Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 04:24
Reklama KD Market

Orędzie pobożnych życzeń

Prezydenckie orędzie o stanie państwa to odprawiany corocznie ceremoniał. Traktowany jest w Waszyngtonie z pełną powagą, choć cieszy coraz mniejszym zainteresowaniem Amerykanów.

Tegoroczne wystąpienie prezydenta obejrzało niewiele ponad 31 milionów Amerykanów. To jeden z najgorszych wyników w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Dla porównania – kilka dni wcześniej mecz playoff między drużynami futbolu amerykańskiego Dallas Cowboys i Green Bay Packers obejrzało o 13 milionów więcej widzów.

Wielu oglądających wtorkowe wystąpienie prezydenta mogło się zdziwić. Kto wygrał listopadowe wybory do Kongresu? Republikanie czy demokraci? Podbudowany skokiem popularności w sondażach prezydent tryskał energią i optymizmem, przedstawiał swoją wizję świata i wzywał do reform. Tymczasem na Kapitolu to nie on, ale republikanie będą przez najbliższe dwa lata rozdawali karty. A z ich punktu widzenia program Obamy jest zaprzeczeniem republikańskiej filozofii ograniczania roli państwa. Prezydent proponuje bowiem więcej wydatków budżetowych oraz więcej regulacji.

Sukcesy i przemilczenia

– Orędzie o stanie państwa jest zawsze okazją dla prezydenta do przekazania swojej wizji i przedstawienia propozycji. Republikanie, którzy są dziś odpowiedzialni za Kongres, mają także okazję do zgłoszenia swoich własnych. To początek procesu, który powinien przynieść owoce – mówił jeszcze przed wystąpieniem swojego szefa David Simas, dyrektor biura politycznego Białego Domu.



Obama ogłosił wszem i wobec zakończenie kryzysu. Z dumą mówił o poprawie na rynku pracy, pomijając dyskretnie kwestię stagnacji płac i długoterminowego bezrobocia całych grup zawodowych. Takich przemilczeń było dużo więcej. Gdy Obama z dumą ogłaszał spadek deficytu budżetowego, nie wspomniał, że za czasów jego prezydentury dług publiczny osiągnął astronomiczną wysokość ponad 17 bilionów dolarów.

Obrońca klasy średniej

Ponieważ „się poprawiło”, Obama zdecydował się na zgłoszenie całego szeregu propozycji, które zgodnie z regułami politycznego marketingu powinny utrwalić jego wizerunek jako obrońcy interesów klasy średniej. Stąd apel do Kongresu, aby ten uchwalił ulgi podatkowe dla osób płacących za opiekę nad małymi dziećmi. Starszym rodzicom, usiłującym wykształcić dzieci, oraz uczniom ostatnich klas szkół średnich Obama zaproponował bezpłatne dwuletnie studia na lokalnych college’ach publicznych (community colleges). Zgodnie z jego projektem trzy czwarte kosztów czesnego pokrywałoby państwo federalne, resztę poszczególne stany. Temu samemu celowi miałyby służyć propozycje przyznania wszystkim pracownikom prawa do tygodniowego urlopu zdrowotnego, który można by było wykorzystać przypadku własnej choroby lub kogoś z rodziny oraz do podwyższenia płacy minimalnej.

Pieniądze na sfinansowanie tych inicjatyw miałyby pochodzić z podniesienia podatków od zysków kapitałowych dla najbogatszych. Osoby z dochodami powyżej pół miliona dolarów rocznie musiałyby odprowadzać 28 proc. z zysków inwestycyjnych. Taka stawka obowiązywała zresztą za prezydentury republikanina Ronalda Reagana (obecnie najwyższa stawka wynosi 23,8 proc.). Prezydent chce także zlikwidować luki prawne pozwalające najbogatszym Amerykanom na obchodzenie fiskusa. Nie przypadkiem więc „Wall Street Journal” zaczął porównywać Obamę do Robin Hooda, choć my pewnie wybralibyśmy polsko-słowackiego Janosika.



