeya, aż tak nas oburzyła...
Wojciech Minicz
fot.Wojciech Minicz
Reklama