Z okazji Dnia Dziękczynienia, który jak żadne inne amerykańskie święto, ma tak uniwersalny charakter, poprosiliśmy naszych Czytelników o podzielenie się kilkoma refleksjami związanymi z emigracją i tym, co jej zawdzięczają.
Kasia Booth, pielęgniarka, 17 lat na emigracji
Dziękuję ci emigracjo za danie mi szansy lepszego życia, gdzie edukacja i ciężka praca są doceniane. Na emigracji ukończyłam college, po którym dostałam dobrze płatną pracę, co umożliwiło mi kupno domu po roku pracy. Tęsknię za Polską, rodziną, tradycjami, ale zdaję sobie sprawę, że tu, na emigracji, mam lepsze szanse na godne życie.
Darek Bosek, 49 lat, kierowca ciężarówki, na emigracji od 22 lat
Jak co roku nadchodzi Dzień Dziękczynienia i jak co roku pada pytanie, czy mamy za co dziękować Ameryce i emigracji? Tak! Ja i moja rodzina jako emigranci mówimy: “dziękujemy Ameryko”! Dziękujemy ci za to, że przygarnęłaś nas do siebie, że dałaś do wyboru wiele dróg rozwoju, wiele możliwości, i za to, że w pewnym momencie uratowałaś mi życie. Dziękujemy ci, że mogliśmy przeżyć tu szczęśliwe 22 lata, że możemy się cieszyć z naszych dzieci i ich sukcesów, że możemy być wszyscy razem, co nie wszystkim rodzinom się udało. I jak co roku, zasiadając w czwartek z całą rodziną przy stole powiemy: “Boże pobłogosław Amerykę”.
Bogdan Ogórek, prezes Fundacji Kultury Tatrzańskiej, lat 43, na emigracji od 1988 roku
Emigracji dziękuję przede wszystkim za to, jakim dziś jestem człowiekiem. Gdyby nie to doświadczenie, nigdy nie dowiedziałbym się czym jest tęsknota za krajem, za krajobrazami, na rodziną. Te emocje prowadzą do docenienia skąd się pochodzi, zwyczajów, które chce się uchronić i ponieść ze sobą w świat. Emigracji dziękuję za to, co dziś mam: wspaniałą rodzinę, wspólnotę Kościoła i zrozumienie, jak ważne są moje korzenie.
Agnieszka Motyka, nauczycielka wychowania fizycznego, na emigracji od 17 lat
Emigracji mogę podziękować za drugą szansę w życiu. Pamiętam, kiedy otrzymywałam amerykańskie obywatelstwo, usłyszałam, że tylko niebo mnie ogranicza. I tak to czuję. Ten kraj pozwolił mi rozwinąć skrzydła, nauczył tolerancji, poczucia wolności i swobody. Emigracja zmieniła mnie, mają osobowość. Dodała mi wiary w siebie i optymizmu. Życzliwość Amerykanów, nawet jeśli czasami powierzchowna, zawsze wprawia mnie w dobre samopoczucie. Tu się żyje dużo łatwiej. Co nie oznacza, że początki nie były trudne. Ale dziś cieszy mnie to, że mogę pracować w swoim zawodzie, że udało mi się to osiągnąć, że mogę podóżować, nurkować, ścigać się na rowerze... Nie oznacza to, że odcinam się od swoich korzeni, kultury i tradycji. Kocham swój rodzinny kraj. Dziękuję emigracji za możliwość czucia się równocześnie i Polką, i Amerykanką. To bardzo ubogaca.
Anna Anya Dudzik, agent pośrednictwa handlu nieruchomościami, na emigracji 33 lata
Ameryce zawdzięczam bardzo wiele. Tu poznałam męża i tu urodziła się, wychowała i wykształciła moja córka. Tu, w Stanach, jest mój dom i moja ojczyzna. Tu umarła moja matka i mój mąż. Obok jego grobu jest miejsce dla mnie. Nie umiałabym żyć w Polsce, która jest tak innym krajem od tego, jaki zostawiłam 33 lata temu. W USA osiągnęłam sporo w sferze zawodowej - miałam interesujące prace i przyzwoite zarobki. Już dwa lata po przyjeździe do Stanów zwiedziłam Hawaje. Coś, czego nie doświadczyłabym prawdopodobnie nigdy, pozostając w Polsce. Potem były podróże po całym świecie, a wrażenia i wiedza z nich są skarbem mojego życia. Powodziło się nam dobrze, mieliśmy piękny dom. Jestem przekonana, że pochodząc z małego miasteczka na Mazurach, bez żadnych koneksji rodzinnych, nigdy nie odniosłabym takiego sukcesu osobistego, zawodowego i finansowego. Moim udziałem stał się "american dream" - to zadziwiające, ale prawdziwie amerykańskie zjawisko.
Przyjechałam do Stanów w 1981 r. tuż przed ukończeniem 28 lat. Zdaje sobie sprawę, że należę do emigracji pokolenia przyjętego bardziej życzliwie, niż kiedykolwiek w historii. Był to czas Solidarności i polskiego papieża. Cały świat patrzył na Polskę i nas Polaków z podziwem i szacunkiem. Z moim pokoleniem emigranckim skończyły się poniżające żarty o Polakach. W dniu śmierci Jana Pawła II "Chicago Sun-Times” napisał, że papież zabrał do grobu resztę niesmacznych żartów o Polakach.
Aniela Angie Bartoszek, emerytowana nauczycielka, była pracownica administracji Chicago Public Schools, działaczka organizacji polonijnych, na emigracji 48 lat
W Stanach Zjednoczonych spełniłam się na polu pracy zawodowej i społecznej. Całe życie ciężko pracowałam i udzielałam się społecznie oraz pomagałam innym, a moje osiągnięcia są moją nagrodą.
Przyjechałam z Polski jako pedagog z małym stażem pracy zawodowej, zostawiając pracę dyrektora wieczorowej szkoły rolniczej w Głogoczowie pod Krakowem, przywożąc tu marzenia pracy w szkolnictwie i bycia pożyteczną w społeczeństwie nowego kraju. Początki były bardzo trudne z braku znajomości języka angielskiego, ale dzięki sobotniej szkole ZNP, pracę w szkolnictwie podjęłam niemal natychmiast. Pracowałam też w fabryce, w biurze i w szkolnictwie polonijnym, a po wieczorowych studiach w szkolnictwie amerykańskim, w college'u i w administracji kuratorium CPS. Wpajałam uczniom dumę narodową i poczucie przynależności do narodu o chrześcijańskich wartościach.
Jako administrator, organizując szkolenia dla pedagogów pod nazwą Pulaski Institute Day, zachęcałam do korzystania z planów lekcyjnych o polskim dziedzictwie kulturowym i o gen. K. Pułaskim; do dziś są dostępne w Internecie na witrynie CPS. Udało mi się nakłonić amerykańskiego autora do napisania książki dla dzieci pt. "Twice a Hero" o Tadeuszu Kościuszce.
Jestem Polką i Amerykanką. Kocham oba kraje - ojczyznę, która mnie wydała, wpoiła wartości chrześcijańskie i kocham kraj, który dał mi możliwość osiągnięcia tego, kim teraz jestem. Dobrze mi w Ameryce. Nie zamierzam wracać do Polski, ale gdyby była taka konieczność, to wiem, że tam też byłabym pożyteczna.
Maria Roszek - Kucharski, działaczka Kongresu Polonii Amerykańskiej, wydziału na stan Illinois, 40 lat na emigracji
Święto Dziękczynienia zawsze budzi we mnie refleksje. Zawsze sama siebie pytam - czy mam za co dziękować Bogu? Ja mam. Wyjechałam z Polski w listopadzie 1974 roku. Opuściłam swoją ojczyznę zniewoloną komunizmem, gdzie chcąc kupić telewizor trzeba było mieć znajomości, nie mówiąc już o produktach takich jak: szynka, kawa itd.
Przyjechałam do USA. niemalże w wigilię Święta Dziękczynienia. Po raz pierwszy poznałam smak pieczonego indyka. Zachłysnęłam się poczuciem wolności. Mogłam swobodnie wyrażać swoje poglądy na każdy temat bez obawy, że mogę za to drogo zapłacić. Z dnia na dzień polepszała się moja pozycja finansowa. Dziękuję losowi również za to, że ominął mnie horror stanu wojennego w Polsce. W nowej ojczyźnie spełniła się większość moich marzeń. Mam dom, samochód, zwiedziłam prawie wszystkie zakątki świata. Zdrowie też dopisuje. Czego chcieć więcej? Tylko Bogu dziękować.
Po upadku rządów komunistycznych myślałam o powrocie do starego kraju. Niestety, zmieniłam zdanie. Doszłam do wniosku, że w Polsce nie jest tak, jak tego oczekiwałam. Demokracja jest tam iluzją biorąc pod uwagę: korupcję, afery, czy chociażby ostatni bałagan związany z wyborami.
Sądzę, że lepiej pozostać w mojej drugiej ojczyźnie i celebrować następne Święta Dziękczynienia.
Krystyna Łukawska, psycholog, na emigracji od 26 lat
Najbardziej dziękuję ci, emigracjo, za to, że mogłam zobaczyć świat z drugiej strony, że spotkałam tu ludzi z całego świata. To zmieniło moje spojrzenie na życie, na ludzi. Pozwoliło mi rozwinąć tolerancję, zrozumieć tych, którzy są zupełnie inni niż ja, pochodzą z innej kultury, wyrośli w innych środowiskach, w innych warunkach.
Dziękuję ci za spełnienie łączącej nas wszystkich, którzy przyjechaliśmy do tego kraju, nadziei na lepszą przyszłość, na lepsze warunki dla rodziny, na szczęśliwsze życie. Dziękuję emigracji w imieniu ich wszystkich i własnym. Dziękuję też za to, że poznałam tyle różnych kultur, tyle różnych kuchni, tyle dobrego jedzenia. Polska zawsze będzie moim krajem ojczystym, natomiast tu jestem bardzo szczęśliwa i za to dziękuję emigracji.
Marek Wieczorek, kierowca ciężarówki, fotograf, poeta, na emigracji 25 lat
Dziękuję ci, emigracjo, przede wszystkim za to, że zapewniłem byt rodzinie tu i w Polsce. Dziękuję za to, że poznałem ten kraj. Za to, że zrealizowałem swoje marzenie o odwiedzeniu miejsc związanych z Ernestem Hemingwayem, moim ulubionym pisarzem. Obfotografowałem je. Udało mi się nawet zwiedzić prywatny dom, w którym popełnił samobójstwo. Właściciel mnie zaprosił i oprowadził, mam unikalne zdjęcia. W 1999 roku, w 100. rocznicę urodzin pisarza, napisałem o nim artykuł, który ukazał się w Polsce. Mam całą bibliotekę książek jego i o nim.
Dziękuję za spełnienie innego marzenia – o zwiedzeniu centrum lotów kosmicznych Cape Canaveral na Florydzie.
Za to, że poznałem inny świat, inne życie i mogłem się zrealizować jako fotograf; dużo publikowałem, miałem wiele wystaw – w Polsce i w Ameryce.
Ala Hołyk, psycholog, terapeuta uzależnień, koordynator polskiego programu GSLH w Haymarket Center, 28 lat na emigracji
Szanuję i kocham oba kraje: Polskę i Amerykę. Spotkało mnie wiele dobrego, mam rodzinę i przyjaciół w Polsce i w Ameryce. Mam szczęście i możliwość, by wziąć to, co najlepsze z obu krajów i kultur. Miałam 26 lat, kiedy przyleciałam do USA. Emigracja postawiła przede mną wiele wyzwań i pytań, jak przed większością emigrantów – wiele konfliktów wewnętrznych. Musiałam odpowiedzieć sobie, czy chcę w tym kraju zostać, czy chcę uprawiać mój zawód – być psychologiem. Z jednej strony emigracja konfrontowała moje słabości i przekonania, w to co wierzę, jakim jestem człowiekiem, jak chcę żyć. W zamian otworzyła wiele drzwi, pozwoliła się rozwijać, spełniać marzenia, oddychać. Nauczyła mnie pokory i tolerancji, odwagi, a przez to uczyniła mnie lepszym, silniejszym człowiekiem. Emigracja otworzyła mnie na zmiany i rozwój, nie pozwoliła się zatrzymać, pozwoliła poznać moje słabości, ale i mocne strony, talenty i możliwości. Dziś staram się oddawać i dzielić się tym, czym los na emigracji mnie obdarzył. Sprawia mi to wiele radości, rozwija mnie i spełnia. Jestem za to wdzięczna.
Daniel Jarosz, 21 lat, student psychologii, case manager w polskim programie leczenia uzależnień w Haymarket Center, na emigracji 12 lat.
Jestem wdzięczny emigracji, ponieważ Ameryka oferuje bardzo wiele ludziom, którzy chcą coś osiągnąć. Stany Zjednoczone, moim zdaniem, naprawdę są krajem możliwości, gdzie możesz zostać tym, kim tylko chcesz. Nie mogę w żaden sposób porównać Polski i USA, gdyż wyjechałem mając 9 lat. W Stanach przeżyłem swoje najpiękniejsze chwile i największe dramaty. Kiedy miałem 16 lat rozpocząłem najmroczniejszą przygodę mojego życia, wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Zacząłem tracić to, co miałem i kochałem, a zwróciłem się tam, gdzie nigdy nie chciałem być. Ogarnęła mnie straszliwa obsesja, której nie sposób było przerwać. Nie widziałem, że wszyscy chcieli mi pomóc. Kiedy wyleciałem ze szkoły, by zostać bezdomnym, myślałem, że to wina systemu. Poprzez mój upadek spotkałem ludzi, którzy poświęcają się, aby pomóc takim jak ja. Ludzi, którzy dali mi nadzieję, którzy pokazali mi, że w życiu chodzi o coś więcej, niż byłem w stanie zauważyć, którzy sprawili, że wróciłem do szkoły. Kiedy w końcu byłem gotowy zaakceptować to, co dla mnie mieli, zaczęła się niesamowita podróż mojego życia. W czasie tej podróży otrzymałem pomoc i przyjaźń. Otrzymałem też najważniejszy dar – wolność. Za nią właśnie jestem emigracji najbardziej wdzięczny. Dzisiaj pracuję z ludźmi, którzy upadli tak jak ja, żyjąc na ulicy, bez cienia nadziei. Ja mogę być tą pomocną dłonią, tak , jak kiedyś ktoś wyciągnął do mnie swoją dłoń. Gdyby nie Ameryka, moje życie rozegrałoby się zupełnie inaczej. Nie byłbym osobą, którą jestem dzisiaj i nie robiłbym tego, co robię.
Zbigniew Ostrega, tłumacz Departamentu Stanu, 29 lat na emigracji
W szerokim spojrzeniu, patrząc na te minione 29 lat, muszę po pierwsze stwierdzić, że spędziłem w tym kraju większość swego dorosłego życia. Zastanawiając się nad tym, co zawdzięczam emigracji trudno nie mówić o tym, co jest nierozłącznie związane z tym, co robiłem i robię, co udało mi się zobaczyć i przeżyć. Krótko sprawę ujmując, dzięki emigracji zyskałem bardzo dużo. Poznałem nowy kraj, nowych ludzi, nowe zwyczaje i tradycje. Zjeździłem wszystkie 50 stanów, co pozwoliło mi poznać tę piękną krainę bardziej dogłębnie niż Polskę, gdzie się urodziłem i spędziłem młodość. Waszyngton jest miejscem, gdzie mieszkam najdłużej spośród amerykańskich miasta i muszę z żalem stwierdzić, że stolicę USA znam lepiej niż Warszawę.
Mówiąc o innych korzyściach... Dzięki emigracji poznałem moją obecną żonę, co stało się stosunkowo niedawno. Ogólnie ujmując, to człowiek nie wie, jakby się nasze życie potoczyło w Polsce. Szansa, bym spotkał się z moją żoną w Polsce byłaby tak samo znikoma, jak szansa spotkania się tutaj, ale życie robi takie niespodzianki, że nie mogę powstrzymać się do złożenia podziękowań emigracji za to, że postawiła na swojej drodze moją dzisiejszą, wspaniałą małżonkę. Udało mi się też na emigracji wychować dwóch synów, którzy zapowiadają się bardzo dobrze. Choć trzeba zauważyć, że wychowanie dzieci jest nieprecyzyjną nauką i bez względu na to, czy w kraju, czy na emigracji, nie zawsze udaje się nam wychować pociechy tak, jakbyśmy tego chcieli.
Emigracja z całą pewnością bardzo mnie wzbogaciła i dała mi szersze spojrzenie. Jako tłumacz miałem szczęście pracować w okresie, gdy Polska miała swoje pięć minut na arenie międzynarodowej, a o tym, co się działo w Polsce rozczytywano się niemal na całym świecie. W tym okresie niemal wszystko w stosunkach polsko-amerykańskich zaczęło się zmieniać. Do Stanów zaczęli przyjeżdżać z Polski ludzie, którzy mieli wpływ na kształtowanie opinii publicznej, a ja, jako tłumacz, miałem przyjemność tym rozmowom towarzyszyć. Tłumaczyłem całym zastępom polskich polityków, dziennikarzy, nauczycieli, historyków, przedstawicieli parków narodowych i wielu, wielu innych ciekawych i fascynujących zawodów. Dało mi to takie spojrzenie i zrozumienie, jakiego nie daje się inaczej nabrać, jak tylko mieszkając na emigracji w tym kraju. Trafiałem na ludzi, którzy na poziomie eksperckim znali daną tematykę, co – przypuszczam – zwykłemu śmiertelnikowi by się nie udało. Ten okres był szczególnie ciekawy i tak rozwijającego zajęcia na jakie natrafiłem wtedy, właśnie na emigracji, trudno byłoby gdzie indziej znaleźć. I w tym kontekście emigracja dał mi możliwość zrozumienia Ameryki w sposób dogłębny, który przypuszczalnie trudno byłoby osiągnąć, gdybym zajmował się czymś innym. Ponadto zmiany, jakie w Polsce nastąpiły, transformacja jaka nadeszła – to wszystko widziane z perspektywy Ameryki było bardzo ciekawe i niezwykle pouczające. A kulminacją tego wszystkiego był fakt, że w czerwcu tego roku mogłem mieć swój niewielki udział w obchodach 25-lecia wolności w Polsce. Towarzysząc prezydentowi Obamie mogłem dostrzec postęp, jaki Polska w ostatnim ćwierćwieczu poczyniła. Jest to postęp dostrzegalny gołym okiem, z którego chyba każdy jest dumny. Wiem, że wielu, szczególnie młodych ludzi, nie widzi dla siebie w Polsce żadnych perspektyw. Opuszczają kraj, by rozpocząć życie na emigracji, choć to chyba nie najlepsza decyzja. Uważam, że obecnie trwa okres świetności Polski, w której można i należy się odnaleźć. Młodzi ludzie powinni nieustannie podnosić swe umiejętności, by jak najlepiej służyć swej ojczyźnie. Mają obecnie całkiem inne możliwości i inny start, który umożliwia im osiąganie życiowych celów na poziomie innych krajów Unii Europejskiej. Przed 30 laty jak takich szans szerszego zrozumienia świata nie miałem. Dzisiaj uczelnie obowiązkowo wysyłają studentów zagranicę, by poznali inne systemy kształcenia i inną rzeczywistość. Gdybym dzisiejszemu młodemu człowiekowi miał radzić, czy emigrować czy nie, moja odpowiedź by brzmiała: Ucz się pilnie i podnoś swoje umiejętności w jakiejkolwiek dziedzinie na miejscu. Polska zawsze była żądna i głodna świata i Polacy zawsze chcieli gdzieś wyjechać. Myślę, że to się nie zmieniło, a młodzi ludzie chyba tym bardziej chcą się wyrwać zagranicę. Szansa studiowania czy odbywania praktyk zagranicą to z całą pewnością rzecz, która zmieni mentalność młodego człowieka, ale podstawy wykształcenia trzeba bezwzględnie zdobyć w swojej ojczyźnie, by potem móc zagranicą podwyższać jego poziom lub błyskać wiedzą wobec studentów z innych krajów. Istniejący obecnie system praktyk czy stażów zagranicznych – co szczególnie jest widoczne w Waszyngtonie − pozwala Polakom zdobywać doświadczenie, które w razie konieczności pozostania na emigracji bardzo złagodzi skutki takiej decyzji. Jednocześnie nie zachęcam do emigracji. Do poznawania świata tak, ale niekoniecznie do emigracji Jest rzeczą przyjemną wrócić z dalekich podróży do swoich – rodziny, przyjaciół, znajomych. A gdy emigracja ma się kojarzyć z samotnością, to wypada z niej zrezygnować. Zwłaszcza, że w dzisiejszych czasach Polacy nie muszą emigrować, a jedynie chcą.
Koralia Ostrega, pracownica wydawnictwa, 37 lat
W pierwszych latach pobytu w USA byłam przekonana, że wrócę do Polski. Miałam nadzieję, że tutaj się dokształcę, nabiorę zawodowego doświadczenia i wrócę do starej ojczyzny.
Tak się nie stało, ale wszystko poszło jakoś tak łagodnie. I patrząc w tył mogę stwierdzić, że jestem wdzięczna emigracji. Wdzięczna za to, że otworzyła mi oczy na różnorodność kultur, tradycji, zwyczajów, spojrzeń na życie, itd. Krótko mówiąc na to, czego w Polsce nie było. W Polsce mieliśmy jeden schemat – jedną szkołę, jeden kościół, do którego się chodziło, a społeczeństwo było zdecydowanie dużo bardziej zamknięte. Albo ktoś się zgadzał z takim podejściem, albo człowiek się w jakiś sposób buntował. Nie było różnorodnych dróg rozwoju i sposobu życia, który mógłby sobie wybrać. W tym kraju zaś takie możliwości istnieją i chyba ten fakt – moim zdaniem – przyciąga emigrantów z całego świata. Także i mnie skłonił do rezygnacji z powrotu do ojczyzny. Niesamowity jest bowiem fakt, że mimo takiej masy ludzi wywodzących się z wielu kultur, mieszkańcy Stanów Zjednoczonych żyją z sobą w takiej zgodzie.
To emigracja umożliwiła to, że w Stanach mogłam podszlifować język i zwyczajnie ukończyć studia. Było to możliwe dzięki doskonałemu systemowi stypendiów, który jest bardziej rozbudowany niż w Polsce. Tutaj też miałam szansę poznać Polonię. Wspaniałą grupę emigrantów z Polski zamieszkujących Waszyngton i Baltimore, z którą wspólnie obchodzę wszystkie polskie uroczystości. Ta Polonia jest i sympatyczna, i prężna, i wyciąga do siebie ręce i mogę jeszcze o niej powiedzieć wiele innych komplementów. Jestem wdzięczna, że mimo, iż życie na obczyźnie jest z całą pewnością trudniejsze niż w ojczyźnie, to mnie udaje się je spędzać niemal bezboleśnie. Pewnie dlatego, że mam cudownego, polskiego męża i polskie, przyjazne środowisko wokół siebie.
Marzena Brogdon, pielęgniarka, 22 lata na emigracji
Emigracji zawdzięczam bardzo wiele, ale głównie chyba to, że mogę tutaj wieść inne życie niż było w Polsce. Wprawdzie w Polsce jest równie pięknie jak tutaj, w sklepach także jest wszystko, ale Polaków w starym kraju nie stać na to wszystko, co my tutaj możemy kupić. Gdy przyjechałam 22 lata temu, ta przepaść była jeszcze większa. Teraz nieco zmalała, ale i tak na cokolwiek, co się chciałoby kupić, trzeba znacznie dłużej pracować niż w Stanach Zjednoczonych. Porównując z tym co mam tutaj, to w Polsce z całą pewnością bym tego nie miała. I to biorąc pod uwagę pracę, edukację i wszystko, do czego doszłam własnymi rękami. Wiadomo, że jako imigranci nie zarabiamy tyle co Amerykanie, to mimo wszystko stać nas na wiele więcej niż w kraju, który opuściliśmy. W Polsce musiałam przykładowo na telewizor odkładać przez bardzo długi okres, zaś tutaj mogłam tylko za dodatkowy dzień pracy kupić taki artykuł domowego użytku dla swojej rodziny.
Chyba tylko tutaj jest możliwe, że mnie, matkę samotnie wychowującą dziecko stać było nie tylko na utrzymanie naszej rodziny, ale też każdego roku chociaż na malutkie wakacje. Byłam w stanie utrzymać samochód, wysłać dziecko do szkoły katolickiej i szkoły polskiej. Miałam też możliwość wyboru szkoły, bo w sąsiedztwie nie była najlepsza. Mnie dano możliwość wyboru godzin pracy tak, bym mogła bez przeszkód dowozić dziecko na zajęcia. Czyż można chcieć czegoś więcej?
Wykonując na emigracji zawód pielęgniarki mam możliwość ocenić poziom opieki medycznej w obu krajach. I tu niestety polska służba zdrowia daleko odstaje od amerykańskiej. Ogromnie się cieszę, że jestem objęta tak znakomitą opieką medyczną. Obserwując na co dzień widzę poświęcenie amerykańskich pielęgniarek i lekarzy dla swego zawodu. Ale też i imigranci są w zawodach medycznych najbardziej doceniani. Obcokrajowcy są obecnie chętnie przyjmowani do pracy w służbie zdrowia. Docenia się naszą fachowość i pracowitość. I również za to jestem wdzięczna, że na emigracji mogłam wyuczyć się zawodu i znaleźć miejsce pracy, które lubię i w którym jestem szanowana.
Wszystkim naszym Czytelnikom życzymy jak najwięcej satysfakcji ze swojej emigranckiej codzienności. Także przy świątecznym stole!
Redakcja
fot.pixabay.com