Para w gwizdek

Mimo wzrostu wskaźników popularności prezydenta do najwyższego poziomu od kilkunastu miesięcy, większość tych propozycji jest z góry skazana na porażkę, czyli jak mówią Amerykanie – is dead on arrival. Obama mrugał okiem do kamer, stać go było na ciętą ripostę, kiedy w chwili, gdy powiedział, iż nie będzie już musiał walczyć w kolejnych kampaniach, republikanie zaczęli bić brawo. Nie zmienia to jednak podstawowego faktu – prezydent przemawiał do Kongresu, w którym nie może liczyć na poparcie większości. Zatem gros jego propozycji, zwłaszcza dotyczących kwestii socjalnych, nie była niczym innym niż listą pobożnych życzeń mających podbić jedynie słupki w sondażach.

Z replik republikanów wynika, że są tylko trzy obszary, w których Biały Dom mógłby liczyć na wsparcie prawej strony – walka z terroryzmem i cyberprzestępczością, rozszerzanie strefy wolnego handlu oraz reforma podatkowa. O podnoszeniu płacy minimalnej, płatnych dniach chorobowych, czy darmowych 2-letnich college’ach nie ma w ciągu najbliższych dwóch lat co marzyć. Po reakcji sali widać było, że nie ma też większych szans na zniesienie obowiązującego od ponad pół wieku embarga na Kubę.

Utrwalanie podziałów

Republikańska replika na orędzie, wygłoszona przez Joni Ernst, młodą senator ze stanu Iowa, była znamienna. Zamiast krytykować punkt po punkcie program Obamy przypomniała po prostu, kto wygrał ostatnie listopadowe wybory. – To my będziemy decydować o przyszłości kraju – to wiadomość przekazana do Białego Domu. Wszystko wskazuje więc na to, że będziemy mieli kolejne dwa lata politycznego pata. Od dawna nie zdarzyło się bowiem, aby prezydent w swoim orędziu tyle razy groził Kongresowi skorzystaniem z prawa weta. Dlatego orędzie bardziej wyglądało na próbę wyraźnego określenia własnych pozycji i pola walki przed nadchodzącą bitwą niż przełamywanie podziałów. W ten sposób zaczęły się wielkie polityczne harce przed kampanią do wyborów w 2016 roku. Zacznie się ona wcześniej, niż się wydaje. Już za kilka miesięcy zacznie się pierwszy proces selekcji kandydatów obu partii do Białego Domu.

Imigracyjne dylematy

Znamienne w przemówieniu Obamy było przejście obok problemu imigracji. Tajemnicą poliszynela jest, że prezydenckie rozporządzenia o odroczeniu deportacji 4–5 milionów nieudokumentowanych cudzoziemców są dla republikanów solą w oku. Prezydent wspomniał jedynie o ciężkim losie rozłączanych rodzin. Natomiast ku zaskoczeniu wszystkich to kongresman Carlos Curbelo, któremu powierzono wygłoszenie oficjalnej republikańskiej repliki dla hiszpańskojęzycznych wyborców, zaczął obiecywać wprowadzenie „rozsądnych” zmian w prawie imigracyjnym. Co ciekawe – ten fragment wystąpienia nie znalazł się w niemal identycznym tekście angielskiej repliki senator Joni Ernst. Republikanie wiedzą jednak, że prezydenckich wyborów nie uda się już dziś wygrać bez poparcia rosnącej w siłę latynoskiej mniejszości. To jedyna nadzieja, że nowy Kongres pochyli się jednak nad problemem imigrantów. Ale i to też może okazać się pobożnym życzeniem wrzuconym do tego samego worka, co najnowsze propozycje Baracka Obamy.

Jolanta Telega

[email protected]

fot.Mandel Ngan/Pool/EPA

US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address.

US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address.

epa04572147 US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address before a joint session of Congress on the floor of the US House of Representatives in the US Capitol in Washington, DC, USA, 20 January 2015. EPA/JIM LO SCALZO

US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address.

US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address.

epa04572225 US President Barack Obama delivers his 6th State of the Union address before a joint session of Congress on the floor of the US House of Representatives in the US Capitol in Washington, DC, USA, 20 January 2015. EPA/ASTRID RIECKEN

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama