Wrzawa podniosła się w kraju nad Wisłą. Gejowski terror! Lobby LGBT chce zlikwidować rodzinę, a Kościół sprowadzić do poziomu tajnej uciskanej sekty. Już niedługo tęczowe bojówki będą linczować trzymające się za ręce heteropary, a dzieci będą uczone homoseksualizmu w indoktrynacyjnych obozach prania mózgu. Każdy będzie mógł wybrać sobie płeć i zmieniać swoją seksualność jak rękawiczki.
Alarm w obronie płci biologicznej, tradycyjnych ról męskich i damskich, i patriarchalnego modelu rodziny podniósł się po przyjęciu przez polski sejm „Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Rozumiem zarzuty o wątpliwości natury legislacyjnej i zdroworozsądkowej. Rzeczywiście, wdrożenie zapisów dokumentu przywianego przez zalatujący siarką wiatr przemian jest w polskich warunkach średnio sensowna. Nie mamy przecież społeczeństwa wielokulturowego, mamy natomiast narzędzia prawne, instytucje i służby, które chronią przed przemocą zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Nie ma sensu wymyślać prochu. Co nie znaczy, że konwencja została przyjęta niepotrzebnie.
Najwięcej kontrowersji wzbudza termin „płeć społeczno-kulturowa”. Podniósł się krzyk, że jakaś społeczno-kulturowa płeć zastąpi płeć biologiczną. Płeć biologiczna nie jest zagrożona. Pojęcia owe istnieją równolegle, nie ma pomiędzy nimi konfliktu, gdyż opisują odmienne zjawiska. Dziecko rodzi się jako chłopiec lub dziewczynka. Zdarzy się czasem, że urodzi się hermafrodyta i nie wiadomo co z tym zrobić, wtedy lekarze pospołu z rodzicami podejmują szybką decyzję i małym ciach-ciach załatwiają tożsamość płciową małemu człowieczkowi. Przynajmniej tę w majtkach, bo ta prawdziwa mieszka w zakamarkach mózgu, gdzie nie tak łatwo wejść ze skalpelem. Ale to temat na zupełnie osobny felieton. Płeć biologiczna jest więc terminem anatomicznym, opisującym charakterystyczne biologiczne cechy płciowe danej osoby.
Czym zatem jest płeć społeczno-kulturowa? Co znaczy ten termin, który wzbudza na prawicy atawistyczny lęk? Sprawa jest prosta i obecna w każdej rodzinie i systemie religijno-społecznym. Od zawsze! Społeczno-kulturowa konstrukcja płci rozpoczyna się od momentu, gdy rodzice dowiadują się o biologicznej płci dziecka, co w czasach ultrasonografu z reguły zdarza się przed narodzeniem bobasa. Oprócz tego, że chłopiec ma siusiaka (płeć biologiczna), powinien od urodzenia wyglądać jak chłopiec. Kupujemy mu więc niebieskie śpioszki i wózek w samochodziki. Dziewczynce malujemy pokój na różowo, a w cieniutkie niemowlęce włoski wplatamy kokardkę. Właśnie rozpoczęliśmy proces społeczno-kulturowego modelowania płci. Każdy sklep z zabawkami służy pogłębianiu tej praktyki, bajki, kreskówki i dziecięce zabawy również. W dziale niebieskim znajdziemy pociągi, miecze i samochody, ewentualnie misie; w części różowej królują lale, małe wózeczki, domki dla lalek, małe kuchnie z minirondelkami i oczywiście kucyki. Od najmłodszych lat społecznie wpajane są też zachowania: u chłopców tępi się wrażliwość i atrybuty zachowań uważanych za kobiece. „Jęczysz jak baba”, „rzucasz jak dziewczyna”, „chłopaki nie płaczą” – powtarzamy naszym synom od małego. Analogicznie: chłopaczary straszymy smutnym staropanieństwem. Dziewczynki powinny nauczyć się jak być grzeczną, usłuchaną, zorganizowaną i skromną. Nie powinny za głośno się bawić, za szybko biegać, czy wdawać w bójki. Powinny zakładać nóżkę na nóżkę i zgłaszać się do odpowiedzi przez podniesienie w górę dwóch paluszków. Mają wyrosnąć na przykładne, posłuszne żony i przekazać ten wzorzec swoim córkom. Chłopców przygotowujemy do roli przywódczej: mają rządzić, chronić i wymagać posłuszeństwa, a jak trzeba lać w mordę, wroga rzecz jasna.
Tak było od wieków i tak ma zostać – grzmi prawica i kościelni hierarchowie. Z pierwszym ciężko się nie zgodzić, przez wieki ludzie wierzyli też, że słońce jest bogiem, ziemia płaska, a choroby biorą się od rzucanych przez wiedźmy klątw. Nieświadomość jest gwarantem utrzymania status quo. Dlaczego komunistyczne władze niechętnie wydawały paszporty i zezwalały na wyjazd na Zachód? Bo pojechał jeden z drugim, napatrzył się na kolorowy świat i pełne półki. Wrócił i opowiada innym, ferment i defetyzm sieje. Ludzie zaczynają zadawać niewygodne dla władzy pytanie: dlaczego u nas jest tak szaro i nie ma bananów? Podobny mechanizm działa w przypadku niechęci do wpuszczania do programów szkolnych elementów socjologii płci, albo – niech będzie – ideologii gender. Dziewczynki być może zaczną zadawać sobie i rodzicom niewygodne pytania. Dlaczego mama pracuje na etacie w biurze lub sklepie, a na drugim w domu – sprzątając, gotując i zajmując się dziećmi? Dlaczego mama podaje tacie obiad, a nigdy odwrotnie? Dlaczego pracując na identycznym stanowisku, kobiety zarabiają mniej od mężczyzn? Dlaczego trudniej im w pracy awansować? Czy posiadanie waginy to wystarczający powód, żeby nie móc odprawić mszy świętej? I tak dalej.
Świadomość tworzy wybór. Każdy człowiek ma prawo do takich poglądów i takiego życia, na jakie się zdecyduje. Rozumiem, że są kobiety, które w tradycyjnym patriarchalnym związku znajdują spełnienie i bezpieczeństwo. Proszę bardzo. Są też takie, którym nie odpowiada rola kury domowej gotowej na spełnianie zachcianek pana i władcy. Jest szansa, że po wprowadzeniu konwencji będzie ich więcej. Wiedza to potęga.
Grzegorz Dziedzic
fot.Yoan Valat/EPA