W USA w co najmniej 14 stanach odnotowano już setki przypadków odry. W większości amerykańskich stanów rodzice mają prawo, by nie poddawać dzieci szczepieniom. W Europie tylko od października w Berlinie na odrę zachorowało już ponad 570 osób. Zanotowano też pierwszy przypadek śmiertelny – półtorarocznego chłopca, który zmarł w połowie lutego. Choroba tak osłabiła układ odpornościowy dziecka, że kolejna infekcja, która w normalnej sytuacji byłaby niegroźna, okazała się śmiertelna. Chłopiec nie był zaszczepiony. A choroba osłabia system odpornościowy organizmu i może wywoływać poważne komplikacje zdrowotne, w tym stany zapalne płuc i opon mózgowych.
Lokalne władze apelują o szczepienia nie tylko dzieci, ale też dorosłych. W Niemczech, a także w wielu stanach USA zaczyna się nawet mówić o wprowadzeniu obowiązkowych szczepień przeciwko odrze. Także Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wzywa kraje europejskie do znacznego zintensyfikowania akcji szczepień przeciwko odrze. Według WHO od początku 2015 roku aż siedem państw odnotowało łącznie ponad 22 tys. zachorowań na odrę. Cel organizacji, jakim jest eliminacja tej choroby w obecnym roku, jest bowiem poważnie zagrożony.
Najpoważniejszym zarzutem przeciwko szczepionkom na odrę były badania, które wskazywały na ich rzekomy związek z autyzmem i innymi wadami rozwojowymi u dzieci"
Przeciwnicy mają głos
„Szczepionki mają swoje skutki uboczne – twierdzi Thomas E. Dobbs III, główny epidemiolog stanu Missisipi – są osoby, które nie mogą z nich korzystać i nie należy widzieć problemu w tym, że niektóre dzieci nie powinny być szczepione”. Mimo to w Missisipi zaszczepionych jest 99 proc. dzieci i jest to jeden z najwyższych wskaźników w całym kraju.
Ruch antyszczepionkowy w USA jest jednak silny i głośny. A to za sprawą takich organizacji jak National Vaccine Information Center, która prowadzi regularne kampanie marketingowe w tej sprawie. Tak jak w przypadku zwolenników szczepionek wspieranych przez wielkie koncerny farmaceutyczne i w tym przypadku wchodzą w grę spore pieniądze. Szczepionkosceptycy otrzymują miliony dolarów od fundacji prowadzonych przez kilka zamożnych rodzin. Nie są więc bezbronni. Najważniejszą jest Dwoskin Family Foundation, założona przez Alfreda i Lisę Claire Dwoskinów, Katlyn Fox Foundation oraz Focus for Health, ufundowana przez Barry’ego Segala.
Oprócz zwolenników teorii spiskowych oraz osób przeciwnych szczepieniu z powodów filozoficznych czy religijnych przeciwnikami szczepionek są często rodzice – przerażeni perspektywą możliwych powikłań.
Trudno jednak zrozumieć argumentację skądinąd inteligentnych ludzi, że wprowadzenie obowiązku szczepień uczyni ze Stanów Zjednoczonych „państwo faszystowskie”, a lekarze namawiający do ich przyjmowania to „lekarscy sataniści” wstrzykujący dzieciom truciznę. Przesadzone? Zajrzyjcie do Internetu.
Argumenty zwolenników
Błędem wydaje się także karanie rodziców za odmowę szczepienia dzieci. Ale bądźmy konsekwentni – szkoły będące instytucją zaufania publicznego w trosce o zdrowie pozostałych powinny też mieć prawo odmowy przyjmowania nieszczepionych uczniów. Tym bardziej prywatne college – te po pierwsze mogą podejmować takie decyzje, jakie im się podoba, po drugie mają prawo obawiać się zbiorowych pozwów w przypadku zaniedbań dotyczących zdrowia studentów.
Zwolennicy powszechnych szczepień przyznają, że nie można mówić, iż szczepionki są w 100 procentach bezpieczne. Jak w przypadku każdego leku ich przyjmowanie wiąże się z ryzykiem. Niekiedy bardzo poważnym. Ale z drugiej strony dobroczynne skutki większości szczepionek zdecydowanie przewyższają to ryzyko. Popatrzmy na choroby, na jakie zaszczepiono nas w dzieciństwie – wiele z nich mogłoby zakończyć się dla nas śmiercią lub kalectwem (polio). Jeszcze 150–200 lat temu śmiertelność dzieci i niemowląt była tak wysoka, że ich zgon był traktowany jako coś naturalnego.
Ludzkości udało się dzięki szczepionkom praktycznie wyeliminować lub ograniczyć do minimum występowanie niektórych chorób. W krajach rozwiniętych nikt już praktycznie nie choruje na polio (chorobę Heinego-Medina), ospę właściwą, tyfus, dżumę czy tężec. Gruźlica przestała być chorobą cywilizacyjną. Nikt nie neguje także sensu szukania szczepionki przeciwko wirusowi ebola. Gdyby taka istniała, kilka miesięcy temu na fali ogólnoświatowej paniki tysiące ludzi ustawiłoby się w kolejkach po zastrzyk.
Najpoważniejszym zarzutem przeciwko szczepionkom na odrę były badania, które wskazywały na ich rzekomy związek z autyzmem i innymi wadami rozwojowymi u dzieci. Wyniki te nie zostały potwierdzone, a prestiżowe pismo „Lancet”, które jako pierwsze opublikowało szokujące konkluzje, oficjalnie przeprosiło za publikację. Chodziło o tekst Andrew Wakefielda, który w 1998 roku ogłosił rewelacje o związkach szczepionek na odrę i autyzm. Wakefield stracił prawo wykonywania zawodu, „Lancet” się odciął, ale mleko się rozlało.
Nikt nie neguje sensu szukania szczepionki przeciwko eboli. Gdyby taka istniała, kilka miesięcy temu tysiące ludzi ustawiłoby się w kolejkach po zastrzyk"
Międzykontynentalne szaleństwo grypy
Także szalejąca epidemia grypy nie zwiększa społecznego zaufania do szczepionek. W tym roku w niektórych krajach, na przykład we Francji, wprowadzono nadzwyczajny stan sanitarny, bo rozmiary epidemii przerosły wszelkie wyobrażenia lekarzy i osób odpowiedzialnych za służbę zdrowia. Chorych jest ponad dwa miliony Francuzów. Lekarze w szpitalach całego kraju skarżą się na brak możliwości przyjmowania i leczenia osób z objawami. Wirus, który w tym roku zaatakował Europejczyków, jest wyjątkowo odporny na leczenie i złośliwy. Okazało się, że wcześniej przygotowywane szczepionki są skuteczne na zupełnie inną odmianę wirusa grypy. Podobnie jest w Hiszpanii. W większości regionów na szpitalnych oddziałach brakuje miejsc, a w przychodniach pod gabinetami lekarskimi ustawiają się wielogodzinne kolejki. Przyczyną tak dużej liczby zachorowań jest… nieskuteczność szczepionki, która nie chroni przed często atakującym w tym roku szczepem.
– Oferowana przed sezonem grypowym szczepionka często nie chroni przed atakującym w danym roku szczepem. To stawia pod znakiem zapytania sam sens szczepienia – mówi „Dziennikowi Związkowemu” pani Krystyna, pielęgniarka jednego z chicagowskich szpitali (prosząca o zachowanie anonimowości). Próbę szczepienia przypłaciła kilka lat temu poważnymi powikłaniami. – W tym roku szczepienia personelu były w moim szpitalu dobrowolne, choć mocno zalecane, ale w przyszłym będą obowiązkowe – mówi wyraźnie zaniepokojona. Nikt nie da jej bowiem gwarancji, że szczepionka bazująca na szczepach z poprzedniego roku będzie naprawdę skuteczna. Nasza rozmówczyni, która studiowała biochemię, przyznaje także, że niektóre szczepionki co prawda zapobiegają chorobom, ale obniżają też wrodzoną odporność młodych pacjentów. Większość starszych osób, które dorastały w czasach, kiedy nie było jeszcze wszystkich obecnych szczepionek, pamięta powiedzenie lekarzy, że przez odrę trzeba po prostu… przejść. Ale trzeba też pamiętać, że powikłania odry choć bardzo rzadkie, mogą być poważne – zapalenie płuc, zapalenie mózgu i ucha czy ślepota.
Podobnie jak pani Krystyna myśli pediatra z kalifornijskiej Santa Monika Jay Gordon, który uważa, że wychwalanie zalet szczepionek przy chorobach dziecięcych jest nieco przesadzone. Większość jego pacjentów nie jest szczepionych na odrę, świnkę i różyczkę, a przy tej pierwszej chorobie komplikacje w przypadku zdrowych dzieci należą do rzadkości. Przypomina też, że ostatni śmiertelny przypadek odry odnotowano w USA ponad dekadę temu. – Nawet obecnie liczba przypadków tej choroby jest stosunkowo mała. Rozgłaszając je, wywołujemy panikę – ostrzega.
Większość przedstawicieli stanowych departamentów zdrowia, często dyplomowanych lekarzy, opowiada się jednak za szczepieniami, często obowiązkowymi. Ci sami eksperci muszą jednak łykać inną żabę – tegoroczne szczepionki na grypę okazały się przecież zupełnym niewypałem. I trudno się z tego sensownie wytłumaczyć.
W poszukiwaniu kompromisu
Lekarze przypominają, że szczepionki na każdą chorobę są bardzo różne i w związku z tym – mniej lub bardziej skuteczne. Na niektóre choroby można się uodpornić na całe życie, inne szczepionki trzeba odnawiać. Różne są też reakcje ludzkiego organizmu.
By zapobiegać epidemiom i kontrolować zdrowie publiczne nie jest konieczne, aby uodparniać na siłę wszystkich – twierdzą lekarze. W przypadku większości chorób wystarczą wskaźniki szczepienia w granicach 90 proc. ogółu populacji. 100-procentowych wskaźników nie da się zresztą osiągnąć, bo przecież są dzieci i dorośli z zaburzeniami układu odpornościowego oraz reakcjami alergicznymi, którzy nigdy nie będą mogli przyjąć leków. Jest więc miejsce zarówno dla zwolenników, jak i przeciwników szczepionek. Choć ta druga grupa pozostaje w zdecydowanej mniejszości.
Jolanta Telega
[email protected]
Zdjęcie główne: fot.Jean-Christophe Bott/EPA