Marihuana, trawka, maryśka, gandzia, ziele – susz z kwiatostanów konopi indyjskich. Jest już legalna w stanie Illinois, na razie tylko jako lekarstwo, ale to pierwszy krok do powszechnej legalizacji. Pacjenci i amatorzy marihuanowego dymu nie kryją radości, przeciwnicy biją na alarm. Ziołowy susz stał się przedmiotem politycznej, społecznej i medycznej debaty.
Pilotażowy program zastosowania marihuany do celów medycznych ma trwać do roku 2017. Pierwsza grupa – ok. tysiąca zarejestrowanych pacjentów będzie mogła kupić lecznicze ziele w 52 punktach dystrybucyjnych. Kolejnych 14 tysięcy rozpoczęło procedury rejestracyjne. Wydano 18 pozwoleń na uprawę konopi. Tysiące pacjentów cierpiących na choroby nowotworowe i neurologiczne odetchnęło z ulgą. Nawet bardziej od nich cieszą się palacze marihuany, którzy i tak palą jointy bez względu na ich legalny status. Legalizacja ułatwi im dostęp do towaru najlepszej jakości, jak również otworzy drogę do powszechnej legalizacji trawki, jak stało się w stanach Kolorado i Waszyngton. Badania Gallupa pokazują, że 58 proc. Amerykanów popiera całkowitą legalizację marihuany. W grupie wiekowej 18–29 lat poparcie sięga 67 procent.
Upalony jak jaskiniowiec
Jeśli prostytucja jest najstarszym zawodem świata – trawka jest pierwszą używką stosowaną przez nasz gatunek w celu zmiany świadomości. Pierwsze dowody jej używania pochodzą z neolitu. Na terenie dzisiejszego Pakistanu archeolodzy odkryli grób sprzed 12 tys. lat. Obok należącego do mężczyzny szkieletu leżał pojemnik z marihuaną i fajka do jej palenia. Konopie były i są używane w wielu kulturach, zarówno w tradycyjnej medycynie, przy rytualnych obrzędach i dla zabawy. Przez tysiące lat ludzkość paliła kwiatostany, a z reszty rośliny wyrabiała sznurki, buty i ubrania. Dopiero w latach trzydziestych ubiegłego wieku, zaraz po prohibicji, rozpoczęła się nagonka na marihuanę, zakończona jej delegalizacją i penalizacją posiadania. Dyrektor Biura ds. Narkotyków i Niebezpiecznych Leków (Bureau of Narcotics and Dangerous Drugs) Harry Anslinger rozpoczął pierwszą oficjalną antynarkotykową kampanię. Sprawa miała wyraźny podtekst polityczny i rasistowski – trawkę palili głównie Murzyni i Latynosi. Czarnoskórzy muzycy jazzowi nazywali marihuanę „reefer”. Anslinger za pośrednictwem mediów rozpowszechniał budzące trwogę historie o brutalnych zbrodniach dokonywanych przez upalone murzyńskie bestie. W społecznej świadomości zagościł obraz czarnoskórego mężczyzny, który ogarnięty marihuanowym szaleństwem (reefer madness) gwałci białe kobiety. Wystarczyło – Amerykanie uwierzyli urzędnikom, a konopny susz trafił na listę substancji zakazanych – na równi z heroiną i kokainą.
Joint z apteki
W Stanach Zjednoczonych preparaty zawierające marihuanę pojawiły się w aptekach na początku XX wieku. Firmy farmaceutyczne takie jak Ely Lilly, Parke Davis i Merc sprzedawały je jako popularne leki nasenne. Po delegalizacji w 1937 r. administracja nie chciała słyszeć o jakiejkolwiek formie używania trawki. Pierwszym pacjentem w Stanach Zjednoczonych, który mógł ją palić jako lekarstwo, był Robert Randall, który w 1976 r. przekonał waszyngtoński sąd federalny, że tylko marihuana powstrzymuje jego postępującą jaskrę. Pozwolenie zostało jednak cofnięte po dwóch latach. W roku 1992 AIDS zbierał śmiertelne żniwo; 15 zarażonych wirusem HIV pacjentów było próbnie leczonych marihuaną, jednak wobec wzrastającego w tym czasie zapotrzebowania na lek – rząd zapobiegawczo zamknął ten program. Rozczarowani pacjenci zaczęli hodować konopie własnym sumptem i zrzeszać się pod hasłem: „sadzić, palić, zalegalizować”. Pierwsze prawo zezwalające na uprawę marihuany do własnych medycznych potrzeb zostało uchwalone w Kalifornii w 1996 roku. Rozpoczął się proces legalizacji i depenalizacji. W chwili obecnej 23 stany zezwalają na używanie marihuany w celach medycznych, a dwa z nich – Kolorado i Waszyngton sprzedają ją wszystkim dorosłym amatorom zielonego suszu.
Konopie są łatwe i tanie w uprawie, szybko rosną. Z biznesowego punktu widzenia zielony interes jest interesem złotym"
THC na raka, CBD na stwardnienie
Lista chorób, które mogą być leczone marihuaną, zawiera w Illinois 37 pozycji i pozostaje otwarta. Wśród schorzeń znajdujemy choroby nowotworowe (marihuana może być stosowana w łagodzeniu skutków chemioterapii i pobudzaniu apetytu), neurologiczne (stwardnienie rozsiane, parkinsonizm) i reumatyczne (artretyzm). Lekarz internista dr Dorota Prusek podpisała dotychczas jedną aplikację niezbędną przy złożeniu podania o leczenie medyczną marihuaną. Pacjentka, która chce poddać się nowej terapii, od lat cierpi na fibromialgię, chorobę powodującą ostre bóle mięśni. Dr Prusek ma nadzieję, że CBD – jeden z aktywnych składników marihuany – złagodzi objawy choroby. Do legalizacji medycznej marihuany podchodzi ostrożnie, ale z nadzieją. – Marihuana, a właściwie jej główny czynny składnik – THC – ma od lat zastosowanie w onkologii. Badania, z którymi się zapoznałam, rzeczywiście wykazują, że jej medyczne zastosowanie może być szerokie, natomiast jest za wcześnie, aby mówić o rzeczywistych wynikach leczenia marihuaną i zawierającymi ją preparatami.
