Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 02:56
Reklama KD Market

Czubek w Caracas

Do Wenezueli w najbliższym czasie wprawdzie się nie wybierałem, ale wydarzenia sprzed kilku dni w zasadzie przekreślają nawet teoretyczne plany takiego wojażu. Prezydent Nicolas Maduro, człowiek kompletnie nieporadny i pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy, rządzi krajem, w którym sklepowe półki świecą pustkami, inflacja jest astronomiczna, a infrastruktura się z wolna rozsypuje. Mimo to Maduro nadal twierdzi, że jego głupawy socjalizm absolutnie zwycięży, a dobrobyt jest tuż za rogiem. Natomiast wszystkim „przejściowym trudnościom” (skąd my znamy ten termin?) winna jest... Ameryka.

Ostatnio do aresztu wtrącono burmistrza Caracas, który spiskował rzekomo z CIA, by odsunąć prezydenta od władzy. Żadnych dowodów na to, iż taki spisek w ogóle istniał, oczywiście nie przedstawiono, ale to zdaje się nie mieć jakiegokolwiek znaczenia. Wkrótce potem Maduro wygłosił chaotyczne, bełkotliwe przemówienie, w którym oznajmił, iż wprowadza obowiązek wizowy dla wszystkich przyjezdnych z USA. Zażądał też redukcji personelu amerykańskiej ambasady w Caracas ze 100 do 17 osób i poinformował, że ta mocno uszczuplona załoga będzie odtąd musiała uzgadniać wszystkie planowane spotkania z rządem, co ma zapobiec „imperialistycznej agresji”.

Na zakończenie swojego histerycznego wystąpienia prezydent stwierdził, iż została opracowana czarna lista tych obywateli USA, którzy mają zakaz wjazdu do Wenezueli. Na liście tej znajdują się George W. Bush, Dick Cheney oraz były dyrektor CIA George Tenet. O ile wiem, żaden z nich nie nosi się z zamiarem złożenia w socjalistycznym raju Maduro wizyty, a zatem lista posiada jedynie symboliczne znaczenie.

W miarę jak Wenezuela zaczyna coraz bardziej chylić się ku upadkowi, Maduro niemal codziennie bajdurzy o zagrożeniu ze strony USA, spiskach, potencjalnych zamachach itd. Waszyngton to wygodny kozioł ofiarny, choć coraz wyraźniejsze są oznaki tego, iż nawet dawni zwolennicy poprzedniego prezydenta, Hugo Chaveza, mają pana Maduro i jego bredni serdecznie dość. Chavez doprowadził wprawdzie Wenezuelę do ruiny, ale umiał sobie zjednywać sympatyków i był dla wielu przekonywujący. Maduro nie umie nic, przez co opowiadanie bajek o amerykańskim imperializmie to jego jedyna i coraz słabsza broń.

Tymczasem ogłoszone przez niego zmiany mogą się okazać fatalne w skutkach. USA to nadal największy partner handlowy Wenezueli. Wprowadzenie obowiązku wizowego z pewnością zniechęci wiele amerykańskich firm do prowadzenia w tym kraju działalności gospodarczej, natomiast zredukowanie personelu ambasady USA to recepta na długie kolejki biznesmenów wenezuelskich, którzy i tak już ledwo mogą normalnie pracować z powodu państwowej kontroli nad rynkiem walutowym i postępującej nacjonalizacji wszystkiego, co się tylko da.

Wenezuela zmierza donikąd, co jest tragiczne, biorąc pod uwagę fakt, że jest to kraj o wielkich zasobach ropy naftowej i mógłby być całkiem zamożny, gdyby nie czubek w Caracas, którego lewacka rewolucja jest rzekomo „torpedowana” przez Waszyngton. Torpedować nie ma czego – eksperymenty z budowaniem socjalizmu już dawno same się zniszczyły, o czym Maduro nie chce niestety słyszeć.

Andrzej Heyduk

fot.Santi Donaire/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama