Podczas gdy wielu specjalistów wyjechało z Syrii, grupa chicagowskich lekarzy ryzykuje życiem, aby ratować chorych i rannych w syryjskiej strefie wojny. Leczą i operuja często bez elektryczności i koniecznych środków medycznych, bez znieczulenia, w czasie bombardowań.
Dr Samer Attar, chirurg ortopeda ze szpitala Northwestern Memorial, wyjeżdżał do Syrii wielokrotnie. NBC 5 przytacza jego relacje o operacjach przeprowadzanych – z braku miejsca - na noszach w korytarzu. Pacjenci to głównie cywilne ofiary bombardowań – z oparzeniami, urwanymi kończynami i innymi ciężkimi uszkodzeniami ciała.
Lekarze i personel pielęgniarski są często obiektami ataków, częściej niż w jakimkolwiek innym konflikcie zbrojnym. Według danych organizacji Physicians for Human Rights, w ciągu ostatnich trzech lat w Syrii zginęło 560 pracowników medycznych. Jednak chicagowscy lekarze podejmują ryzyko. Jeden z nich, dr Zaher Shahloul kieruje Syryjsko-Amerykańskim Towarzystwem Medycznym, które wysyła do krajów ogarniętych wojną, jak Syria, leki i sprzęt medyczny.
Szpitale potrzebują wszystkiego – sprzętu chirurgicznego, rękawiczek, aparatów rentgenowskich, a także worków na zwłoki.
W konflikcie syryjskim zginęło już 191 tys. ludzi, 3 mln uciekło z kraju i 6,5 mln tuła się po jego terytorium. Dla lekarzy każda misja może być ostatnia.
Wiele szpitali zostało przeniesionych pod ziemię. Pracują tam prądnice, ale wciąż brakuje wody, a wielu pracujących ludzi nie ma żadnych kwalifikacji medycznych.
Lekarze najbardziej przeżywają cierpienia rannych dzieci i ich śmierć.
(kc)
fot.Yannis Kolesidis/EPA
Reklama