Dr Prusek zaznacza, że przepisywanie leków wiąże się z odpowiedzialnością lekarza, który powinien być właściwie przeszkolony, zanim wypisze receptę na leczniczego skręta. – Nie mamy na razie żadnych treningów, ale wiem, że są planowane. Potrzebujemy poznać te leki, ich rodzaje, nazwy i dawkowanie.
Kontrowersje
– Większość pacjentów istniejących programów leczenia marihuaną to biali mężczyźni zgłaszający się do lekarzy z bólem pleców. To ludzie chorzy, tyle że na chemiczne uzależnienie – mówi Ala Hołyk, psycholog, koordynatorka polskiego programu leczenia uzależnień w chicagowskim Haymarket Center, która jest przeciwna legalizacji marihuany do celów medycznych. – Kiedy patrzę na ludzi chorych, to im współczuję i chciałabym pomóc, ulżyć im w cierpieniu. Legalizacja medycznej marihuany uruchomi lawinę przypadków, w których zdrowi ludzie będą symulować symptomy chorobowe, aby w legalny sposób mieć dojście do sporych ilości (do 70 g co dwa tygodnie – przyp. red.). Podobne próby wyłudzenia recept zdarzają się często i dotyczą leków opiatowych i uspokajających.
Pytamy Alę Hołyk o zagrożenia płynące z używania marihuany. – Pamiętajmy, że marihuana nie jest, jak ją przedstawiają zwolennicy, substancją bezpieczną i niewinną. Przede wszystkim uzależnia, co prawda psychicznie, ale mocno. Poza tym istnieją badania wskazujące na związek palenia marihuany i uszkodzeń mózgu, a co za tym idzie inteligencji, pamięci i koncentracji. Szczególnie dotyczy to ludzi młodych i dzieci, które coraz wcześniej sięgają po jointa. W Kolorado grupa wiekowa, wśród której zanotowano największy wzrost spożycia marihuany, to dzieci w wieku 12–17 lat. Nie wiemy jeszcze jak palenie marihuany wpłynie na ich rozwijające się mózgi. Nie ma porządnych, długofalowych badań, które potwierdzają, jakoby marihuana była jedynym wyjściem, że inne leki nie będą podobnie lub bardziej skuteczne. Na legalizację jest za wcześnie.
Terapeutka podkreśla, że przekaz, jaki płynie do młodego pokolenia, jest niepokojący. Do świadomości dzieci i młodzieży dociera wiadomość, że mają do czynienia z substancją bezpieczną, lekiem, którego używanie nie niesie żadnych konsekwencji. – A to nieporozumienie. Negatywne konsekwencje legalizacji będą prawdopodobnie większe niż jej benefity.
Zwolennicy medycznej marihuany, podpierając się wynikami testów klinicznych, cieszą się, że marihuana znowu jest na liście leków. Przeciwnicy leczenia marihuaną podnieśli raban, strasząc katastrofalnymi konsekwencjami: medycznymi, społecznymi i moralnymi. Oni również prezentują wyniki badań naukowych potwierdzających tezę o szkodliwości tej substancji.
Zielone złoto
Konopie są łatwe i tanie w uprawie, szybko rosną. Z biznesowego punktu widzenia zielony interes jest interesem złotym. Szacuje się, że stan Kolorado w 2014 r. zarobił na podatkach ze sprzedaży marihuany blisko 40 mln dolarów. Gdyby marihuana trafiła do powszechnego użytku we wszystkich 50 stanach, do państwowej kasy co roku trafiałoby, bagatela, 3 mld dolarów, nie licząc zawrotnych sum, jakie państwo zaoszczędziłoby na walce z nielegalną marihuaną. Przy pełnej legalizacji marihuany (w tym do użytku rekreacyjnego) stan Illinois zarabiałby na podatkach ok. 125 mln dol. rocznie. Wartość rynku medycznej marihuany już za rok ma sięgnąć w Illinois 36 mln dolarów.
Póki co całkowita legalizacja to być może pieśń przyszłości, a strony w legalizacyjnym sporze prezentują sprzeczne wyniki naukowych badań. Każde „za” ma swoje poważne „przeciw”. Potrzebne są rzetelne badania: nad konsekwencjami i korzyściami używania marihuany. Najwyższy czas odłożyć na bok emocje i skoncentrować się na naukowych faktach, wielowymiarowo badając wpływ marihuany na zdrowie fizyczne, psychiczne i na układ nerwowy, jak również społeczne konsekwencje jej używania. Program leczenia medyczną marihuaną właśnie ruszył w Illinois, a pierwsze krzaki w szklarniach już rosną. Za kilka miesięcy skręty na receptę trafią do pacjentów. Wydaje się, że to właśnie oni posłużą jako króliki doświadczalne.
Grzegorz Dziedzic
Na zdjęciu głównym: Formy, w jakich może być sprzedawana medyczna marihuana fot.Blausen.com staff./Wikipedia/pixabay.com