Od zbrodni, która wstrząsnęła chicagowską Polonią minęło dwa i pół miesiąca. W jednej chwili, w niedzielny, jesienny poranek napad okrutnego szału kazał Maciejowi Kotlińskiemu zamordować swoją partnerkę i starszą córkę. Młodszą oszczędził. Emocje opadły, spekulacje ustały, pozostała codzienność. A z nią mierzy się matka zamordowanej, która opiekuje się wnuczką Gabrysią.
Małgorzata Kosińska, matka Anny, babcia Victorii i Gabrysi, o tragedii dowiedziała się z Facebooka, w swoim łódzkim mieszkaniu, o 3 nad ranem. Tego samego dnia przyleciała do Chicago. Nie chce mówić o swojej pierwszej reakcji, ale jaką można mieć reakcję, kiedy wali się świat? Pani Małgorzata opowiada ze spokojem, ale historia rwie się. To przecież dopiero 2,5 miesiąca, a jakby wczoraj. W Polsce zostawiła wszystko: pracę, mieszkanie, rodzinę, przyjaciół. Powód, dla którego być może przyjdzie jej w Chicago zostać na stałe, ma trzy i pół roku, blond loki i piękne niebieskie oczy.
- Mam Gabrysię, mam cel w życiu, muszę być silna. - mówi Małgorzata Kosińska. Nie chce rozmawiać o szczegółach tragedii, powtarza, że jej córka i wnuczka zginęły przez ślepą wiarę Anny w możliwość pomocy psychicznie choremu Maciejowi. - Ania coś przeczuwała, mówiła, że gdyby coś jej się stało, żeby zaopiekować się dziewczynkami.
Pani Małgosia jest pod opieką psychologa, co pozwala jej powoli dochodzić do ładu z kotłującymi się emocjami. Gabrysia, jak zwykle w przypadkach dziecka dotkniętego traumą, także objęta jest opieką terapeutyczną. Patrząc na nią nikt nie domyśliłby się, jak straszliwych wydarzeń była świadkiem. Gabrysia uśmiecha się, psoci, ogląda kreskówki i opiekuje się pluszakami. Jest rezolutna i otwarta. Dobrze śpi, na jej rysunkach nie widać śladów traumy. Parę dni temu zaczęła chodzić do przedszkola, dobrze radzi sobie z rówieśnikami. Gabrysia z babcią mieszkają u swojej matki chrzestnej – Ewy, której córkę traktuje jak siostrę. Często wspomina mamę, czasem w niespodziewanym momencie, w znajomym miejscu, np. w sklepie. Jest spokojna, wie, że mama ją kocha, jest w niebie i obserwuje ją z góry. Niedawno Gabrysia oznajmiła, że mama odwiedziła ją: - Mama tu była. Powiedziała, że teraz mam tu mieszkać i poszła do nieba.
Czasem Gabrysia opowiada, z fotograficzną dokładnością szczegóły, o tym, co tata zrobił mamie. O tym, że wbijał w mamę nóż, a później zabił psa. O ojcu wie tyle, że tata jest w szpitalu.
Według pani Małgorzaty, wnuczka zaskakująco dobrze radzi sobie z dramatem, jaki przyszło jej przeżyć. Ma nadzieję, że Gabrysia jest na tyle mała, że będzie mogła przeprocesować traumę i mimo niej – mieć spokojne i szczęśliwe życie. Psychologowie potwierdzają, że jest na to spora szansa, ale z traumą nigdy nie wiadomo, szczególnie tak głęboka potrafi wrócić po wielu latach i zamienić życie w koszmar. Pani Małgorzata zdecydowała, że zrobi, co tylko można, żeby Gabrysi pomóc.
Proces Macieja Kotlińskiego dopiero ma się rozpocząć, Małgorzata Kosińska nie ma pojęcia, co się z Maciejem dzieje, czy jest w szpitalu, czy w więzieniu. Nie chce o nim mówić. Ma tylko żal, że ze strony jego rodziny nie otrzymała żadnego wsparcia, ani pomocy. O wszystko musiała martwić się sama, załatwić mnóstwo formalności, a przecież nie mówi po angielsku. Niestety nie wszyscy wykazali się taktem i delikatnością, są przecież ludzie, którzy wykorzystają każdą okazję, żeby bliźniemu dokopać. Pani Małgorzata nie chce roztrząsać, ani komentować absurdalnych plotek, jakoby miała sobie przywłaszczyć część pieniędzy, ale przyznaje, że nauczyło ją to ostrożności. - Nie chcę być rozpoznawalna, dlatego nie zgadzam się na publikację moich zdjęć. Po tragedii media posunęły się za daleko, jedna z gazet epatowała okrucieństwem, dali tytuł "morderca zaszlachtował rodzinę". A przecież szlachtuje się świnie, jak tak można?
Podkreśla ogrom pomocy i dobra, jaki otrzymała w Chicago od życzliwych jej ludzi. Pomagają znajomi i rodzina, ale też ludzie pozornie obcy. Wspomina choćby czarnoskórą pracownice prosektorium, gdzie musiała zidentyfikować ciała Ani i Viktorii. Kobieta, gdy dowiedziała się, co się stało, wyszła zza biurka i uściskała ją, jak siostrę. Pani Małgorzata mówi, że gdyby nie spontanicznie zorganizowana pomoc Polonii, nie miałaby środków, by pochować „jej dziewczynki”. Pogrzeb kosztował 13 tys. dolarów. Wystarczyły pieniądze zebrane w domu pogrzebowym, w czasie imprez polonijnych i przez znajomych Ani. Pani Małgorzata jest wdzięczna wszystkim, którzy wsparli ją i Gabrysię w tych niewyobrażalnie ciężkich chwilach.
- Pragnę podziękować, również w imieniu Gabrysi – proboszczowi parafii św. Franciszka Borgii, ks. Ryszardowi Miłkowi oraz ks. Markowi, Ani Wojtak i Darkowi, Ani Biedrzyckiej, Renacie Adamczyk, dr Marii Staisz, Kamili Rosińskiej, Marlenie Belcie, Karolinie i Henrykowi oraz pani Joannie z domu pogrzebowego, jak i wszystkim ludziom o dobrych sercach, którzy byli i są z nami. Dziękuję z całego serca.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Zdjęcie główne: Gabrysia ze starszą siostrą Victorią fot.Facebook
Życie w cieniu zbrodni. Matka zamordowanej Anny Kosińskiej opowiada o nowej rzeczywistości
- 12/14/2014 02:00 PM
Reklama