Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a nic tak nie przywraca dobrego humoru jak świadomość własnej małości. W celu złapania dystansu do siebie i świata ludzie stosują rozmaite eksperymenty myślowe.
Ostatnio redaktor Majewski z „Wprost” polecał czytelnikom eksperyment myślowy polegający na podmianie postaci Kamila Durczoka na księdza lub jakiegoś znanego prawicowego publicystę w kontekście seksualnego molestowania pracownic. Innym eksperymentem myślowym jest symulacja militarno-strategiczna pt. „Ile godzin Polska będzie w stanie bronić się w razie wojny z Rosją?”. A propos, kilka dni temu znalazłem w Internecie ciekawą wizję bliskiej przyszłości geopolitycznej Europy Środkowej. Okazuje się, że już niedługo Rosja padnie jak chory niedźwiedź. Wtedy Polska, w końcu, po latach umęczenia ciasnotą, obejmie zasłużoną rolę przywódczą w regionie i stanie się graczem światowego formatu.
Eksperymenty myślowe są również nierozerwalnie związane z religią. Chrześcijanie wyobrażają sobie, że po śmierci pójdą do nieba. Muzułmanie również, dodając do wizji rajskiego ogrodu orgie z dziewicami. Buddyści naciągają wyznawcom mózgi, twierdząc, że rzeczywistość to iluzja, a świat nie dzieje się naprawdę. Woody Allen sparafrazował ten pomysł pisząc, że „to wszystko śni się jakiemuś psu”.
Profesor Wiktor Osiatyński opisuje codzienny eksperyment myślowy zapewniający mu pogodę ducha i higienę emocjonalną. Proponuje usiąść codziennie rano w ciszy i dokonać „przewrotu kopernikańskiego”, usuwając własną osobę z centrum wszechświata, a następnie zajmując wygodniejsze miejsce na jego obrzeżach.
Jako, że żyjemy w ciekawych czasach, jesteśmy Polakami, a w dodatku w Chicago swoje żniwo zbiera zimowa depresja, proponuję Państwu ciekawy eksperyment myślowy pozwalający złapać zdrowy dystans. Do jego przeprowadzenia będziemy potrzebowali widoku nocnego nieba i podstawy wiedzy o astronomii. Wiedzą służę, niebo proszę obejrzeć we własnym zakresie.
Prawie spadłem z krzesła, gdy przeczytałem ostatnio, że astronomowie odkryli w dalekim kosmosie supermasywny obiekt – kwazar (obiegający czarną dziurę) o masie 12 miliardów Słońc. Jest to nie tylko najcięższy, ale również najjaśniejszy zaobserwowany przez naukowców obiekt. Kwazar świeci niczym, uwaga, 420 bilionów Słońc! Liczba ta oraz skala objętości nie jest wyobrażalna bez wprowadzenia obrazowych porównań. Jeśli wyobrazimy sobie, że Ziemia ma wielkość pomarańczy, Słońce będzie kulą o średnicy 14 metrów. Próbę ogarnięcia ogromu zjawiska pozostawiam Państwu. Kosmiczny gigant znajduje się w niebagatelnej odległości ponad 12 mld lat świetlnych. Spróbujmy to sobie uzmysłowić. Promień światła, jakikolwiek – ten z gwiazdy i ten z żarówki, biegnie z zawrotną prędkością 300 tys. km na sekundę. Z Chicago do Tarnowa światło dotrze w 0,02 sek., czyli dosłownie w mgnieniu oka. Odległość Ziemia–Księżyc świetlny promień pokona w 1,2 sek., a 150 mln km dzielące Ziemię od Słońca przebędzie w 8 minut. Dzieli nas więc od naszej gwiazdy odległość 8 minut świetlnych. Gdyby nagle zgasła, ciemność na Ziemi zapadłaby 8 minut po fakcie. A godzina świetlna, dzień, miesiąc, w końcu rok? Do centrum Drogi Mlecznej – naszej macierzystej galaktyki mamy jakieś 27 tys. lat świetlnych. Do sąsiadującej z naszą Galaktyki Andromedy lecielibyśmy z prędkością światła ponad 2,5 mln lat.
Tyle o odległościach. W naszej galaktyce znajduje się w przybliżeniu 100 miliardów gwiazd. Liczba wszystkich galaktyk we wszechświecie szacowana jest również na 100 miliardów. Liczba krążących wokół nich planet jest niemożliwa ani do ustalenia, ani wyobrażenia. Naukowcy opracowali za to wzór matematyczny oparty na naszej wiedzy o wszechświecie i rachunku prawdopodobieństwa, a mający określić liczbę inteligentnych cywilizacji pozaziemskich w całym kosmosie. Ostrożne obliczenia mówią o 100 tysiącach wysoko rozwiniętych cywilizacji. Można więc śmiało przypuszczać, że gdzieś tam w dalekim kosmosie ktoś ma jeszcze większy cyrk niż my tutaj.
Wróćmy jednak do naszej gargantuicznej czarnej dziury i otaczającego ją kwazaru. Patrząc na nią przez teleskop widzimy, jak wyglądała 12 miliardów lat temu, tyle bowiem czasu biegnie do nas światło. Wybierzmy się na wycieczkę, teleskop pod pachę. Oto znajdujemy się po drugiej stronie, w pobliżu kwazaru o masie 12 miliardów Słońc. Skierujmy teleskop w kierunku naszej galaktyki, Układu Słonecznego i Ziemi. Ustawmy ostrość. I co? I nic. Nie ma polityki ani religii, nie ma nawet disco polo, nie ma Komorowskiego, Kaczyńskiego ani Putina. Nie ma Polski, wielkiej, średniej, ani nawet małej. Nie może być, bo nie ma naszej planety, ba, nawet Drogi Mlecznej nie ma. Słońce dopiero powstanie za jakieś 7,5 miliarda lat.
A teraz wróćmy z powrotem do dyskusji o Wielkiej Polsce.
Grzegorz Dziedzic
fot.LoganArt/pixabay.com
Reklama