Z reżyserem filmu „Nasz Kasprowy”Januszem Julo Susem o powstaniu tego dokumentu i planach zawodowych na przyszłość, rozmawia Krystyna Cygielska.
Przywiózł Pan do Ameryki swój wspaniały film, o którym słyszymy już od jakiegoś czasu. Gdzie został pokazany?
– W Chicago u Podhalan i w Chopin Theatre, obejrzała go też Polonia w Indianapolis. Za każdym razem był świetnie przyjęty.
Widzowie wzruszają się, oglądając historię kolejki linowej na Kasprowy Wierch.
– Ten film miał być opowieścią wzruszającą. To kawałek historii nas, Polaków – od 1935 do 2010 roku. Jest co opowiadać, ponieważ przez kolejkę przewinęły się takie postacie jak papież Jan Paweł II czy prezydent Ignacy Mościcki, który ją otwierał. Ta historia dotyczy każdego, kto w tym wagoniku został przewieziony w magiczny świat gór, a chyba każdy Polak ma jakieś wspomnienia z gór – czy to z nart, czy z lata. Nie ma chyba nikogo, kto by nie słyszał o kolejce na Kasprowy, więc jest to wręcz trochę symbol narodowy. A tak naprawdę to nie jest historia kolejki, tylko historia ludzi, którzy ją budowali, którzy nią jeździli, którzy byli z nią związani.
Jak zrodził się pomysł nakręcenia „Naszego Kasprowego”?
– Rafał Sonik, który jest producentem filmu, zorganizował na zakończenie działalności starej kolejki wspaniałą imprezę, nazwaną „pożegnaniem babci kolejki”. Na górze oddaliśmy hołd wszystkim związanym z nią ludziom – przez mszę świętą, potem zaczęliśmy jeździć na nartach, bawić się, śmiać... Okazało się, że ta kolejka i jej ludzie mają tyle do opowiedzenia, że trzeba było to szybko sfilmować, bo ci ludzie nie byli coraz młodsi.
Po wielu nieoficjalnych rozmowach w restauracji na Kasprowym Wierchu usiedliśmy z Rafałem Sonikiem i z Markiem Gajewskim, i powiedzieliśmy: „Jesteśmy o krok od historii, która odchodzi, i od historii, która będzie pisana na nowo. I jeżeli ci ludzie zostaną utrwaleni na taśmie filmowej, i opowiedzą nam tę historię, to jesteśmy centymetr od tego, żeby zrobić naprawdę interesujący film dokumentalny”. Rafał w to uwierzył i powiedział: „Dobra, róbcie”, zwłaszcza że jest zakochanym w Tatrach człowiekiem biznesu i bardzo nam pomógł. A Marek Gajewski, który zapraszał na tę imprezę, zna wszystkich i wie, jakie mają telefony, więc wyłuskał nam najważniejsze postaci z naszego filmu. Ja na co dzień jestem operatorem filmowym, mam za sobą wiele filmów fabularnych. Przypadło mi w udziale bycie reżyserem. To wspaniałe uczucie, kiedy się siada i myśli, jak ten materiał będzie wyglądał w końcowej fazie.
Czy organizacyjnie było to łatwe przedsięwzięcie?
– Mieliśmy to szczęście, że wiele osób ze świata zawodowego nam pomogło. Kiedy mówiłem, że potrzebna nam jest kamera, padało pytanie: „A co robicie?” „Film o Kasprowym”. „To macie za darmo”. „Potrzebne światło? Dobra, bezpłatnie”. Okazało się, że w takich niekomercyjnych sprawach ludzie w Polsce chętnie pomagają i dzięki temu mogliśmy prawie własnym sumptem to zrobić.
Czy jest Pan związany w jakiś sposób z górami?
– Lubię góry, lubię je fotografować. Kiedyś się wspinałem na tatrzańskich szlakach wspinaczkowych. Góry są dla mnie miejscem, gdzie po każdym filmie lubię odpocząć. Byłem też trzy razy w Himalajach na amatorskich wyprawach i te góry są zawsze bliskie mojemu sercu. W dzieciństwie z ojcem i rodzeństwem chodziliśmy w góry. W górach poznawało się najfajniejszych ludzi i najfajniejsze dziewczyny.
Mieszkał Pan w pobliżu gór?
– Pochodzę z Tarnowa. W piątek wieczorem mama kupowała chleb, żółty ser i konserwę turystyczną, w sobotę rano się wsiadało do pociągu i się jechało albo do Zakopanego, albo do Krynicy, z tym że nawet częściej do Krynicy, bo w Zakopanem było trochę drożej. Więc nie jestem góralem, tylko miłośnikiem gór i całej kultury góralskiej.
Jednym z sukcesów „Naszego Kasprowego” jest patronat medialny National Geographic.
– Tak, to nie każdemu się udaje. Cenimy też patronat „Dziennika Związkowego”, który poznałem paręnaście lat temu, kiedy byłem przez pół roku w Chicago.
Jakie ma Pan plany na następny film?
– Trochę zmienimy kierunek, bo pojedziemy nad morze. To będzie film niezwykły, o tajemnicy zaginięcia okrętu podwodnego ORP „Orzeł”. Już zaczęliśmy go robić. W czerwcu pojechaliśmy na Morze Północne między Szkocją, Szwecją i Grenlandią, bo dostaliśmy informację, że tam może być wrak. Z przyjaciółmi – nurkami, historykami Hubertem Jandą i Tomaszem Stachurą, byliśmy na poszukiwaniach. Z archiwów brytyjskich mamy informację, że tam może być. Zatopiony prawdopodobnie przez friendly fire – brytyjskie samoloty. Sprawdzamy tę hipotezę, udało nam się z właściwym sprzętem przeczesać kawał morza i 16 wraków. Wiele osób już nam bardzo kibicuje przy tym filmie. Gdyby nam się udało „Orła” odnaleźć, rozwiązana byłaby jedna z największych tajemnic II wojny światowej. Myślę, że na wiosnę wyruszy kolejna wyprawa poszukiwawcza. Mamy zatrudnioną jedną z najlepszych ekip nurkowych z firmy Santi.
A jeżeli okręt się nie znajdzie?
– To można go będzie szukać dalej. A film na pewno powstanie.
Tymczasem mamy w Chicago „Nasz Kasprowy” na dyskach.
– Myślę, że może być dobrym prezentem na święta. Kiedyś siadało się przy kominku i opowiadało dziwne historie. Nasza nie jest dziwna, za to jest piękna i wspaniała. Papież po jeździe kolejką wpisał do księgi pamiątkowej „Benedicite montes Dominum”, (Chwalcie góry Pana), a prezydent Mościcki: „Doświadczyłem nadzwyczajnych wzruszeń”. To nasze polskie przeżycia.
Dziękuję za rozmowę.
Krystyna Cygielska
[email protected]
Film do kupienia w USA pod adresem: www.naszkasprowyusa.com
______________________________
Janusz Julo Sus jest absolwentem szkoły filmowej w Łodzi, operatorem filmowym, miłośnikiem gór z doświadczeniem wspinaczkowym. Pracował jako operator przy wielu polskich serialach i filmach fabularnych.
Reklama