Stany Zjednoczone bywają często nie tyle zjednoczone, co zwaśnione. Tak jest w odniesieniu do prezydenckiego dekretu, który ma chronić nielegalnych imigrantów przed deportacją. 26 stanów jest przeciw, a 14 za.
Prezydenckie rozporządzenie, które ma chronić 4 miliony nielegalnych imigrantów przed deportacją, utknęło w sądzie po tym, jak teksański sędzia Andrew Hanen wstrzymał jego realizację na wniosek 26 stanów, z Teksasem na czele. Argumentują one, że dekret wykracza poza uprawnienia prezydenta, a wprowadzenie go w życie stanowiłoby dla nich dodatkowe obciążenie wynikające z konieczności objęcia imigrantów bez papierów świadczeniami społecznymi. Nie godzi się z tym nowo powstała grupa 14 stanów i Dystrykt Kolumbii. W jej imieniu wniosek apelacyjny zawierający streszczenie argumentów grupy, złożył w Piątym Okręgowym Sądzie Apelacyjnym Bob Ferguson, prokurator stanowy stanu Waszyngton.
Kiedy imigranci otrzymują prawo podjęcia legalnego zatrudnienia, umożliwia im to nie tylko wyjście z cienia, co jest humanitarne, ale jest także dobre dla gospodarki, gdyż legalna praca daje lepsze zarobki. Wprowadzony w 2012 roku program dla blisko dwóch milionów młodych imigrantów bez papierów przybyłych do USA jako dzieci, Deferred Action for Childhood Arrivals, oferujący tymczasową ochronę przed deportacją, spowodował, że 60 proc. z nich znalazło nową pracę, a ich zarobki wzrosły o ponad 240 procent. Podobny skutek w odniesieniu do trzech milionów nielegalnych imigrantów miała tak zwana reaganowska reforma imigracyjna, Immigration Reform and Control Act z 1986 roku.
Rosnące zarobki mają daleko idący, pozytywny wpływ na stanową i lokalną gospodarkę. Dochody z podatków rosną, a spada zapotrzebowanie na świadczenia społeczne. W stanie Waszyngton, jednym z 14 stanów opowiadających się za wprowadzeniem w życie dekretu imigracyjnego prezydenta Obamy, jest około 105 tys. ludzi kwalifikujących się do objęcia ich przepisami zawartymi w dekrecie. Według szacunkowych danych Center for American Progress pozwolenie im na podjęcie legalnego zatrudnienia spowoduje w ciągu najbliższych 5 lat wzrost dochodów z podatków stanowych o 57 milionów dolarów. W Kalifornii szacowany wzrost dochodów z podatków wyniósłby 904 miliony, w Illinois – 347 milionów, a w stanie Nowy Jork – 184 miliony.
Nawet stany, które są przeciwne dekretowi i utrzymują, że spowodowałby u nich drastyczne straty, mogłyby odnotować duże korzyści. Jeżeli, jak się szacuje, 594 tysiące nielegalnych imigrantów mieszkających w Teksasie i kwalifikujących się do objęcia ich dekretem otrzymałoby tymczasowe zezwolenia na pracę, wówczas stan Teksas w ciągu najbliższych pięciu lat wzbogaciłby się o 338 milionów dolarów z podatków. Nic nie wskazuje na to, aby – jak twierdzą stany, które zaskarżyły dekret Obamy – wprowadzenie go w życie miało spowodować zwiększenie wydatków tych stanów na opiekę zdrowotną i bezpieczeństwo publiczne.
W apelacji grupa 14 stanów przekonuje, że należy wziąć po uwagę także humanitarną stronę reformy i jej aspekt moralny. Zmiany, które zamierza wprowadzić w swojej reformie prezydent Obama, dadzą jeszcze lepsze wyniki, jeżeli wziąć pod uwagę, że umożliwią one łączenie rodzin.
Wielu ludziom łamie się serce, gdy słyszą o deportowaniu rodziców i oddzielaniu ich od urodzonych w USA dzieci. Dekret prezydenta Obamy spowoduje, że więcej dzieci pozostanie w kręgu rodzinnym. Poszczególne stany i cały kraj skorzystają z prezydenckiej reformy. Opóźnianie jej jest niekorzystne. Stany, które wystąpiły z apelacją, proszą sąd o zgodę na wprowadzenie reformy w życie. Tak przedstawiają się w skrócie argumenty 14 stanów, które są za dekretem. Tymczasem przeciwnicy reformy Obamy prowadzą.
Reklama