Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 20:15
Reklama KD Market

(Nie)pokonani. Dziwna choroba

Poznałem w życiu wielu alkoholików. Jedni wciąż piją, inni przestali. Ci, którzy wytrzeźwieli, z reguły mają się świetnie, pijący z reguły mają się kiepsko. Kilku nie żyje, zapili się na śmierć, reszta w najlepszym razie zatruwa życie swoim bliskim.


Alkoholizm dotyczy wszystkich warstw społecznych – w równym stopniu dotyka lekarzy, księży, hydraulików, artystów i biznesmenów. Są alkoholicy weseli i smutni, fascynujący i beznadziejnie nudni, zwykłe chamy i ludzie o ogromnej wrażliwości. Nigdy nie spotkałem dwóch takich samych alkoholików, każdy inny, każdy wyjątkowy. Tylko problem mają taki sam. Ani jeden z nich nie planował się uzależnić. Wypijając pierwsze piwo z kolegami w parku czy pierwszy kieliszek wódki na imprezie, nikt, absolutnie nikt, nie zamierzał zostać alkoholikiem, kiedy już dorośnie. Zanim uzależnienie objawi się jako chroniczna, postępująca i śmiertelna choroba, jest najpierw przyjemnością, sposobem na luz, ułatwieniem codzienności. Rozwiązuje języki, niemrawych uczy tańczyć, niskiemu doda wzrostu, brzydulę zamieni w wampa. Pożycza na wysoki, lichwiarski procent. Zanim roztrzęsie ręce, odbierze sen, wykręci żołądek, nim ześle obłęd i lęk – stanie się najpierw stylem życia, przyzwyczajeniem, rutyną. Miną długie lata, nim wystawi rachunek. Jak mawiał mój ojciec: „Nawet na alkoholizm trzeba sobie zapracować, synu”.





O własnej chorobie alkoholowej chory dowiaduje się ostatni. Bliscy wiedzą już od dawna, sąsiedzi i kumple też, pracodawca już upominał, złorzeczył, może i straszył zwolnieniem. Gadają za plecami, na początku cicho, bez pewności, w końcu z histeryczną pogardą. Cały świat już wie, a alkoholik jeszcze nie wie. Przecież czasami potrafi wypić tylko odrobinę, nie pić przez jakiś czas, zachować umiar. Powtarza sobie, że pije tak jak wszyscy. Próbuje rzucić siłą woli, przysięga i obiecuje, na darmo. Niewidzialna granica uzależnienia została przekroczona, stało się, klamka zapadła. Teraz alkoholik ma przed sobą nie lada zadanie – musi sam siebie przekonać, że alkoholikiem nie jest. Zmienia więc trunki, pije tylko w weekendy, nie pije przed południem. Zaczyna biegać i chodzić na siłownię, dbać o wygląd.


Coraz bardziej kłamie, szuka wymówek i usprawiedliwień. Porównuje swoje picie do picia innych. Każdy ma przecież wujka, kuzyna czy sąsiada, który pije koszmarnie, to on – ten to alkoholik! Ostatecznie można porównać się do tego brudnego żula, co o siódmej rano „wali hejnał” za sklepem. Pojawiają się pierwsze konsekwencje, a to DUI, a to z pracy zwolnili, a to film się urwał, a to pomyliła się ubikacja z szafą. Wątroba zaczyna puchnąć, twarz zaraz za nią. Znam faceta, który przed wyjściem z domu, stał przez pięć minut z głową w zamrażarce. Rano nudności, w nocy bania na dospanie, lęki zaczynają przybierać niepokojące rozmiary i kształty. Myśli nie idzie zebrać bez lufy, tym bardziej uspokoić roztrzęsionych rąk. W końcu alkoholik trafia do lekarza. Wychodzi z receptą na leki uspakajające i diagnozą depresji. Alkoholizmu lekarz nie stwierdza bo pacjent „właściwie to nie pije”.


[blockquote style="4"]Haymarket Center

120 N. Sangamon

Chicago IL 60607

(312) 226 7984 ext. 535, 313

[/blockquote]


Większość zdrowych psychicznie ludzi na wieść o rozwijającej się śmiertelnej chorobie wpada najpierw w popłoch, a chwilę później jest gotowa się leczyć. „Ma pan raka”. „Eee tam, do wesela się wklęśnie” – tak zachowuje się alkoholik zdiagnozowany z uzależnieniem od alkoholu. „Dam sobie radę sam, nie potrzebuję żadnej pomocy”. „Mogę przestać pić, kiedy tylko zechcę, a akurat dzisiaj nie chcę”. „Mój dziadek pił i palił, a dożył dziewięćdziesiątki”. Te i inne poglądy alkoholik powtarza z pełnym przekonaniem, nie ma w tym cienia fałszu, bo alkoholik święcie w nie wierzy.


Taka gra może trwać długie lata. Równia pochyła przybiera nachylenie mamuciej skoczni. W pewnym momencie, z reguły w burzliwych okolicznościach osiągniętego właśnie dna, zdarza się alkoholikowi rozbłysk świadomości: „Może coś jest nie tak z moim piciem...”. Ten, który w końcu dostrzeże swój własny dramat, to, że wódka odbiera mu wolność, zdrowie, rozum, wszystko po kolei – ten ma szansę przeżyć.


Alkoholizm to dziwna choroba. Anonimowi Alkoholicy mówią, że jest „potężna, podstępna i przebiegła”. Wygląda jak brak moralnych hamulców, wada charakteru albo rażący niedobór silnej woli. To wszystko skutki, a nie przyczyny alkoholizmu – poważnej, postępującej, chronicznej choroby mózgu.


Nieleczona zabija. W paskudny, absolutnie nieromantyczny, śmierdzący sposób. Powala wylewem, atakiem padaczkowym, zawałem serca, udusi wymiotami, zabija czołowym zderzeniem, stryczkiem, skokiem pod pociąg. Różnie. Zanim zabije, przeciąga chorego przez piekło. Pijący alkoholik może skończyć na trzy sposoby: w więzieniu, psychiatryku albo pod mostem. Może też podjąć najważniejszą decyzję w życiu: przestać pić i zrobić wszystko, aby pić nie zacząć.


Grzegorz Dziedzic


fot.jarmoluk/pixabay.com



Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama