O społeczeństwie podzielonym po tragedii smoleńskiej, narodowej traumie i szansach na polsko-polskie pojednanie w piątą rocznicę katastrofy smoleńskiej z dr Anną Materską-Sosnowską, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Grzegorz Dziedzic.
Grzegorz Dziedzic: Pięć lat temu pod Smoleńskiem rozbił się prezydencki samolot. Pięć lat to długo. Dlaczego mimo upływu czasu wokół smoleńskiej katastrofy pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi? Komu służy podsycanie kolejnych wersji o zamachu, choćby mająca się ukazać książka niemieckiego dziennikarza?
Anna Materska-Sosnowska: – Pięć lat to dużo i mało... Dużo, jeśli widzimy, że śledztwo ciągle jest w toku, a prokuratura przedłuża terminy. Jeśli coś jest nie do końca wyjaśnione, a tak jest chyba zawsze w przypadku katastrof, to powstają pytania, czy też różne alternatywne hipotezy. Od samego początku istnieją dwie wykluczające się narracje, w których nie ma miejsca na dialog. A należy dodać, że niestety strona rosyjska nie pomaga nam w śledztwie, choćby poprzez brak zwrotu wraku i czarnych skrzynek. Praktycznie raporty, które powstały po katastrofie, są nadal uzupełniane, ale nie całkowicie zmieniane. Tego nie przyjmuje część środowisk. Trudno jest się pogodzić z prozaiczną, ale bolesną prawdą. Komu służy podsycanie kolejnych wersji? Niestety obawiam się, że politykom, którzy nawzajem obarczają się winą za to, co się stało, wykorzystując emocje z tym związane w codziennym życiu politycznym.
Zaraz po katastrofie społeczeństwo wydawało się być połączone w żałobie. Ta iluzja jedności szybko prysła, a podział pogłębił się. Dlaczego nie potrafimy zjednoczyć się w obliczu tragedii? Czy to nasza narodowa specyfika, czy inne narody też odreagowują traumę poprzez pogłębienie podziałów?
– Uważam, że społeczeństwo nie wydawało się być pogrążone w żałobie, ale faktycznie w niej było. Tamten czas to ogromna trauma dla nas wszystkich. Zginęli ludzie znani, bliscy z każdej opcji, różnych środowisk, zawodów. Uważam, że w obliczu tragedii byliśmy zjednoczeni. Podziały zaczęły się później. PiS zawłaszczył tę tragedię i narzucił narrację, a to dodatkowo podzieliło i tak skonfliktowane już społeczeństwo. Ta trauma padła na podatny grunt podziałów politycznych i dlatego je pogłębiła, ale ma Pan rację, że jest to u nas powtarzalne, choć nie wiem, czy to nasza specyfika narodowa.
Piąta rocznica katastrofy niestety przypada na okres kampanii wyborczej i politycy to wykorzystują"
Polaryzacja społeczeństwa jest już tak wyraźna, że mówi się o dwóch Polskach. Czy możliwe jest zjednoczenie Polaków? Czy możemy mówić o wojnie polsko-polskiej?
– Czy polaryzacja polityczna w Stanach Zjednoczonych lub w Wielkiej Brytanii prowadzi do wojny domowej? Oczywiście, że nie i mam nadzieję, że nam też wojna nie grozi, aczkolwiek trzeba dodać, że owo pęknięcie jest bardzo mocne. Proszę pamiętać, że piąta rocznica katastrofy niestety przypada na okres kampanii wyborczej i moim zdaniem politycy to wykorzystują. Powstają dodatkowe spory np. w sprawie pomnika. Obie strony okopały się i nie ma mowy o porozumieniu, ale wydaje się, że czas możliwej wojny polsko-polskiej już minął. Przy świątecznym stole Smoleńsk nie jest już głównym tematem rodzinnych rozmów.
Im więcej czasu upływa od katastrofy, tym bardziej drapieżna i radykalna staje się retoryka. Jeszcze dwa lata temu słyszeliśmy o spisku, zamachu. Dzisiaj coraz częściej to zbrodnia i mord. Czy ta radykalizacja ma coś wspólnego z rosnącym poczuciem zagrożenia ze strony Rosji?
– Na pewno pogorszenie się stosunków polsko-rosyjskich ma wpływ na całą sytuację i retorykę. Niemniej myślę, że przede wszystkim radykalizacja języka wynika z potrzeby utrzymywania emocji w elektoracie oraz z potrzeby wytworzenia odpowiedniego kodu językowego, którym politycy, zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwości, posługują się wobec swoich wyborców.
Katastrofa smoleńska to dobry pretekst, aby wypowiedzieć posłuszeństwo władzy i podważyć panujący porządek prawny? W Stanach Zjednoczonych obywatelskie bojówki „patriotyczne” i tzw. sovereign citizens są uznawani za główne zagrożenie bezpieczeństwa państwa. Czy Polsce grozi podobne zjawisko?
– Nie, nie wydaje mi się, aby katastrofa była adekwatnym pretekstem. Proszę zauważyć, że nawet obchody rocznic katastrofy skupiają mniej osób, aczkolwiek w tym roku przewiduję większe zaangażowanie. Tak jak już wcześniej wspomniałam, niestety katastrofa jest utożsamiana właściwie tylko z jednym środowiskiem politycznym, które dodatkowo bardzo radykalizuje narrację, a to z kolei ogranicza potencjalny krąg odbiorców. Sądzę, że jest kilka innych trudnych tematów, które mogłyby doprowadzić do wypowiedzenia posłuszeństwa władzy lub przynajmniej do protestów. Generalnie jesteśmy mało aktywnym społeczeństwem, ale to już temat na inną rozmowę.
Dziękuję za rozmowę.
[email protected]
Dr Anna Materska-Sosnowska jest politologiem, pracuje jako adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego