Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 5 października 2024 04:19
Reklama KD Market

Wizyta Netanjahu wystawia na próbę relacje USA-Izrael

Benjamin Netanjahu i Barack Obama nigdy za sobą nie przepadali, ale ich relacje nie były dotąd aż tak złe jak obecnie. Przygotowana za plecami Obamy wizyta premiera Izraela w Kongresie wystawia stosunki USA-Izrael na próbę, ale zdaniem ekspertów sojusz przetrwa.

Na dwa tygodnie przed wyborami w Izraelu premier Netanjahu przybył do Waszyngtonu na zaproszenie kontrolujących Kongres Republikanów, by wygłosić we wtorek przemówienie przed obiema izbami amerykańskiego parlamentu. Oczekuje się, że wykorzysta tę okazję do podważenia negocjacji USA i innych światowych mocarstw z Teheranem w sprawie irańskiego programu nuklearnego.

Biały Dom, oburzony, że Netanjahu i przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner ukartowali to przemówienie za plecami Obamy, bez konsultacji z rządem, zarzucił Netanjahu nie tylko złamanie protokołu, ale też mieszanie się do amerykańskiej polityki, a nawet "działanie na szkodę" relacji USA-Izrael, jak wyraziła się doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice w nietypowy dla niej mało dyplomatyczny sposób. Obama nie przyjmie Netanjahu w Białym Domu, a wiceprezydent Joe Biden, który zazwyczaj jest obecny w Kongresie podczas przemówień światowych przywódców, tego dnia się tam nie pojawi. Wielu parlamentarzystów z Partii Demokratycznej też zapowiedziało, że zbojkotuje wystąpienia izraelskiego premiera.

"Trudno przypomnieć sobie, kiedy relacje (USA-Izrael) były tak złe" - powiedział PAP Blaise Misztal, ekspert ds. Iranu i Bliskiego Wschodu z waszyngtońskiego Bipartisan Policy Center. Jego zdaniem problemem nie są tylko różnice personalne i odmienne style uprawiania polityki przez Obamę i Netanjahu, "ale też fundamentalnie różne poglądy na świat i Bliski Wschód". "Oni się i nie lubią i nie zgadzają w sprawie tego, co trzeba robić na Bliskim Wschodzie" - powiedział Misztal.

Różnice między Obamą a Netanjahu pojawiły się już w 2009 roku, gdy obaj doszli do władzy, podczas pierwszej rundy negocjacji pokojowych między Izraelem a Palestyną. Obama zaskoczył wówczas Izraelczyków, mówiąc o powrocie do granic Izraela z 1967 roku, sprzed wojny sześciodniowej. USA domagały się też wstrzymania budowy nowych osiedli żydowskich na terytoriach palestyńskich. Ale obecnie główną kością niezgody jest Iran.

Dla Obamy porozumienie, które ma zapewnić, że Teheran nie wejdzie w posiadanie broni jądrowej, byłoby jednym z największych osiągnięć w polityce zagranicznej jego prezydentury. Dla Netanjahu negocjowana umowa jest - jak mówi - "niebezpieczna", bo umożliwiłaby Teheranowi legalne i za zgodą światowych mocarstw utrzymanie zdolności do budowy broni atomowej. Netanjahu zapowiedział, że "zrobi wszytko, co w jego mocy", by doprowadzić do odrzucenia umowy, i w Kongresie zapewne zaapeluje o pomoc w tej sprawie do amerykańskich parlamentarzystów.

"Dla Izraela wygląda to tak, że Obama skłania się do umowy z Iranem tylko po to, by móc powiedzieć: ja doprowadziłem do rozwiązania dyplomatycznego, czego nikt inny nie potrafił" - powiedział Misztal. Przyznał, że za prezydentury George'a W. Busha nie udało się powstrzymać irańskiego programu atomowego, a Teheran nawet znacznie zwiększył liczbę wirówek do wzbogacania uranu. Ale zaufanie Izraela do USA było wówczas znacznie większe. "Mieli poczucie, że gdyby Iran był na progu osiągnięcia broni jądrowej, to USA pomogłyby Izraelowi podjąć akcję wojskową, albo same by ją przeprowadziły. (...) Teraz w Izraelu takiego poczucia nie ma" - powiedział rozmówca PAP.

Przemówienie w Kongresie postrzegane jest też jako element kampanii wyborczej Netanjahu przed wyborami do Knesetu 17 marca. "Próbuje podkreślać zagrożenie irańskie, by odwrócić uwagę od problemów ekonomicznych (Izraela) i zarzutów o malwersacje funduszy publicznych" - napisał na stronie Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych ekspert tego think tanku Haim Malka. Ale z drugiej strony, jak zauważył Aaron David Miller, ekspert think tanku Wilson Center, krytyczne komentarze nt. Netanjahu ze strony Białego Domu też nie pozostają obojętne dla izraelskiej kampanii. "Oczywiście nie mogą powiedzieć otwarcie, ale to jasne, że chcieliby, aby (Netanjahu) przegrał” - powiedział ekspert. Z kolei dziennik "New York Times" napisał w sobotę, że jeden z kluczowych koordynatorów kampanii wyborczej Obamy doradza obecnie izraelskiej opozycji.

Zarówno w USA, jak i Izraelu pojawiły się obawy, że napięcia na linii Waszyngton - Tel Awiw są tak duże, iż podważają istniejący w USA od trzydziestu lat ponadpartyjny konsensus ws. wsparcia USA dla Izraela. "Wszystko, co naraża na niebezpieczeństwo ten konsensus, podważa fundamenty partnerstwa amerykańsko-izraelskiego i zagraża interesom Izraela" - napisał Malka. Jego zdaniem jeśli Netanjahu wygra wybory, to przez kolejne dwa lata, do końca kadencji Obamy, współpraca izraelsko-amerykańska będzie jeszcze trudniejsza.

Niemniej zdaniem ekspertów sojusz USA z Izraelem przetrwa obecne napięcia. Jest to bowiem jeden z najstarszych i najbardziej trwałych sojuszy na świecie, który przynosi obopólne korzyści, a znaczne różnice pojawiały się także w przeszłości. "To jest trochę tak, jak w starym małżeństwie, które spogląda wstecz na różne sprzeczki, a nawet kryzysy... W moim przekonaniu to małżeństwo (Izraela i USA) przetrwa i długoterminowo odniesie sukces" - powiedział w radiu NPR profesor historii amerykańsko-żydowskiej Jonathan Sarna.

USA jako pierwsze uznały państwo Izrael po jego utworzeniu w 1948 roku i od tego czasu Stany Zjednoczone utrzymywały z nim bardzo bliskie stosunki wojskowe, dyplomatyczne i gospodarcze. Izrael jest głównym beneficjentem amerykańskiej pomocy zagranicznej (w sumie od początku istnienia otrzymał 74 mld USD), a za prezydentury Obamy ta pomoc jeszcze wzrosła i wyniosła w 2014 roku 3,1 mld USD (dane za kongresowym think tankiem Congressional Research Service). Niemal 100 proc. tej sumy stanowił bezzwrotny grant militarny. Jednocześnie Izrael jest jednym z najlepszych klientów amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. USA i Izrael prowadzą wspólne ćwiczenia wojskowe. Ich wywiady i siły specjalne ściśle współpracują w walce z terroryzmem.

"Sojusz jest tak głęboki, że rozpaść się nie może, zwłaszcza w czasach, gdy rozpada się Bliski Wschód. Myślę więc, że szkody zostaną ograniczone do dwóch lat, a nawet krócej, bo nie jest pewne, czy Netanjahu wygra. Jeżeli wygra i jeśli dojdzie do umowy USA z Teheranem, to współpraca będzie utrzymana, ale nie będzie tak przyjacielska jak zazwyczaj. Wątpię, by Netanjahu wrócił prędko do Waszyngtonu, a Obama pojechał do Izraela" - powiedział Misztal.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)

Na zdjęciu: Benjamin Natanyahu fot.Bernat Armangue/POOL/EPA

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama