Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 14:28
Reklama KD Market
Reklama

Stara wiara

Były gubernator Florydy Jeb Bush nie ogłosił jeszcze wprawdzie swojej prezydenckiej kandydatury, ale niemal pewne jest to, że stanie w szranki wyborcze. Podobnie jak Hillary Clinton będzie miał jeden poważny problem – nazwisko. Tu i ówdzie odzywają się głosy, że system polityczny USA staje się z wolna dynastyczny i że ewentualne ponownie starcie Clinton–Bush spowoduje niemal natychmiastowe znużenie milionów wyborców, którzy chcieliby w wyborach prezydenckich widzieć zupełnie nowych graczy. O ile jednak bagaż Hillary to wyłącznie wcześniejsza prezydentura jej męża, Jeb w historii swojej rodziny ma aż dwóch prezydentów, w tym jednego, George’a W. Busha, który opuszczał swój urząd z 27-procentowym poparciem narodu i który zostawił nam w spadku dwie wojny.

Jeb Bush w dotychczasowych wystąpieniach, choć jeszcze nie w roli oficjalnego kandydata, wielokrotnie podkreślał, iż „jest sobą” i że jego ojciec oraz brat to zupełnie inni ludzie, z którymi może, ale nie musi się zgadzać. Innymi słowy, Jeb robi co może, by dokonać swoistego politycznego rozwodu z przeszłością własnej rodziny. Ale jeśli tak, to mocno zastanawiający jest krąg doradców prezydenckiego aspiranta. W gronie tym jest obecnie 21 osób, z czego 20 to ludzie dość znani, przede wszystkim z tego, że doradzali również „W” oraz starszemu Bushowi.

Niektóre z nazwisk nie budzą zdumienia, gdyż są to ludzie o ogromnym doświadczeniu, na przykład James Baker oraz George Schultz. Obaj wchodzili w skład administracji Ronalda Reagana. Zupełnie inaczej jest jednak w przypadku kilku innych doradców. Jest wśród nich Paul Wolfowitz, były zastępca sekretarza obrony, który wkrótce po atakach terrorystycznych 9/11 zaczął agitować na rzecz wojny z Irakiem, mimo że doskonale wiedział o tym, iż Saddam Husajn z atakami tymi nie miał nic wspólnego. Tenże Wolfowitz, jako czołowy „neokonserwatysta”, stworzył w Pentagonie Biuro Specjalnych Planów, które zajmowało się tworzeniem kompletnie zmyślonych teorii o irackiej broni masowego rażenia. Katastrofalna wojna z Irakiem to w znacznej mierze „dzieło” Wolfowitza.

Innym zaufanym Jeba Busha jest Stephen Hadley, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, który zignorował ostrzeżenia ze strony FBI i CIA i w roku 2003 wepchnął do prezydenckiego przemówienia o stanie państwa akapit o rzekomych wysiłkach Iraku na rzecz pozyskania wzbogaconego uranu. Była to kompletna bzdura, a akapit ten prześladował potem Busha przez resztę jego prezydentury.

„Stara wiara” brata Jeba jest jednak znacznie liczniejsza. Z pewnością wszyscy pamiętają takie nazwiska jak Michael Chertoff (szef Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, skompromitowany bezradnością wobec katastrofalnego huraganu Katrina), Porter Goss (jeden z najgorszych dyrektorów CIA w historii) oraz Michael Hayden (szef CIA, za którego kadencji Ameryka torturowała więźniów w tajnych placówkach).
Jeśli to ma być nowa ekipa kandydata Jeba Busha, jakoś za bardzo przypomina starą i sugeruje, że jego słowa o własnym światopoglądzie i odrębności od klanu Bushów są niestety tylko słowami.

Andrzej Heyduk

Na zdjęciu: Jeb Bush fot.Pete Marovich/EPA

 

 


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama